„Dziwny jest ten świat, w którym wciąż jest tyle zła” – śpiewał kiedyś Czesław Niemen. Dziwny? Dziwi nas tylko to, czego nie rozumiemy. Trudno jest zrozumieć, dlaczego człowiek wciąż staje między dobrem i złem. Dotykamy tajemnicy nieprawości i wzdrygamy się, zwłaszcza gdy nas samych dotyka słabość. Pytamy: skąd bierze się zło? Dlaczego Pan Bóg nie wkracza ze swoją mocą i nie zniweczy zła w świecie? W końcu: jak zachować się wobec zła, które dotyka nas samych i ludzi, pośród których żyjemy? Przypowieść o chwaście, który wyrasta wraz z dobrym zasiewem daje odpowiedź na te pytania.
„Lecz gdy ludzie spali, przyszedł (…) nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł” (Mt 13, 25). Zło pojawia się, gdy brak czujności. Zasiewa je nieprzyjaciel Boga i człowieka. Ewangelia nie mówi o tym wyraźnie, ale cały starotestamentalny kontekst wypowiedzi Pana Jezusa wskazuje jednoznacznie, iż szatan jest tym nieprzyjacielem. Nie to jest jednak ważne. Najważniejsza jest prawda, że Pan posiał dobre ziarno i interesuje Go głównie plon, który ono ma przynieść. Chwast nie niepokoi gospodarza: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13, 30). Jego spojrzenie na zasiane pole różni się od spojrzenia sług. Oni skoncentrowali swoją uwagę na chwaście. Gotowi są zbierać chwast, nie bacząc na to, że przy okazji mogą zniszczyć zdrowe zasiewy.
Niepokoi nas zło, którego doświadczamy w sobie. Przypowieść uczy, że ten niepokój nie może przeradzać się w nerwowe dążenie do wyeliminowania go z naszej rzeczywistości. Każdy, kto kiedykolwiek pielił chwasty, wie, że za jakiś czas pojawiają się nowe i gdyby cały wysiłek poświęcić tylko temu zajęciu, zapominając o podlewaniu i pielęgnacji zdrowych roślin, to pewnego dnia można stanąć wobec kawałka ziemi oczyszczonej wprawdzie z zielska, ale też pozbawionej uprawy. Owszem, trzeba zło dostrzegać, umieć nazwać je po imieniu, ale nie należy poświęcać mu tyle uwagi, by zapomnieć o dobru. Wiedząc, że zło istnieje i może być zasiane w sercu ludzkim, trzeba nade wszystko zachować czujność, aby do tego nie dopuścić. Nie wolno lekceważyć zła albo nie zwracać na nie uwagi sądząc, że nie jest ono groźne, ale też trzeba pamiętać, że tak czy owak jest ono przeznaczone „na spalenie”. Od kiedy zło zostało pokonane przez ofiarę krzyżową Chrystusa, nie ma w sobie tej siły, która pozwoliłaby mu opanować nasz świat. Dlatego, ufając zbawczej mocy Boga, możemy pozwolić sobie na to, by zachować cierpliwość wobec słabości. Jej źródłem jest świadomość, że liczy się przede wszystkim plon z dobrego ziarna, które w nas posiał Bóg. Nasza uwaga powinna skupiać się na dobru. Naszym głównym zadaniem jest pielęgnować dobro. Trzeba pozwolić, by Bóg działał w nas. To On ma moc, która zwycięża wszelką słabość i wynikające z niej zło. Dał nam ku temu konkretne środki: sakrament pokuty, który oczyszcza nas i umacnia; modlitwę, która otwiera oczy na dobro i pozwala zachować dystans wobec zła; zdrową ascezę, która uczy czujności; jałmużnę, która „gładzi wiele grzechów” (por. Syr 3, 30); dobre dzieła, które angażują nasze siły i nasz czas, i tym samym osłabiają wpływy Złego.
