W dobrej, tradycyjnej religijności Boże Narodzenie przeżywane jest jako święto rodzinne. Młodzi i starzy oblubieńcy odnajdują swoją miłość w miłości Maryi i Józefa. Rodzice na nowo przeżywają wraz z Nimi radość z narodzin własnego dziecka. Odżywa poczucie, że Bóg jest obecny w ich życiu i darzy ich błogosławieństwem na dobre i na złe. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że ten pogodny, pełen pokoju obraz rodziny nie odpowiada w pełni codziennej rzeczywistości, w której ludzka miłość wystawiana jest na próbę przez doświadczenie własnej i cudzej słabości. Niektórzy usiłują więc zapomnieć na moment o swoich zwyczajnych problemach i przeżywać Boże Narodzenie w nieco wymuszonym pokoju. Niestety, wraz z ostatnią kolędą pryska odświętna atmosfera i wraca szara rzeczywistość z jej troskami. Tymczasem Święta mogą stać się początkiem nowej, lepszej codzienności, jeśli jej problemy skonfrontujemy z tajemnicą Wcielenia, w której działanie Boga przenika losy konkretnych ludzi. Ewangelia ostatniej niedzieli Adwentu daje ku temu sposobną okazję.
Oto spotykamy się z Józefem, który staje wobec trudnego wyboru: kontynuować małżeństwo z umiłowaną Maryją, czy też oddalić Ją. Powód? Lęk przed przyszłością, w której musiałby podjąć trudną miłość. Maryja oczekuje dziecka, które nie jest jego potomkiem. Cokolwiek by o tym sądził, ich miłość jest wystawiona na próbę. Odsuwa od siebie myśl o zdradzie Maryi. Usiłuje wierzyć, że to Bóg wybrał Ją sobie, aby spełniły się słowa Pisma, iż „Panna pocznie i porodzi syna” (Iz 7, 14). Tym gorzej! Jeśli Ona jest wybranką Boga, to czy on – biedny cieśla – może rościć sobie jakiekolwiek prawo do Jej miłości? Boi się. Nie, nie Maryi, nie utraty dobrego imienia. Boi się próby własnej miłości. Woli usunąć się, oddalić ukochaną, niż stanąć na drodze Bogu. Już zdecydował, że oddali Maryję. Chce uczynić to potajemnie. Jako sprawiedliwy, czyli wierny Bogu i wierny swojej miłości, stawia siebie w pozycji Maryi, usiłuje Ją zrozumieć i zdaje sobie sprawę, co przeżywałaby, gdyby dał Jej przepisany Prawem list rozwodowy. To sugerowałoby, że Maryja jest winna zdrady i pociągnęłoby za sobą konieczność publicznego sądu i najprawdopodobniej wyrok śmierci. Oszczędzi Jej zniesławienia, ale nie jest w stanie być z Nią nadal.
Potrzeba interwencji samego Boga, aby Józef zmienił decyzję. Bóg mówi do niego we śnie, czyli wtedy, gdy zawieszone jest wszelkie ludzkie rozumowanie. Myśl bowiem często zawodzi, gdy człowieka opanowuje lęk. „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki” (Mt 1, 20). Bóg przypomina Józefowi, że jest potomkiem Dawida. Korzenie jego sprawiedliwości tkwią więc w religijnej tradycji, w której wielokrotnie Bóg okazywał swoją miłość i łaskawość. Może więc zawierzyć Jego miłości i być pewnym Jego błogosławieństwa. Odnośnie Maryi, Bóg odwołuje się do miłości, która Józefa z Nią połączyła. Przypomina mu, iż jest Ona jego Małżonką. Jego obawy ustąpią jedynie wtedy, gdy zrozumie, że nic i nikt nie jest w stanie rozerwać ich związku miłości. Co więcej, stanie się narzędziem w ręku Boga, z Jego polecenia nadając Dziecięciu imię i wprowadzając Je w ludzki świat. Józef nie ma już wątpliwości. Posłuszny Bogu, bez obaw podejmuje swoje zadanie, ratując miłość, która złączyła go z Maryją.
Czasem młodzi ludzie, których łączy miłość, nie mogą zdecydować się na małżeństwo. Lęk przed decyzją na całe życie, nieufność do siebie i do ukochanej osoby budzi szereg wątpliwości. Rozważane ,,za i przeciw” mogą nawet prowadzić do rozstania. Historia przeżyć Józefa uczy, że w podjęciu właściwej decyzji może pomóc postawienie sobie trzech konkretnych pytań: Czego się lękam? Czy jestem sprawiedliwy, to znaczy: czy chcę tego, czego dla mnie i dla ukochanej osoby pragnie Bóg? Czy jestem zdecydowany na to, by być wiernym? Gdy znane są już odpowiedzi, trzeba zaprzestać chłodnych kalkulacji i, na modlitwie, sercem słuchać natchnień Ducha Bożego. Gdy przychodzi odpowiedź, której znakiem jest wewnętrzny pokój, trzeba zaufać Jego miłości. Nie oznacza to, że przyszłość nie przyniesie momentów próby. Już nie spotkanie z Bożą wolą, jak w przypadku Maryi i Józefa, ale doświadczenie zwyczajnej ludzkiej niewierności i słabości może zagrażać małżeńskiej jedności. Jaką wtedy zająć postawę, aby nie popaść w pokusę ucieczki? Odpowiedź daje znów historia Józefa. Wpierw trzeba uświadomić sobie, kim jestem. Jestem tym, który przed Bogiem złożył człowiekowi przysięgę miłości i wierności. Potem trzeba postawić siebie w sytuacji współmałżonka, wejść w świat jego przeżyć, aby go lepiej zrozumieć. To pozwoli określić, gdzie leży przyczyna rodzinnych kłopotów. Być może wina leży po obu stronach. I od nowa trzeba pytać o swoją sprawiedliwość: Czy tak do końca jestem wierny Bogu i człowiekowi? Czy moja miłość, którą szczerze wyznawałem, nic już nie znaczy? Odpowiedź znów przyjdzie na modlitwie, wraz z mocą ku przetrwaniu wszelkich przeciwności. Trzeba jeszcze zdobyć się na zaufanie Bogu, który w sakramencie wszedł w rodzinne życie i wciąż błogosławi – na dobre i na złe. Miłość sprawiedliwego może być trudna, ale nigdy beznadziejna. W przeddzień Bożego Narodzenia, wpatrując się w postać Józefa oczekującego Zbawiciela, pragnę życzyć młodym i starszym oblubieńcom, by czas świąteczny był dla nich odkrywaniem na nowo własnej wiernej miłości; samotnym, by w swej samotności rozpoznali zamysł Boży; wszystkim, by dni te pozwoliły radośnie doświadczyć, że świat jest domem, do którego Józef wprowadził Maryję, noszącą pod sercem Emmanuela.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Kyle Head/Unsplash.com