…pamięci tego wielkiego wydarzenia
w dziejach naszego narodu i całej Europy
Jan Paweł II
„Wiecie, że urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę” – powiedział Jan Paweł II na cmentarzu w Radzyminie. Jak ważna była dla Jana Pawła II zbieżność owych dat: swoich urodzin i Cudu nad Wisłą świadczy choćby to retoryczne pytanie z przemówienia wygłoszonego pół roku później, wieczorem 15 sierpnia 1999 roku w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Pałacu Apostolskim w Castel Gandolfo do młodych pielgrzymów z Polski: „Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego Cudu nad Wisłą”.
„Dzisiaj kończymy dzień – usłyszeli zebrani – wielką uroczystość kościelną: Wniebowzięcie Matki Bożej. Równocześnie dzień, który jest dla nas, Polaków, pamięcią zwycięstwa: Cudu nad Wisłą.
Wśród wszystkich miejsc, które dane mi było nawiedzić w Polsce w czerwcu, w szczególny sposób zapadł mi w serce Radzymin. To miejsce, gdzie się rozegrała bitwa decydująca w wojnie z bolszewikami; jednej — jak powiedziałem — z najważniejszych wojen w dziejach Europy.
Ciągle wracam na to miejsce. W tym roku się urodziłem. Zawsze myślę, co by było, gdyby nie było tego Radzymina, tego Cudu nad Wisłą. Jest głęboko to wydarzenie, ten dzień wpisany w moją historię osobistą, w historię nas wszystkich. Wy jesteście młodsi, ale wasze życie znajduje się na przedłużeniu tamtego dwudziestego roku, tamtego Cudu nad Wisłą, tamtego Radzymina.” [podkr. – W.S.]
Po modlitwie na cmentarzu bohaterów Bitwy Warszawskiej Jan Paweł II udał sie do stolicy nowo utworzonej diecezji warszawsko-praskiej pełen „radzymińskich” emocji, co ujawnia homilia wygłoszona podczas liturgii słowa:
„Przed chwilą nawiedziłem Radzymin, miejsce szczególnie ważne w naszej narodowej historii. Ciągle żywa jest w naszych sercach pamięć o Bitwie Warszawskiej, jaka miała miejsce w tej okolicy w miesiącu sierpniu 1920 r. Mogę spotkać jeszcze dzisiaj niektórych bohaterów tej historycznej bitwy o naszą i waszą wolność, naszą i Europy. Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą. To zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały naród Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i oddał go w opiekę Maryi Królowej Polski.
Myśl nasza kieruje się dzisiaj ku tym wszystkim, którzy pod Radzyminem i w wielu innych miejscach tej historycznej bitwy oddali swoje życie, broniąc Ojczyzny i jej zagrożonej wolności. Myślimy o żołnierzach, oficerach, myślimy o wodzu, o wszystkich, którym zawdzięczamy to zwycięstwo po ludzku. Wspominamy, między innymi, bohaterskiego kapłana Ignacego Skorupkę, który zginął niedaleko stąd, pod Ossowem.
Dusze wszystkich poległych polecamy miłosierdziu Bożemu. O wielkim Cudzie nad Wisłą przez dziesiątki lat trwała zmowa milczenia […]. Na nową diecezję warszawsko-praską Opatrzność Boża niejako nakłada dzisiaj obowiązek podtrzymywania pamięci tego wielkiego wydarzenia w dziejach naszego narodu i całej Europy, jakie miało miejsce po wschodniej stronie Warszawy.” [podkr. – W.S.]
Dodam, że o Cudzie nad Wisłą dowiedziałem się jeszcze w dzieciństwie, nie ze szkolnej lekcji historii, oczywiście. Na strychu wiejskiej plebanii w Strabli znalazłem przedwojenny kilkustronicowy druczek jakże rozbudowanej wersji pieśni maryjnej Po górach, dolinach…. Jedna z licznych zwrotek brzmiała: „Gdy potop sowiecki zalewał nasz kraj, / Tyś Cudem nad Wisłą uratowała nas.” Resztę dopowiedział mi Tatuś-organista w miejscowym kościele…
Wracając zaś do wypowiedzi Ojca Świętego, trudno nie przywołać w tym kontekście poruszających fraz z poematu Myśląc Ojczyzna…:
Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać. Przychodzi jak dar, utrzymuje się poprzez zmaganie. Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne.
Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać.
Tą zapłatą wchodzimy w historię i dotykamy jej epok:
Którędy przebiega dział pokoleń między tymi, co nie dopłacili, a tymi, co musieli nadpłacać? po której jesteśmy stronie?
Nadmiar tylu samostanowień czyż nie przerósł sił naszych w przeszłości? Czyż ciężarów historii nie dźwigamy jak filar, którego pęknięcie nie zabliźniło się dotąd?
