Miliardowe konta, wielkie rezydencje, wspaniałe samochody, kosztowne stroje prosto z żurnalu mody, niekończące się przyjęcia, wystawne życie ludzi ,,z wyższych sfer” – oto model rzeczywistości lansowany w kinie i telewizji. Nie przystaje on do sytuacji wielu z nas i może właśnie dlatego staje się przedmiotem marzeń, które chętnie podsycamy wpatrując się w kolorowe obrazy z zamorskich krain. A kiedy nagle na ekranie pojawi się portret człowieka ubogiego, z dojmującym wyrazem opuszczenia, cierpienia i beznadziei na twarzy, szybko zmieniamy kanał. Obraz ludzkiej biedy nie wzbudza w nas przyjemnych odczuć, toteż czym prędzej wymazujemy go z pamięci. Wracamy na nowo do snu o świecie dostatku. Marzenia o dobrobycie z „Dallas”, „Eden”, „Santa Barbara” przeradzają się w pragnienie. Drąży ono nasz umysł i serce, staje się motywem działania i kryterium oceny ludzi i zdarzeń. Mimo woli, bez względu na to, ile posiadamy, nasze wnętrze zaczyna przepełniać zbytek.
To właśnie przed tym niebezpieczeństwem przestrzega Pan Jezus w przypowieści o bogaczu i Łazarzu. Bogacz miał dość majątku, by nie pracować. „Dzień w dzień świetnie się bawił” (Łk 16, 19). Delikatny len egipski jego szat, ozdobiony purpurową wełną i bisiorem zdradzały luksus, na jaki mógł sobie pozwolić. Pan Jezus nie ocenia tego stylu życia. W miejsce osądu wskazuje na stosunek bogacza do żebraka, który leży u wrót jego pałacu. Nauczyciel celowo przeciwstawia głód biedaka ucztom bogacza, ciało pokryte wrzodami wystawnym strojom. Obraz psów, których nie jest w stanie odpędzić, tak że liżą jego rany, jeszcze bardziej podkreśla jego dramatyczną sytuację. Nikt nie może mieć wątpliwości, iż człowiek ten jest w rzeczywistej potrzebie. Wobec niewrażliwości bogacza, może on liczyć tylko na zmiłowanie Boże. To dlatego Pan Jezus nazwał go Łazarzem: hebrajskie Eleazar znaczy ,,Bóg jest pomocnikiem”.
Położenie obu bohaterów przypowieści zmienia się po ich śmierci. Dopiero w Otchłani, bogacz, ,,pogrążony w mękach” (Łk 16, 23) dostrzega Łazarza, który spoczywa na łonie Abrahama. Palące pragnienie każe mu prosić o kroplę wody z ręki szczęśliwego żebraka. Niestety, nie może jej otrzymać. Dwa światy, w których się znajdują, są oddzielone przestrzenią nie do przebycia. Bogacz sam zbudował tę przepaść jeszcze za życia. Zamknął się we własnym egoistycznym świecie wygody i zbytku. To, że nie mogło być w nim miejsca dla żebraka, było w jego mniemaniu tak oczywiste, że sumienie zamilkło na zawsze. Gdy zdał sobie z tego sprawę, było już za późno, by cokolwiek naprawić. Wiedział jednak, że jego bracia popełniają ten sam błąd. Chciał ich ostrzec. Był świadom, że ich sumienie jest tak samo zdewastowane przez bogactwo. Przykazania, ani proroctwa już do nich nie przemówią. W jego przekonaniu Łazarz był jedynym, którego jeszcze mogli posłuchać. Pan Jezus wkłada jednak w usta Abrahama słowa, które rozwiewają i to przekonanie: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16, 31). Zdanie to zawiera ostrzeżenie przed zgubnymi skutkami wejścia w świat zbytku.
Nastawienie na użycie i przyjemność powoduje spustoszenie w sumieniu. Człowiek pragnący mieć coraz więcej dla siebie i tylko dla siebie jest wciąż nienasycony. Nawet jeżeli osiąga to, czego pragnie, wydaje mu się, że to wciąż zbyt mało. Odczuwa nieodparte pragnienie szukania nowej rozrywki, nowej przyjemności i środowiska, które może jej dostarczyć. To pociąga za sobą konieczność zdobycia nowych środków. Wszystkie myśli skupiają się na pytaniu: jak to osiągnąć? Choćby miał krocie, nigdy niczego mu nie zbywa, aby mógł podzielić się tym z potrzebującym. Człowiek taki dostrzega innych ludzi tylko wtedy, gdy mogą oni włączyć się w jego pogoń za tym, co przyjemne. Ceni więc tylko tych, którzy prezentują bogactwo materialne, błyskotliwy intelekt albo stałe poczucie humoru. Ubogi i słaby nie jest dla niego żadną atrakcją godną uwagi. Kopie więc głęboki rów oddzielający go od wszystkich, którzy mogliby o coś prosić. Podobnie, coraz bardziej powiększa się przestrzeń dzieląca go od Boga. Nieustanne szukanie okazji do zabawy powoduje, że człowiek przestaje myśleć o wieczności. Nie dopuszcza nawet myśli, że wszystko skończyć się może już nazajutrz. Modlitwa, Msza św., poważna rozmowa, chwila refleksji, to dla niego strata czasu – bo przecież „czas to pieniądz”. Serce kamienieje a sumienie milczy, zagłuszone hałasem tego świata. Przykazania Boże odrzuca, jako ograniczenie wolności człowieka. Prorokom przepowiadającym przyszłość zamyka usta, przekonany, że liczy się tylko to, co teraz. Choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzyłby, że błądzi. Jak bronić się przed zniewoleniem sumienia przez dostatek rzeczywisty albo wymarzony? Wracać do rzeczywistości za każdym razem, gdy świat kusi wielobarwnym marzeniem o tym, co jeszcze można by mieć. Dziękować Bogu za wszelkie dobra, które posiadamy, aby dostrzec ich właściwą wartość. Dostrzegać ludzi, którzy mają mniej, aby zdać sobie sprawę z tego, co mamy w nadmiarze. Obudzić w sobie wrażliwość na potrzeby drugiego i w miarę możliwości wychodzić im naprzeciw. Nie dać ponieść się fali nieustannej pogoni za przyjemnością. Nie pozwolić się zamknąć w egoistycznym świecie własnych potrzeb i niezaspokojonych pragnień. Do każdego grosza dodawać szczyptę miłości Boga i bliźniego.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Tom Parsons/Unsplash.com