Można dni Adwentu przeżywać jak wszystkie inne dni roku. Można wypełnić je pracą, nauką, zabawą, spotkaniami, wszystkim tym, co stanowi treść zwyczajnej codzienności. Można w ogóle nie myśleć o tym, że nadchodzą święta. Przyjdą, jak co roku. Przeminą w kolędowej atmosferze. Znowu wrócimy do codziennych zajęć, spraw, problemów. Życie potoczy się ustalonym torem. Jednak wielowiekowa tradycja Kościoła wzywa chrześcijan, aby te adwentowe dni przeżywali w sposób odmienny. Od początku dziejów chrześcijaństwa Adwent był traktowany jako oczekiwanie na spotkanie z Chrystusem przychodzącym w tajemnicy betlejemskiej nocy. Równocześnie miała to być coroczna, czterotygodniowa lekcja oczekiwania na spotkanie z Nim, gdy przyjdzie w dniu ostatecznym. Od wieków lekcja ta składa się wpierw z przypomnienia prawd wiary o Bożej miłości, z której zrodził się plan zbawienia człowieka, o przedwiecznym Synu Bożym, który z tej samej miłości zechciał wejść w ramy czasu i o Duchu Świętym – Miłości Ojca i Syna, który sprawił, że Zbawca począł się w łonie Dziewicy Maryi i stał się Człowiekiem. Adwentowa edukacja przynosi też prawdy o człowieku: o jego grzechu, o zniewoleniu złem, o pragnieniu wyzwolenia i wreszcie o tęsknocie za Tym, który przyniesie wolność.
W końcu mądrość Kościoła uzupełnia te prawdy o przykłady, ludzi, którzy zdołali pojąć ich wymowę i którzy oczekiwanie na obiecanego Mesjasza uczynili treścią całego swego życia. To dzięki spotkaniu z nimi możemy odkryć, na co winniśmy zwrócić uwagę, aby nasze adwentowe oczekiwanie było owocne. Jedną z takich postaci jest święty Jan Chrzciciel, o którym opowiada dzisiejsza liturgia. Poznajemy go jako człowieka posłanego przez Boga (por. J 1, 6). Jeszcze przed narodzeniem Bóg wyznaczył mu zadanie do wypełnienia. Miał być heroldem zapowiadającym bliskie nadejście Mesjasza. Chociaż Ewangeliści przytaczają jego ostre słowa wzywające do nawrócenia i prostowania ścieżek życia dla przychodzącego Pana, to przecież jest on świadkiem nadziei. Czytamy w Ewangelii, że Jan „przyszedł (…) na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości” (J 1, 7).
Naturalne światło rozprasza mroki ciemności, sprawia, że wszystko staje się jasne, przejrzyste, znane, przyjazne człowiekowi. Dając świadectwo o Mesjaszu przychodzącym jako Światłość, Jan przekonywał, że Jego pojawienie się pośród ludzi nie tylko w żaden sposób im nie zagraża, ale wnosi w ich życie okryte mrokiem lęku przed śmiercią wyzwalające poczucie bezpieczeństwa. Przeniknięta Światłością codzienność nabierze nowego, Bożego blasku. W duszy każdego człowieka dokona się konfrontacja ciemności grzechu ze Światłością i będzie musiał opowiedzieć się zdecydowanie po jednej stronie. Będzie to proces łagodny, jeżeli przygotuje się nań, zrywając ze złem przez nawrócenie.
Oto pierwsze zadanie człowieka oczekującego Chrystusa: dawać świadectwo o Światłości. Budzić nadzieję na nastanie nowej, lepszej, bardziej przejrzystej rzeczywistości, w której człowiek zostanie przeniknięty wyzwalającym światłem Bożej łaski. Być tak wymownym znakiem tej Światłości, aby ci, którzy go dostrzegą, poczuli się zachęceni do osobistego nawrócenia. Kto usiłuje dawać świadectwo, prędzej czy później spotka się z pytaniem, jakie zadali Janowi wysłannicy Żydów: „Kto ty jesteś?” (J 1, 19). Jan wiedział, że nie jest to pytanie o imię, ale o tożsamość.
Zdawał sobie też sprawę z tego, że wielu mylnie może go brać za oczekiwanego Mesjasza. To dlatego, jak pisze Ewangelista, zanim go o to zapytano „wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem” (J 1, 20). Od pierwszej chwili spotkania jasno stawiał sprawę. Znał swoje miejsce w Bożych planach i nie chciał ani na moment przesłonić sobą Tego, którego zapowiadał. Nie pretendował też do tego, aby widziano w nim Eliasza, największego z proroków, ani w ogóle proroka. Zaprzeczył więc, gdy wprost go o to zapytano.
Oświadczył jednak: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz” (J 1, 23). Nawiązując do proroctwa Izajasza, dał jasno do zrozumienia, że Bóg obdarzył go szczególnym mandatem świadka bliskiego już przyjścia Mesjasza. Na mocy tego mandatu przemawiał w imieniu Boga. Nie ukrywał, że jest wybrańcem Bożym, ale nie wynosił się z tego powodu. Wiedział, że wybranie jest równocześnie wezwaniem do wiernego, ofiarnego wypełnienia zadań, jakie z niego wypływają.
Jan Chrzciciel swą postawą uczy, że ten, kto oczekuje Chrystusa, powinien być człowiekiem prawdy. Oznacza to, że powinien starać się rozeznawać, jaki plan w stosunku do jego osoby ma Bóg, a potem wypełniać go ze świadomością własnej godności, a równocześnie bez tworzenia niepotrzebnych mitów o sobie. Człowiek prawdy nie udaje kogoś, kim nie jest, nie skupia uwagi na sobie, ale przez autentyczność myślenia i działania odsłania swoje prawdziwe oblicze. Jeśli wypełnia Boże plany, wówczas osobista autentyczność staje się środkiem wyrazu, który inni odczytują jako wierne świadectwo. Na tym polega pokora – znać swoje miejsce przed Bogiem i pośród ludzi. Znać swoją godność i swoje zadanie. Wypełniać je tak, aby nie przesłaniać Tego, który jest najważniejszy – przychodzącego Chrystusa. Jan wyraził to w słowach: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała” (J 1, 26-27).
Czas Adwentu jest nam dany po to, abyśmy mając przed oczyma przychodzącego Zbawiciela odkrywali własną tożsamość. Trzeba, abyśmy zadawali sobie pytanie: kim jestem? Kim jestem w Bożych planach? Jakie zadanie do spełnienia dał mi Bóg? W jaki mandat mnie wyposażył? Jakie wyznacza mi zadania do spełnienia w domu, w pracy, w moim środowisku? Adwent to czas szukania odpowiedzi, aby coraz pełniej stawać się człowiekiem prawdy, aby rozwiewać we własnym sercu i otoczeniu mity o samym sobie, aby coraz pełniej stawać się świadkiem Chrystusa, który przychodzi jako Światłość. Oczekiwanie nie może być biernym liczeniem upływających minut i dni. Oczekiwanie musi być nieustannym zbliżaniem się do Światłości, aby napełniać się nią i nieść ją innym, jak Jan Chrzciciel.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Priscilla du Preez/Unsplash.com