Niniejszy fragment jest kontynuacją eseju Waldemara Smaszcza zatytułowanego „Podarować światu piękno w twórczości artystycznej. Dzieło literacki K. Wojtyły-Jana Pawła II”. Tytuły poszczególnych fragmentów nie zostały nadane przez autora.
Spotkania [Karola Wojtyły] z Janem Iwanowskim to był ów przełom, który zadecydował o… wszystkim. Powstał nawet wówczas poemat tak właśnie zatytułowany – Przełom, zaliczany co prawda do „utworów niepotwierdzonego autorstwa”, ale – moim zdaniem – jest to z całą pewnością utwór Wojtyły, o czym świadczą zarówno czas i okoliczności powstania, jaki i, co należy szczególnie podkreślić, wyraz artystyczny oraz sprawy czysto formalne, bliskie już młodzieńczemu arcydziełu mistycznemu – wspomnianej Pieśni o Bogu ukrytym:
Pytacie, czemu w liściach omdlałych krwawe gwiazdy nieba zawieszam
Pytacie, czemu w szczytach serca cios włóczni nieznanej noszę
To tak się zmaga we mnie gotyk duszy i ciała renesans
a pod habitem wśród żeber wyschłe dna potoków
tędy ciało kąpałem w rozkoszy
a potem suszyłem w prochu.
To nad wyraz czytelne wyznanie związane jest z wewnętrzną przemianą bohatera, w którym – powtórzmy – zmagał się „gotyk duszy i ciała renesans”.
Przypomnijmy słowa z listu do Mieczysława Kotlarczyka o tęsknocie za Średniowieczem, za gotykiem. Poeta nazywał siebie „człowiekiem renesansowym z gotycką duszą”, który – jak to wyraził w tym utworze – po renesansowych „rozkoszach ciała”, „suszy [je] w prochu”, aż dusza i ciało staną się jednością. Zauważmy, że to nie dusza wraca do ciała, ale „ciało do duszy wraca” [podkr. – W.S.]; nie mamy wątpliwości, jaką hierarchię uznaje przemieniony człowiek:
I oto znowu jest jedność. Ciało do duszy powraca.
A teraz w brzemionach kory dźwigam drzew musujących sok
– srebrne ciała rzek w ramionach rozległych kołyszę
i duszą – skrzelami wiatru oddycham z duszą świata
i widzę. Linię słońca naginam pod mój wzrok.
Tak z wolna wytracam siebie, by znów siebie odnaleźć
– i odnajduję w tych plamach zawieszonych jak gwoździe u rąk
i odnajduję w morza nad pył gwiazd chluszczącej fali
i odnajduję w Tobie,
który mą duszę jednoczysz z duszą słońc.
Oto jest chwila strzelista. Prawie już nie ma tajemnic
W trzeciej z cytowanych strof zwraca uwagę oparty na paradoksie pierwszy werset, nawiązujący do słów Chrystusa o naśladowaniu Boskiego Mistrza: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 24). Podobne konstrukcje odnajdujemy właśnie u autorów nawiązujących do poezji mistycznej, jak w znanym wierszu Jerzego Lieberta Jeździec: „Czyżby słowa utracić trzeba, / By jak duszę odzyskać słowa?” Wszystko to dotyczy „nowego człowieka”, jakim stać się powinien każdy chrześcijanin. Pisał o tym św. Paweł w Liście do Efezjan: „To zatem mówię i zaklinam [was] w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem, umysłem pogrążeni w mroku, obcy dla życia Bożego, na skutek tkwiącej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości serca. […] Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa. Słyszeliście przecież o Nim i zostaliście pouczeni w Nim, zgodnie z prawdą, jaka jest w Jezusie, że co się tyczy poprzedniego sposobu życia – trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (Ef 4, 17 – 24).
***
Różnice między utworami, jakie weszły do tomu Psałterz Dawidów a poezją wyrastająca z inspiracji dziełem św. Jana od Krzyża i św. Teresy z Avila są – by użyć tego potocznego określenia – widoczne „gołym okiem”.
