Wrażliwi i dostępni emocjonalnie rodzice pomagają dziecku zbudować bezpieczny styl przywiązania, który sprzyja prawidłowemu rozwojowi społecznemu i emocjonalnemu oraz wpływa na poczucie szczęścia.
By zrodziła się bliskość
William Sears, amerykański pediatra, jest twórcą terminu „rodzicielstwo bliskości” (attachment parenting). Określa nim postawę rodzicielską opartą na zasadach przywiązania. Mówi ona, że dziecko tworzy z rodzicami (opiekunami) silną więź emocjonalną, która oddziałuje na całe jego przyszłe życie. Z kolei mniej wrażliwi rodzice, emocjonalnie oddaleni od dziecka, którzy zaniedbują jego potrzeby, nie tworzą bezpiecznych więzów przywiązania. Sytuacja taka spowodować może w przyszłości różnego rodzaju problemy psychiczne i społeczne.
W sumie w „rodzicielstwie bliskości” chodzi o to, aby rodzice mądrze „zestroili się” (zsynchronizowali, zharmonizowali) ze swoim dzieckiem. Byli konsekwentnie wrażliwi na jego potrzeby oraz aby byli dla niego dostępni fizycznie i emocjonalnie. Zresztą, nie dotyczy to wyłącznie relacji pomiędzy rodzicami i dziećmi. To samo należy powiedzieć o relacji dziadków ze swoimi wnukami, która jest podstawą tworzenia więzi międzypokoleniowych.
Móc się przytulić
W istocie chodzi o ten rodzaj relacji, o którym mówił Jezus:
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych (Mt 11,28-29).
Jezus nie tylko mówił o niej, ale – możemy tak powiedzieć – oddał za tę wrażliwość i bliskość z ludźmi swoje życie. W sposób doskonały, wręcz wyjątkowy, realizował „rodzicielstwo bliskości” i nadal je realizuje, co mogą potwierdzić osoby, które doświadczyły Jego przygarniającej miłości. Oby tego doświadczenia bliskości było jak najwięcej również w naszych relacjach rodzinnych i międzyludzkich.
Widziałem na własny oczy, czego może dokonać u dziecka wspomnienie dobrych i wrażliwych rodziców, ich emocjonalnej bliskości. Kilka dni temu, w Rzymie, wracając z pracy, natknąłem się na młodą, osiemnastoletnią dziewczynę z naszego kraju. Była brudna, zapłakana, nie posiadała niczego, żadnej torebki czy teczki… Jedynym jej towarzyszem był jamnik, którego smycz ściskała w ręku. Nie wyglądała najlepiej, raczej bardzo smutno. Nie wiem, czy uciekła z domu w poszukiwaniu przygód w „szerokim” świecie… czy zdarzyło się coś innego… Budziła litość i smutek. Zatrzymała mnie i płaczliwym głosem prosiła o możliwość zatelefonowania do Polski, do rodziców. I tak oto, zupełnie przypadkowo i niechcący, stałem się świadkiem rozmowy zagubionej i poranionej dziewczyny ze swoją mamą, którą prosiła o przyjazd do Rzymu i zabranie jej do domu. Nie słyszałem szczegółów ich rozmowy. Dobiegły do mnie jedynie słowa dziewczyny, która poprzez łzy, powiedziała do swojej matki: Chcę się znowu do ciebie, mamo, przytulić!
Zdzisław J. Kijas OFMConv