„Wolność – powtórzmy za Dostojnym Autorem – stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać.” Zmarły przed ponad trzydziestu laty mój Przyjaciel, poeta Wiesław Kazanecki w jednym z wierszy nazwał wolność „najpiękniejszym słowem świata”. Pisał to w okowach stanu wojennego, bo właśnie w takich okolicznościach wolność, którą – powtórzmy raz jeszcze – „stale trzeba zdobywać”, urasta – to jeszcze raz Wiesław Kazanecki – nie tylko do „najpiękniejszego słowa świata”, ale i do „najpiękniejszego marzenia i głodu świata”. Dlatego chłoniemy wręcz słowa ówczesnego krakowskiego Biskupa: „…więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc ciągle na nowo siebie posiadać.” [podkr. – W.S.] Wydawać by się mogło, że powinno tu zamiast „siebie” pojawić się słowo „wolność”. Powtórzmy jednak za Mickiewiczem: „nie myli się mistrz taki”. Tylko wolny człowiek może bowiem „siebie posiadać”, niewolnik wszak nigdy nie jest panem samego siebie.
Jeszcze jedna refleksja nasuwa się w związku z drugą częścią inicjalnego zdania: „…nie można […] tylko posiadać.” Podobnie jest z miłością, nigdy nie można poprzestać na jej zdobyciu, trzeba o nią nieustannie zabiegać. I nie tylko z miłością, bo nie inaczej jest z wiarą. Jednak i na tym nie koniec. „Wolność” nie należy wprawdzie do cnót teologicznych, ale z całą pewnością jest równie wielkim darem nadprzyrodzonym. Ks. Jan Twardowski napisał w jednym z wierszy: „Bóg Wszechmogący co prosi o miłość…” Jakże niepojętą wolność dał Stwórca swojemu stworzeniu, skoro prosi człowieka o miłość!
Lecz nawet i na tym nie koniec jeszcze. Skupmy się na drugiej części cytowanego fragmentu. Wchodząc „w historię […] – napisał poeta – dotykamy jej epok”, a te były jakże różne: od heroicznych, acz niewolnych od upadków, stuleci Piastów, kiedy powstawały zręby naszego państwa i fundamenty wiary chrześcijańskiej, przez „złoty wiek” czasów jagiellońskich, po czasy elekcyjnych władców, gdy coraz częściej dochodziły do głosu obce interesy. Stąd to pytanie o rachunki, które trzeba było zapłacić za tych, którzy „nie dopłacili”. I potrzeba rachunku sumienia: „Po której jesteśmy stronie?”
Zdumiewające jak przenikliwie – dodałbym: jak tylko w poezji jest to możliwe – potrafił autor ująć to, co wydaje się niewyrażalne – w dwu zdaniach; powtórzmy je raz jeszcze:
Nadmiar tylu samostanowień czyż nie przerósł sił naszych
w przeszłości? Czyż ciężarów historii nie dźwigamy jak filar, którego
pęknięcie nie zabliźniło się dotąd?
Zwłaszcza drugie zdanie jest szczególnie poruszające, przywodzi na myśl biblijnego siłacza Samsona, który niszcząc kolumny zburzył ogromną budowlę, grzebiąc pod gruzami więcej wrogów, niż zabił ich w ciągu całego życia. Filar naszej historii popękał dawno temu i „pęknięcie nie zabliźniło się dotąd”. Wciąż więc dźwigamy jego ciężar, by nie dopuścić do katastrofy…
Urodzony 18 maja 1920 roku przyszły biskup krakowski i następca św. Piotra za największe zagrożenie nie tylko dla Polski, lecz i całej Europy, uznał najazd bolszewicki, tym bardziej przerażający, że to apokaliptyczne niebezpieczeństwo nie znalazło zrozumienia na Zachodzie i Polska w gruncie rzeczy pozostała osamotniona, jak wielokrotnie zdarzało się na przestrzeni dziejów.
* * *
Wielka ofiara Radzymina nie po raz pierwszy wszakże została tak wyjątkowo uhonorowana. Hołd obrońcom Ojczyzny oddano nazajutrz po oswobodzeniu miasta od bolszewickich hord, 18 sierpnia 1920 roku – przyszły Ojciec Święty miał wówczas dokładnie trzy miesiące! – gdy zorganizowano Święto Virtuti Militari z udziałem gen. Józefa Hallera, Jego Eminencji Kardynała Aleksandra Kakowskiego i biskupa polowego Wojska Polskiego Stanisława Galla, podczas którego nagrodzono bohaterskich żołnierzy tym najwyższym odznaczeniem wojskowym.
Wzruszony Ojciec Święty po niemal osiemdziesięciu latach spotkał się z niewielką grupą ówczesnych obrońców Ojczyzny. Było to wspaniałe zwieńczenie „osobistej historii” Jana Pawła II, jakże ważnego fragmentu narodowych dziejów i zadośćuczynienie za lata nie tylko milczenia, ale i haniebnych działań komunistycznych władz przeciwko niezłomnemu miastu.
Waldemar Smaszcz