Są takie chwile w naszym życiu, które nas szczególnie mocno podbudowują. Takie chwile, które dają nam siłę, aby iść dalej przez życie, chociażby to była droga pod prąd, pod górę – trudna droga. Są takie chwile, do których lubimy wracać we wspomnieniach. Szczególnie wtedy, gdy jesteśmy zmęczeni, udręczeni, gdy inni ludzie dadzą nam się mocno we znaki, kiedy ktoś lub coś nas upokorzy. Kiedy problemy tak się nawarstwią, że tracimy wiarę we własne siły, wtedy lubimy w myślach powrócić do jakichś wydarzeń, które dały nam dużo wiary w siebie, kiedy czuliśmy się tak szczęśliwi, że chcieliśmy, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
Wydaje się, że podobne chwile zachwytu i cudowności przeżywali Piotr, Jakub i Jan. Wielkimi krokami zbliżał się moment męki i śmierci Pana Jezusa, moment wielkiej próby dla tych, którzy Jezusowi zaufali. Wiadome jest, że kiedy w człowieka uderzy jakieś nieszczęście, kiedy nagle cały świat mu się zawali, to w pierwszym momencie to wydarzenie dosłownie powala nas na ziemię. I szuka się jakiegoś punktu oparcia, czegoś czego można by się uchwycić, aby żyć dalej.
Nie inaczej było w życiu Apostołów. W Wielki Czwartek wieczorem rozproszą się. Piotr na dziedzińcu Pałacu Arcykapłana powie, że w ogóle nie zna Jezusa. W Wielki Piątek pod krzyż na Kalwarię dotrze tylko jeden z nich – święty Jan. To co się stanie, czyli pojmanie Jezusa, cały proces nad Nim, odrzucenie przez naród i wyszydzenie, będzie dla Apostołów miażdżącą próbą. Bardzo powoli będą odbudowywali swoją wiarę w Chrystusa, bardzo powoli będą dochodzili do zrozumienia, że tak musiało być.
Dlatego wcześniej trzech spośród nich zabiera Pan Jezus na Górę Tabor, aby ich przygotować. Aby przez to, co zobaczą mocniej się do Jezusa przekonali. Aby potem, gdy przyjdzie straszliwa próba i kryzys, wspomnienie tego wydarzenia pomogło im pozbierać się. Powstać, chociaż będzie to niezwykle trudne.
Tam na Górze Tabor przemienił się nie tylko Pan Jezus, bo tam również pod wpływem tego wydarzenia przemienione zostały serca tych trzech Apostołów. I nikt z nas nie wie, czy to nie wspomnienie Góry Tabor dało siłę św. Janowi, aby iść za Jezusem aż pod krzyż na Kalwarię, chociaż wszyscy z Jezusa drwili. I nikt z nas nie wie, czy to nie wspomnienie Góry Tabor kazało Piotrowi zapłakać, gdy wyparł się Jezusa.
Każdy z nas potrzebuje w swoim życiu takiej Góry Przemienienia, takiego wydarzenia, które przemieni nasze serce tak, aby to serce szło za Jezusem aż do końca, tak jak serce Jana, mimo tego, że wszyscy wokół będą z nas drwili. Aby to nasze serce tak jak serce Piotra zawsze wracało do Jezusa, ilekroć człowiek się Go wyprze.
Taką Górą Tabor może być przestrzeń i cisza świątyni, w której trwamy przed cichą obecnością Boga w Najświętszym Sakramencie. Każdego dnia w wielu kościołach, gdzie wystawiony jest Najświętszy Sakrament klęczą w milczeniu ludzie wpatrując się w biały kawałek Chleba z Nieba, by na tej osobistej Górze Tabor doświadczyć, ze Bóg jest.
