Mt 14,22-33
Kardynał Józef Ratzinger wspominał pewną rozmowę miedzy profesorami na uniwersytecie w Tybindze. Jeden z nich powiedział, że na tej uczelni, dwa wydziały, teologii katolickiej i teologii protestanckiej, zajmują się tym, czego nie ma. Miał na myśli Pana Boga, uważając, że rozum ludzki i nauka zaprzeczają Jego istnieniu. W takiej postawie jest lęk przed Bogiem, któremu człowiek winien być posłuszny. Przecież chce być wolny i decydować o sobie! Wynajduje więc różne filozofie i ideologie, by uczynić Boga wytworem wyobraźni, ułudą, zjawiskiem religijnym…
Apostołowie byli w łodzi miotanej falami. Jezus przyszedł do nich nad ranem, kiedy byli zmęczeni trudami nocy, sen zamykał im oczy. „Zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli”. Scenę tę możemy odnieść także do problemu odrzucenia Boga czy zanegowania Jego istnienia. Nie jest to przejawem ludzkiej siły i wolności, ale raczej słabości i ograniczoności. Czemu wielu ludzi lęka się Boga? Ucieka przed Nim? Historię zbawienia traktuje jako bajkę? Ponieważ Go nie znają, posiadają Jego fałszywy obraz i nie doświadczyli Jego prawdy i miłości.
Pozornie uważają się za „panów życia”, w rzeczywistości zdani są na fale i wiatry, które nimi miotają. Trafnie abp Karol Wojtyła mówił podczas Soboru Watykańskiego II, że ateizm w gruncie rzeczy oznacza samotność człowieka. Bez Boga jego życie pozbawione jest korzenia i celu. Więzy z innymi ludźmi narażone są na zerwanie. Jak wyrwać się z tej samotności? Jak wyzwolić się z iluzji życia bez Boga?
Piotr wystawił Jezusa na próbę. Chciał, aby Ten kazał mu iść po wodzie. Faktycznie, istnieje pokusa, by „sprawdzić” Boga, by „kazać” Mu czynić cuda w naszym życiu. Ale czy dla Piotra decydującym doświadczeniem było to, że szedł po wodzie, czy to, że tonąc, poczuł mocną dłoń Jezusa? Znalazł się w takiej sytuacji, że nie pozostało mu nic innego, jak wołać: „Panie, ratuj mnie”! Jego wołanie nie spotkało się z milczeniem, lecz z odzewem.
Nie chodzi o to, by uczynić Boga „bezpiecznikiem”, ostatnią deską ratunku, lecz podstawą i źródłem życia, drogą i celem. Piotr uczył się tego jeszcze w innych sytuacjach, o których opowiada Ewangelia. W końcu pojął, że sensem jego życia jest Chrystus, Syn Boży. Kiedy wraz z Apostołami łowił ryby, a zmartwychwstały Jezus stanął nad brzegiem Jeziora Genezaret, Piotr nie myślał już o chodzeniu po wodzie, lecz „rzucił się wpław”, by jak najszybciej znaleźć się przy Zbawicielu.
Prawdziwy cud wiary nie polega na tym, by latać jak ptaki, czy chodzić po wodzie, lecz by chodzić mocno po ziemi, spoglądając w górę i wpatrując się w oczy Jezusa. W kolejach życia – takich czy innych – liczymy na Niego, na Jego pomocną dłoń. Nie tyle cuda czynią wiarę, co wiara czyni życie sensownym – mimo wszystko, pomimo cierpienia i śmierci. Święta Siostra Faustyna pisała w „Dzienniczku”: „O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. […] Szarzyzna i monotonia znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary”. Wiara nie jest jak różowe okulary, lecz jak szkło powiększające, pozwalające dostrzec obecność i działanie Boga w zwykłym, szarym, codziennym życiu.
Ks. Andrzej Dobrzyński