Od początku pontyfikatu przylgnęło do Jana Pawła II określenie „atleta Boga”. Kiedy pojawił się na placu św. Piotra uśmiechnięty, energiczny, kroczący dynamicznym krokiem po schodach bazyliki wydawało się, że ten mocny i tryskający zdrowiem mężczyzna nie będzie potrzebował lekarzy. Wszystko jednak zmieniło się pewnego wiosennego dnia 1981 roku – kule wystrzelone z pistoletu mordercy nie zabiły go, lecz pozostawiły trwały ślad na jego zdrowiu. Od 13 maja 1981 roku Jan Paweł II stał się także „człowiekiem cierpienia”. Choroba i cierpienie stały się nieodłącznym elementem jego życia. Przez 27 lat, aż do 2 kwietnia 2005 r., przy Janie Pawle II czuwał jego osobisty lekarz, dr Renato Buzzonetti, szczególny świadek życia „Papieża cierpienia”. Przeszedł do historii jako lekarz czterech Papieży, ale czas spędzony przy boku Jana Pawła II wspominał szczególnie. Czuwał nad jego zdrowiem, pomagał w zapobieganiu chorób, leczył gdy ten zachorował. Towarzyszył mu wszędzie, w jego licznych podróżach zagranicznych, podczas pobytów w szpitalach, w czasie rekonwalescencji i dochodzenia do zdrowia – zawsze czujny, dyskretny.
„Po raz pierwszy spotkałem [Jana Pawła II] w Sali Królewskiej – wspominał dr Buzzonetti – kilka minut po pierwszym uroczystym błogosławieństwie, którego udzielił z Loży Błogosławieństw. Kierowałem wówczas ekipą lekarzy, której zadaniem była opieka sanitarna nad uczestnikami konklawe. Nieco wcześniej wdziałem nowo wybranego papieża wychodzącego z kaplicy Sykstyńskiej – jego nowa, biała piuska wydawała się płynąć ponad świętującym tłumem otaczających go kardynałów i prałatów. Zatrzymał się w Sali Królewskiej, by pozdrowić purpuratów, którzy brali udział w konklawe. Ktoś musiał go poinformować o mojej długiej znajomości z bp. Andrzejem M. Deskurem, który w tych dniach został przewieziony w ciężkim stanie do Polikliniki im. Gemelli. Ojciec Święty, widząc mnie, położył mi rękę na ramieniu i spytał o najnowsze wiadomości o stanie zdrowia swego wielkiego przyjaciela. Poprosił mnie także, bym dowiedział się, jak się mają obecnie sprawy. Odpowiedziałem, że telefony są zablokowane z powodu konklawe. ‘Niech Pan spróbuje pomimo wszystko’ – nalegał Papież „.
Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że kilka miesięcy później usłyszy z ust Papieża Wojtyły zaskakującą propozycję. Miało to miejsce 29 grudnia 1978 r.: „Gdy byłem w pracy w szpitalu San Camillo – opowiadał dr Buzzonetti – zadzwonił do mnie ks. prał. John Magee, drugi prywatny sekretarz Papieża. Prosił, bym przyszedł do niego. Udałem się wieczorem do papieskiego apartamentu przekonany, że prałat ma grypę. Czekałem na niego, lecz ku memu zdziwieniu w saloniku zjawił się Jan Paweł II z dwoma polskimi lekarzami. Ojciec Święty poprosił mnie, bym usiadł przy stole, i zaproponował mi stanowisko osobistego lekarza. Chociaż był osobą zdrową, uznał za stosowne zdać mi dokładną – z datami i danymi – relację o przebytych chorobach. Tego wieczoru zaprosił mnie również na kolację. Następnego dnia napisałem list do ks. Stanisława Dziwisza, w którym poinformowałem że akceptuję propozycję i że w przyszłości podam się do dymisji, jeżeli Papież będzie tego chciał. Dodałem, że będę krytykowany za podjęcie się tak poważnego zadania, i że również Jan Paweł II będzie krytykowany za to, że mnie wybrał. Moje przewidywania się sprawdziły”. Jakie relacje łączyły pacjenta ze swoim lekarzem? Dr Buzzonetti podkreślał, że ich więź charakteryzowała wielka prostota. Zawsze był z Papieżem szczery, odnosił się do niego w sposób synowski i pełen szacunku, ten z kolei darzył swego lekarza pełnym zaufaniem. „Papież był pacjentem posłusznym i uważnym – mówił o Papieżu. Zawsze chciał wiedzieć, jaka jest przyczyna jego mniejszych i większych problemów zdrowotnych, chociaż nie była to obsesyjna ciekawość, charakteryzująca wielu chorych. Był bardzo precyzyjny w opisie swoich dolegliwości, ale wynikało to z pragnienia, aby jak najszybciej wyzdrowieć i wrócić do pracy. „Jan Paweł II – zapewniał Doktor – nie okazywał zniechęcenia w cierpieniu. Nie lubił natomiast zastrzyków, choć tolerował je motywowany chęcią wyzdrowienia”.
Po dwudziestu latach oddanej służby Papieżowi dr Buzzonetti poprosił o zwolnienie z swej funkcji. Sugerował, że już czas przeprowadzić roztropne zmiany personalne. Ojciec Święty nie przystał na tę prośbę. W jednej z rozmów z papieskim sekretarzem, abpem Stanisławem Dziwiszem usłyszał, że Papież w każdej Mszy Świętej wspomina swego lekarza i darzy go wielką życzliwością, czego nigdy nie ukrywał. Buzzonetti towarzyszył swemu Pacjentowi do końca jego ziemskiej wędrówki: „Osobiście stwierdziłem zgon. (…) nad jego ciałem obecni odśpiewali Te Deum. Hymn chwały i dziękczynienia łączył się z jednogłośną modlitwą, którą wznosili zgromadzeni na placu wierni…”.
Ten sam hymn wyśpiewaliśmy dziś żegnając zmarłego przed paroma dniami dr Buzzonettiego, dziękując Bogu za jego życie i służbę. Podczas uroczystości pogrzebowych kard. Dziwisz powiedział: „Ufam, że św. Jan Paweł II wyszedł naprzeciw Doktorowi Buzzonettiemu i że dziś obaj są już w Domu Ojca. My natomiast modlitwą, pragniemy towarzyszyć Zmarłemu, wyrażając w ten sposób naszą żywą wdzięczność .” Niech odpoczywa w pokoju wiecznym…
Tekst opracowano na podstawie R. Buzzonetti, Dni cierpienia i nadziei, w: Pozwólcie mi odejść. Siła w słabości Jana Pawła II, tł. M. Romanowski, Częstochowa 2006, s. 57-88; W. Rędzioch, Niezapomniany. JPII we wspomnieniach przyjaciół i współpracowników, Kraków 2015, s. 145-158.