Narodzenie Jezusa było radością dla wielu: Józefa i Maryi, aniołów, pasterzy oraz trzech Mędrcy ze Wschodu. Oni cieszyli się z faktu przyjścia Mesjasza. Pasterzom radosna nowina została ogłoszona. Pobiegli i znaleźli Dziecię. Trzej Mędrcy wczytywali się w książki i wpatrywali się w otaczający ich świat. Ich wzrok serca przyciągnęła postać Zbawiciela. Oczami ciała ujrzeli gwiazdę, której pozwolili się prowadzić. Pytali innych, czy nie są na błędnej drodze. W końcu doszli do nowonarodzonego Dziecięcia.
Zupełnie różną postawę zajął król Herod. Święty Mateusz napisał, że przeraził się tej wiadomości o Zbawicielu. Jego przerażenie było tak wielki, że objęło całe miasto Jerozolimę. Przerażenie było spowodowane pychą. Nie zniósł myśli, że może ktoś przysłonić blask jego władzy. Był władcą skorumpowanym, współpracował z okupantem. Choć odbudowywał Świątynię Jerozolimską rodacy nie widzieli w nim więcej, niż marionetkowego króla.
Kiedy Mędrcy podzielili się z nim ich radością i pragnieniem zobaczenia króla, on przeraził się. W proch padło całe przedsięwzięcia odbudowy Świątyni. Skoro tak bardzo troszczył się o obecność Boga w Świątyni Jerozolimskiej poprzez znaki, symbole, czytanie Pisma Świętego, modlitwy, składane ofiary, dlaczego przeraził się, żewybrany przez Boga, Mesjasz przyszedł na świat?
Wiedział, że Bóg osądzi go za złe postępowanie i za zdradę własnego narodu. Przyjście Mesjasza oznaczało koniec władzy Heroda. Przeraził się do tego stopnia, że przeszedł samego siebie w kłamstwie jakie wypowiedział. Chciał powitać Mesjasza, aby go zabić. Jego pocałunek Dziecięcia miał stać się pocałunkiem wsączającym śmiertelny jad, jego pochylenie nad nowonarodzonym oznaczać miało zmiażdżenie mocy Mesjasza u zarania.
Bóg kieruje wydarzeniami historii. Herod przeminął. Na nic zdała się jego siła i przebiegłość. Mędrcy powrócili do swoich domów, bogatsi o spotkanie małego Dziecięcia leżącego w szopie. Można było powiedzieć nic wielkiego, dziecko leżące w żłobie, a jednak byli przekonani, że spotkali Mesjasza. Radowali się tym faktem, choć nie byli członkami Narodu Wybranego. Potrafili prawdziwie cieszyć się, że przyszedł Mesjasz. Dostrzegli światło w wydarzeniu Narodzenia Dziecięcia w Betlejem, bo mieli otwarte serca, poszukujące umysły i chętnie podejmowali nowe wyzwania. W cudzym dobru i szczęściu znaleźli swoje szczęście. W darach jakie złożyli Narodzonemu symbolicznie znalazło wyraz życie Jezusa. Jego zbawienie objęło nie tylko żydów, ale i wszystkich ludzi żyjących na świecie.
Święta siostra Faustyna wyznaje w Dzienniczku: „Ja widząc czyjeś dobro, cieszę się tym, jakobym sama to posiadała, radość innych jest moją radością, a cierpienie innych jest cierpieniem moim, bo inaczej nie śmiałabym obcować z Panem Jezusem”. I dalej pisze słowa, które mogą zostać odczytane jako komentarz do postawy takich ludzi jak Herod, którzy nie potrafią się cieszyć cudzym szczęściem. Pisze: „Wszelka złośliwość, zazdrość, nieżyczliwość pokrywana uśmiechem życzliwości jest diabełkiem inteligentnym”.
Każdy z nas ma swoje wielkie chwile, kiedy spotyka Boga. Wspomniane spotkania z Bożymi ludźmi. Trzeba też dostrzec te małe nasze sprawy, przez które przejawia się Boża mądrość i moc. Nawet kiedy jest nie tak jak pragnęlibyśmy. Prawdziwą wielkość człowieka poznać można po zdolności cieszenia się życiem zarówno w szczęściu, jak i w cierpieniu. Chodzi o to jak odnaleźć coś dobrego we wszystkim, co nas spotyka.
Umiejętność cieszenia się czyimś szczęściem jest wyrazem dobrego serca. Nie można się cudzym dobrem przerażać, zazdrościć, martwić, że komuś się powiodło lepiej, że nie dotykają go takie, czy inne zmartwienia. Współczucie, pomoc, czasem tylko dobre słowo ze strony innych ludzi, dają nam do zrozumienia, że świat nie jest podzielony na nieszczęśników i szczęściarzy. Każdy może odszukać, nawet w bardzo trudnym życiu, coś z czego może się cieszyć.
Ks. Andrzej Dobrzyński
Fot. Akua Sencherey/Unsplash.com