Andre Frossard – francuski pisarz, który pisał książki, wywiady z Janem Pawłem II przez wiele lat był niewierzący. Pewnego razu szedł z kolegą, przechodzili obok kaplicy w Paryżu, gdzie w ciągu dnia wystawiony był Najświętszy Sakrament. Kolega poprosił, by chwilę zaczekał, bo on chce wejść na chwilę modlitwy. Wydawało mu się to niedorzeczne i głupie, ale kulturalnie powiedział, że zaczeka. W końcu zniecierpliwiony, jak mu się wydawało, długą nieobecnością kolegi, sam wszedł do kapicy, by go zawołać. Wszedł, uklęknął i stało się coś co całkowicie odmieniło jego życie. Uwierzył…
Taką Górą Tabor, bardzo trudną Górą do zdobycia, może być czas choroby i cierpienia, który człowieka zmienia i wszystko ustawia na właściwym miejscu. Kolęda – wizyta u rodziny z dzieckiem chorym na porażenie mózgowe. Rodzice opowiadają, że tego chłopca adoptowali, kiedy na raka zmarł ich własny synek. Wcześniej żyli pracą, zarabianiem, gromadzeniem. Dopiero nieuleczalna choroba synka przewartościowała ich myślenie i sposób na życie. Pojęli, co naprawdę jest ważne. Adoptowali chore dziecko wiedząc, że nikt go nie adoptuje a jemu potrzeba miłości mamy i taty. Cierpienie – Góra Tabor, w której doświadczyli Boga i przemiany swojego życia.
Górą Tabor może być potęga i majestat gór, które zdobywamy w czasie letnich, wakacyjnych wypraw i wędrówek. Górą Tabor może być przestrzeń szpitalnej sali w klinice, gdzie odwiedzamy kogoś bliskiego. Górą Przemienienia może być nawet doświadczenie własnej słabości i doświadczenie dobroci drugiego człowieka.
Ale chyba nic tak nie przemienia naszego serca jak zaufanie Bogu wtedy, gdy to co nas w życiu spotyka jest dla nas niezrozumiałe. To jest takie przemienienie, które się dokonało w życiu Abrahama. Kiedy szedł na Górę Moria to chyba niósł w swoim ojcowskim sercu największe cierpienie, jakie może dźwigać kochający ojciec. Bo niósł w swoim sercu śmierć swojego kochanego dziecka. I nie rozumiał, dlaczego Bóg tego od niego zażądał. Ale kiedy schodził z tej góry to wracał z ogromną radością.
Nieraz przychodzi nam wstępować na taką Abrahamową drogę. Bo nieraz powtarza się w naszym życiu droga całkowitej ciemności, opuszczenia, beznadziejności, rozpaczy, gdzie nie wiadomo, dokąd to wszystko prowadzi, a pewne jest jedynie to, że na końcu będzie cierpienie i klęska. Wtedy trzeba wracać do tej sceny z Góry Moria i trzeba mieć głęboką wiarę, że na końcu każdej takiej drogi, która wydaje się beznadziejną rozpaczą, jest zawsze Pan Bóg, który sam kończy wszystko. Taka wiara i ufność, że to Bóg ma we wszystkim ostatnie słowo, nieprawdopodobnie przemienia ludzkie serce.
Wtedy można zrozumieć słowa, które kilka lat temu wypowiedział starszy już człowiek, który wiele w swoim życiu przeszedł. I śmierć matki, gdy był dzieckiem i biedę i wojnę i poczucie niezrozumienia i opuszczenia, chociaż czynił dobro. Te wszystkie doświadczenia kształtowały jego serce, to wszystko co go spotykało konfrontował z Ewangelią i Jezusowym krzyżem. Spoglądając na ten ogromny odcinek życia, który ma już za sobą i spoglądając na to wszystko, co go w życiu spotkało, przypominając jak się nieraz z Bogiem na modlitwie wykłócał, mówi: „To nie Bóg się przemienił. To ja się przemieniłem. Teraz inaczej widzę, inaczej czuję, inaczej czynię. Inne jest moje życie…, bo ja jestem człowiekiem Pańskiego Przemienienia…”.
Ks. Tomasz Baje
Fot. Freely