Różne są zdania teologów na temat wymowy przemienienia Pana Jezusa. Jedni twierdzą, że było to objawienie Jego bóstwa. Inni, przeciwnie, widzą w tym wydarzeniu objawienie Jego człowieczeństwa w takim kształcie, jaki miało ono przybrać w chwale nieba po zmartwychwstaniu. Tak czy owak, dla Piotra, Jakuba i Jana było to nowe, niezwykłe doświadczenie Bożej obecności, związane z potwierdzeniem przez Ojca wybrania Jezusa. To przeżycie, czytelna zapowiedź zmartwychwstania, miało umocnić Apostołów na dni męki i śmierci Mistrza.
Było to spotkanie niezwykłe i wyjątkowe, jednak jego poszczególne elementy zdają się towarzyszyć również naszym codziennym, zwyczajnym kontaktom z Bogiem. Także z postawy Apostołów wiele możemy odkryć w sobie samych, gdy stajemy w wobec Boga. Dlatego warto raz jeszcze przyjrzeć się scenie przemienienia Pana Jezusa, aby dostrzec, w jaki sposób dokonuje się objawienie Boga człowiekowi i jak możemy w nim owocnie uczestniczyć. Być może przekonamy się, że i nasze doświadczenie nie jest dalekie od apostolskiego, a jako takie może stanowić oparcie na wszelkie trudne, bolesne momenty, jakie przynosi czas.
Spotkanie na Taborze. Jego organizatorem jest Jezus. To On wybrał trzech spośród Apostołów, On ich wezwał i przyprowadził na to miejsce. Tu przemienił się wobec nich, pozwalając im poznać siebie jako kogoś należącego do innego świata, a równocześnie bliskiego – kogoś, kto rozmawiając z Mojżeszem i Eliaszem równocześnie jest gotów do rozmowy z Apostołami. W spotkaniu tym dokonało się także objawienie Boga Ojca, którego głos potwierdził prawdę o Jezusie wypowiedzianą podczas chrztu w Jordanie: jest On Synem Boga – Synem Jego upodobania (por. Mk 1, 9-11). Wreszcie ostatnim, istotnym elementem tego spotkania jest wzbudzenie w Apostołach świadomości, że jest pragnieniem samego Boga Ojca, by byli posłuszni Jezusowi: „Jego słuchajcie” (Mk 9, 7).
Postawa uczniów, z kolei, jest zdeterminowana sytuacją, w jakiej się znaleźli. Ich odczucia są mieszane. Podczas gdy Ewangelista zaznacza, iż „byli przestraszeni” (Mk 9, 6), słowa Piotra wyrażają zachwyt: „dobrze, że tu jesteśmy” (Mk 9, 5). Z tego pomieszania uczuć zrodziły się słowa Piotra, nieskładne, nieporadne – wydawać by się mogło – nie na miejscu. A jednak były one potrzebne. Już samo to, że Piotr odważył się mówić, ma wyjątkowe znaczenie. Ten fakt pozwala stwierdzić, że dzięki obecności Chrystusa dystans pomiędzy małością człowieka i świętością Boga przestaje być barierą uniemożliwiającą wzajemny kontakt. Strach wobec nieskończoności Boga nie przytłacza Apostoła do ziemi, jak starotestamentalnych patriarchów i proroków, którzy spotykali się z Bogiem twarzą w twarz. Ośmiela go właśnie obecność Chrystusa. A ze słów Piotra możemy wiele się dowiedzieć: że było im tam dobrze; że przemieniony Jezus był nadal bliski, obecny duchem i ciałem; że Mojżesz i Eliasz, z którymi rozmawiał, nie byli zjawami, ale rzeczywiście obecnymi osobami – tak dalece rzeczywistymi, że mogli zamieszkać w namiotach.
A jednak wydaje się, że cenniejsze było milczenie, które zapadło, gdy Piotr uświadomił sobie, że nie przyszli tam stawiać namiotów. W milczeniu patrzyli, jak otacza ich obłok (biblijny znak obecności Ducha Świętego) i wsłuchiwali się w słowo Boga skierowane właśnie do nich. W milczeniu dotarło do nich wezwanie Ojca do posłuszeństwa Jezusowi. Bez słowa słuchali zapowiedzi zmartwychwstania, gdy Mistrz przykazywał im, by nikomu nic nie mówili o tym, co widzieli. Posłuszni, zachowali milczenie do końca. W naszym życiu niezmiernie rzadko dokonują się takie wyjątkowe spotkania z Bogiem. Wiele jest jednak okazji zwyczajnych, które mogą przynosić nie mniejsze owoce niż tamto na Taborze. Sakramenty, szczególnie pokuty i Eucharystii, modlitwa, lektura Pisma Świętego, rekolekcje, pielgrzymki i inne przeżycia religijne są takimi momentami łaski. Aby nie minęły one niezauważone i bezowocne, trzeba wpierw zdawać sobie sprawę, że to Chrystus jest ich inicjatorem i organizatorem.
On zaprasza do spotkania, wybiera czas i miejsce, i tak układa jego przebieg, aby było jak najbardziej owocne. Dlatego, jak mawiali Ojcowie Kościoła, od nas zależy, byśmy chcieli się modlić i stawali do modlitwy, zaś kształt tego spotkania z Bogiem to już dzieło Bożej łaski. W spotkaniach tych nie należy koncentrować się na własnych odczuciach, czy będzie to fascynacja czy strach, ból czy radość, zniechęcenie czy entuzjazm. Nie trzeba ich zagłuszać, ale starać się je wyrazić tak, jak nas na to stać w tym momencie. Wypowiedziane, odsłaniają prawdę o tym, co stanowi nasze najgłębsze, najbardziej własne przeżycia. Dlatego słowa każdej modlitwy, nawet najbardziej nieporadne, są cenne. Ich wartość rośnie, gdy stają się rozmową z Chrystusem. Nie można zapominać, że jest On osobą bliską, kochającą, choć nie należącą do tego świata: Bóg-Człowiek, wszechmocny i rozumiejący Pośrednik. W tej rozmowie trzeba umieć zamilknąć, aby wsłuchać się w to, co Bóg ma nam do powiedzenia. Ewangelia, drugi człowiek, różne sytuacje przyniosą nam Boże objawienie o Chrystusie, o naszym życiu i sensie jego poszczególnych chwil, o przyszłym zmartwychwstaniu. W końcu dotrze do naszych serc wezwanie do posłuszeństwa Chrystusowi.
A wtedy, nawet gdy nie rozumiemy do końca, co Bóg właśnie chce nam objawić, nie pozostaje nic innego, jak ufać i w mocy Ducha Świętego współpracować z otrzymaną łaską. Świadomość, że jesteśmy z Chrystusem, a zmartwychwstały Chrystus z Ojcem, pomoże przetrwać wszelkie doświadczenia krzyża.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Thomas Vitali/Unsplash.com