Wyzwalającego działania dobra doświadczył pewien młody człowiek, który długi czas bezskutecznie walczył ze swą gniewliwością. Wszystko wyprowadzało go z równowagi. Aż pewnego dnia spowiednik poradził mu, by więcej się uśmiechał. Szybko zauważył, że szczery uśmiech, zwłaszcza w chwilach napięcia, łagodzi narastający w nim gniew i innych nastraja pogodnie. Niewielkie dobro pomogło pokonać złą skłonność.
Cierpliwość jest niezbędna również wtedy, gdy dotyka nas zło ze strony innych. W spotkaniu z człowiekiem, który świadomie i w sposób zamierzony kultywuje w sobie zło, cierpliwość może wyrażać się w tym, że nie będziemy się dziwić, ani gorszyć. Takiego człowieka lepiej jednak unikać, polecając go jedynie miłosierdziu Bożemu. Bóg bowiem jest sprawiedliwy, ale równocześnie miłosierny. On czeka, daje szansę, „nie pragnie śmierci występnego, ale jedynie tego, by występny zawrócił ze swej drogi i żył” (por. Ez 33, 11). Jeśli jednak zło, które dostrzegamy w drugim, wynika nie ze złej woli, ale ze słabości, możemy z cierpliwością starać się mu pomóc. Błędem byłoby, gdybyśmy usiłowali „na siłę” zmieniać go, wyrywać chwasty zła z jego rzeczywistości. W ten sposób możemy jeszcze bardziej pogrążyć go, sprawiając w nim wrażenie zniewolenia, przeciw któremu zbuntuje się i z uporem będzie szedł swoją drogą. W takim przypadku trzeba raczej wykorzystać dobro. W każdym człowieku jest go wiele, choć czasem jest ono głęboko ukryte pod skorupą, jaka tworzy się z negatywnych przeżyć, bolesnych doświadczeń, albo zastarzałych kompleksów. Wpierw sami musimy postarać się dostrzec to dobro w drugim. Może ono się wyzwolić, jeśli stworzymy ku temu sposobne warunki. Raz uzewnętrznione stanie się fundamentem wewnętrznego rozwoju, który przyniesie dobry plon.
Można tę zasadę zilustrować przykładem człowieka, który zbyt często sięgał po alkohol. Jego żona była pełna troski. Nie wiedząc, jak mu pomóc, często popadała w gniew. Gdy przychodził pijany, robiła mu wymówki, które zazwyczaj kończyły się kłótnią. Atmosfera domu stawał się coraz bardziej napięta, tak że nic nie zachęcało go do tego, by tam spędzać czas. Szukał więc towarzystwa kolegów i zapomnienia w kieliszku. Aż pewnego dnia żona doszła do wniosku, że już nie ma więcej sił, by się kłócić. Gdy po raz kolejny przyszedł pijany, zachowywała się tak, jakby się nic nie stało. Następnego dnia przy śniadaniu zaczęła spokojnie z nim rozmawiać. Na trzeźwo był w stanie dostrzec jej zatroskanie. A potem zaproponowała, by wspólnie podjęli dobre dzieło – budowę domu. Zapalił się do tego. Zobaczył, że może wykorzystać swój czas, pieniądze, zdrowie, aby stworzyć coś nowego, dobrego, coś co ma sens. Żona już więcej nie potrzebowała martwić się o niego. Udało się jej skoncentrować własną i jego uwagę na dobru. To było ich wspólne zwycięstwo. Jeśli dręczy nas świadomość, że zło jest w nas i wokół nas, nie popadajmy w lęk czy zniechęcenie, nerwowe dążenie do wyeliminowania go za wszelką cenę. Zaufajmy Panu i bądźmy jak On cierpliwi. Nie lekceważąc zła, skoncentrujmy raczej uwagę na dobru i zatroszczmy się o plon, jaki powinno ono wydać w naszym życiu.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Magdeleine.com