Zanika w znacznej mierze mniej lub bardziej regularny wiersz poematów „w stylu romantycznym”, autor posługuje się charakterystyczną, nierzadko wielosylabową, frazą, znaną z poezji Norwida. Cytowany fragment poematu Przełom rozpoczyna wers dziewiętnastosylabowy(l), kończy zaś – ośmiosylabowy. Ponadto autor chętnie posługuje się – wzorem hiszpańskich mistyków – paradoksem, bez czego poezja mistyczna jest nie do pomyślenia. Tak o tym pisał poeta Jerzy Pietrkiewicz, profesor Uniwersytetu Londyńskiego, jedyny uznany przez specjalną komisję watykańską tłumacz poezji Karola Wojtyły-Jana Pawła II na angielski: „Poprzedzając wstępem wybór z 1979 roku [pierwsze angielskie wydanie przekładów poezji Karola Wojtyły – W.S.], zasugerowałem, że Wojtyła musiał znaleźć równie mocną inspirację u św. Jana od Krzyża, jak u Norwida. W tym czasie nie znałem Pieśni o Bogu ukrytym, ponieważ została ona opublikowana anonimowo przed wierszami Jawienia [Andrzeja – najczęściej używany pseudonim literacki Karola Wojtyły – W.S.]. Gdy zacząłem przekład, poczułem się usatysfakcjonowany widząc, że ta sugestia nie była zwodnicza. […] We współczesnej krytyce często czytamy o poecie mówiącym przez jakąś przyjętą postać. Gdyby wybrał monolog, głos mimo to nadal nie pochodziłby od niego. Środki takie znane są czytelnikom Browninga, Pounda i Eliota. Poczynając od najwcześniejszych wierszy Wojtyła posługiwał się monologiem i dialogiem, ten ostatni często sugerując. Sama ta praktyka sytuuje go we współczesnym systemie poetyki.” [podkr. – W.S.]
Nie mylił się wytrawny badacz poezji i tłumacz. Żałować tylko można, że są to uwagi ze wstępu do angielskiego wydania: Karol Wojtyła, Collected poems. Translated by Jerzy Paterkiewicz (takiej wersji swego nazwiska używał tłumacz w literaturze anglojęzycznej), w kraju dotąd niepublikowane. Lektura dzieł św. Jana od Krzyża wydobyła z duchowości Karola Wojtyły to, co przejawiał już w latach szkolnych, zaś inspiracja poezją Norwida okazała się „nowym naczyniem” dla „nowego wina”. Pierwszym zapisem tych przemian były owe „utwory niepotwierdzonego autorstwa”: Mściciele, Proletariat, Przełom, Dialog w ciemności. W pełni zaś ujawnił to przywoływany tu poemat mistyczny Pieśń o Bogu ukrytym, jeszcze młodzieńczy (wydawcy utworów zebranych umieścili go – z czym niepodobna się zgodzić! – wśród juweniliów), a nad wyraz dojrzały pod każdym względem, liryczne arcydzieło! Ale Karol Wojtyła od bardzo wczesnych lat – o czym wiemy choćby z książki Młodzieńcze lata Karola Wojtyły (Kraków 1990) – „żył Bogiem”. Antoni Bohdanowicz, kolega z ławki szkolnej, który z „Lolkiem” nierzadko odrabiał lekcje, wspominał: „Gdy w 1932 roku los mnie z nim zetknął, uderzyła mnie ogromna jego pobożność, niespotykana w takim wymiarze na ogół u młodych ludzi. Nie chodzi tu tylko o to, że zaczynał każdy dzień z Bogiem w kościele, że modlił się w ciągu dnia, przed i po jedzeniu, w czasie odrabiania lekcji… […]. Lolek modlił się żarliwie w pełnym tego słowa znaczeniu, potrafił już wówczas odrywać się całkowicie od rzeczywistości ziemskiej, oddawać myślami całkowicie Bogu. To zaczęło się już za młodu, ta wielka umiejętność bycia sam na sam z Bogiem. Jest słowo, które to tłumaczy – charyzma – tak bardzo rzadki przymiot człowieka. Lolek był niewątpliwie obdarzony charyzmą, ale my, jego rówieśnicy, nie rozumieliśmy tego wówczas…” Już pierwszy wiersz tego poematu, rozpisanego na trzydzieści trzy utwory, przenosi czytelnika w nadprzyrodzony wymiar:
Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem.
Nie przefruniesz tamtędy jak ptak.
Musisz stanąć i patrzeć coraz głębiej i głębiej,
aż nie zdołasz już odchylić duszy od dna.
Tam już spojrzeń żadna zieleń nie nasyci,
nie powrócą oczy uwięzione.
Myślałeś, że cię życie ukryje przed tamtym Życiem
w głębiny przechylonym.
Z nurtu tego – to wiedz – że nie ma powrotu.
Objęty tajemniczym pięknem wieczności!
Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów
cieniom, tylko trwać
coraz jaśniej i prościej.
Tymczasem wciąż ustępujesz przed Kimś, co stamtąd nadchodzi
zamykając za sobą cicho drzwi izdebki maleńkiej –
a idąc krok łagodzi
– i tą ciszą trafia najgłębiej.
Pod względem artystycznym niezrównana wydaje się pierwsza strofa, wprowadzająca czytelnika w stan kontemplacji. Pierwszy, najdłuższy wers brzmi niby „pobudka”, zachęta do udania się na owe „dalekie wybrzeża ciszy”, tym bardziej, że „zaczynają się tuż za progiem”. Jednak kolejny wers gwałtownie przełamuje łagodne brzmienie owej zachęty, jednoznacznie przestrzegając: „Nie przefruniesz tamtędy jak ptak”. Kolejne frazy jakby zostały wyjęte z podręcznika medytacji: „Musisz stanąć i patrzeć coraz głębiej i głębiej, / aż nie zdołasz już odchylić duszy od dna.” Po wprowadzeniu czytelnika w ten niezwykły stan zawieszenia między realnością a transcendencją, poeta-mistyk na przemian próbuje nakłonić odbiorcę do aktywności, wydaje się mówić: „Pójdź za mną”, to znowu poprzez organizację brzmieniową swojej wypowiedzi utrwala niejako ów stan kontemplacji: „Objęty tajemniczym pięknem wieczności! / Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów / cieniom, tylko trwać / coraz jaśniej i prościej.”
Czytelnik, niby bohater Jeźdźca, wspomnianego wiersza Jerzego Lieberta, ma świadomość, że pójście za Chrystusem wiele od człowieka wymaga. Nie wszyscy są na to gotowi, stąd poeta, można powiedzieć, jak autor słynnej frazy: „nie przyszedłem pana nawracać” – niczego nie narzuca domniemanemu rozmówcy, lecz – raz jeszcze nawiązując do ks. Twardowskiego – zwierza mu „swój sekret”, sekret spotkania z Bogiem:
To Przyjaciel. Ciągle wracasz pamięcią
do tego poranka zimą.
Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno,
a jednak nie możesz wyjść z podziwu.
Pochylony nad lampą, w snopie światła wysoko związanym,
nie podnosząc swej twarzy, bo po co –
– i już nie wiesz, czy tam, tam daleko widziany,
czy tu w głębi zamkniętych oczu –
Jest tam. A tutaj nie ma nic prócz drżenia,
oprócz słów odszukanych z nicości –
ach, zostanie ci jeszcze cząstka tego zdziwienia,
które będzie całą treścią wieczności.
Jak ważne dla autora było to zdarzenie, świadczy już sama precyzja wypowiedzi, niezwykła wręcz, zważywszy, że jest to język poetycki. „Ciągle wracasz pamięcią…” – wracamy, i to ciągle, a więc niepoliczenie wiele razy, do czegoś, co było wyjątkowe, co pozostało w nas wciąż żywe. Wiemy, że stało się to w zimowy poranek, który sam w sobie mógłby być dniem jak co dzień. Jednak okazał się tak ważny, gdyż właśnie wtedy – sięgnijmy tym razem do słownika poetyckiego Czesława Miłosza – wydarzyło się TO, przed nazwaniem czego coś autora powstrzymywało. Jednak kolejny, głęboki dwuwiersz jest wystarczająco czytelny: „Tyle lat już wierzyłeś, wiedziałeś na pewno, / a jednak nie możesz wyjść z podziwu”. Bohater wiersza nie tylko wierzył, ale i wiedział, lecz mimo to nie może „wyjść z podziwu”…
Nie mamy wątpliwości, że poecie dane było sięgnąć „za zasłonę”, gdzie ujrzał rzeczywistość, o której św. Paweł napisał: „…głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata; gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały; lecz właśnie głosimy, jak zostało zapisane, to, czego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, / ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9).
Trwało TO jedynie kilka chwil, wystarczyło wszakże, by „cząstka tego zdziwienia, / które będzie całą treścią wieczności”, (podkr. – W.S) i pozostała na zawsze, odmieniając obdarowanego niepojętą Łaską człowieka:
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
miłość wszystko rozwiązała –
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.
A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,
ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nieosrebrzonych tchnie.
Więc w takiej ciszy ukryty ja-liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem, że wszystkie opadną.
Poeta-mistyk – i to zasadniczo różni go od mistyka – doznawszy łaski „widzenia”, nie zamyka się w tej przestrzeni, nie milczy (choć wie, że tego, co zobaczył, nie da się wypowiedzieć w ludzkim języku), lecz dzieli się z czytelnikami nieoczekiwanym darem. By zaś podkreślić niezwykłość swego widzenia, zwraca się do wielkich antenatów, którym nie dane było poznać Boga Jedynego:
Opowiadam wam zdziwienie wielkie, helleńscy mistrze:
nie warto czuwać nad bytem, który wymyka się z rąk,
jest Piękno rzeczywistsze,
utajone pod żywą krwią.
W całym poemacie wciąż powraca to słowo: „zdziwienie”. Człowiek, przed którym Stwórca uchylił rąbek tajemnicy (już w poemacie Przełom – przypomnijmy – poeta napisał: „Oto jest chwila strzelista. Prawie już nie ma tajemnic”) nie jest w stanie powrócić do dawnego postrzegania rzeczywistości. Żyjąc w świecie, gdzie „zmieszały się chwila i wieczność”, wciąż ma przed oczami „piękno rzeczywistsze”, które go niezmiennie zdumiewa:
Zmieszały się chwila i wieczność,
kropla morze objęła –
opada cisza słoneczna
w głębinę tego zalewu.
Czyż życie jest falą podziwu, falą wyższą niż śmierć?
Dno ciszy, zatoka zalewu – samotna ludzka pierś.
Stamtąd żeglując w niebo,
kiedy wychylisz się z łodzi,
miesza się szczebiot
dziecięcy – i podziw.