Wiele dziś mówi się o ekumenizmie. Mimo wielorakich trudności, jakie Kościoły i Wspólnoty chrześcijańskie napotykają na drodze do pełnej jedności, jesteśmy świadkami nieustannego dialogu toczącego się pomiędzy zwierzchnikami poszczególnych grup wyznaniowych i ekspertami. Dla nas, katolików, jest to jeden ze znaczących przejawów realizacji wskazań Soboru Watykańskiego II. Czasem może się wydawać, że proces jednoczenia się chrześcijan dokonuje się jakby poza nami, bez naszego udziału, a skoro tak, to możemy, zbytnio się tym nie przejmować. Jednakże Sobór wyraźnie wskazał, że zaangażowanie w dzieło jedności jest zadaniem każdego, kto chce wiernie czynić zadość pragnieniu Chrystusa, „aby wszyscy stanowili jedno” (J 17, 21; por. DE 5). Warto zatem zapytać: w jaki sposób możemy włączyć się w ekumeniczny dialog?
Jak czytamy w dzisiejszym fragmencie Ewangelii, problem jedności wyznawców Chrystusa pojawił się, zanim jeszcze ktokolwiek mógł myśleć o chrześcijaństwie, błędach dogmatycznych, anatemach i schizmach. Oto, któregoś dnia Apostołowie spotkali człowieka, który w imię Jezusa wyrzucał złe duchy. Spełniał dobro. Nikt temu nic mógł zaprzeczyć. A jednak Apostołowie zabraniali mu tego. Ewangelista kilka akapitów wcześniej opowiada o tym, jak w czasie, gdy Jezus przebywał na Taborze, pewien ojciec epileptyka prosił Apostołów o uwolnienie syna od złego ducha. Niestety, nie udało się im tego uczynić. Teraz zaś spotykają człowieka, który dokonuje tego w imię Jezusa. Można więc przypuszczać, że przynajmniej odrobina ludzkiej zazdrości przemawiała przez nich, gdy zakazywali mu tej działalności.
Jan w rozmowie z Nauczycielem podał natomiast taki argument: „zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami” (Mk 9, 38). A więc uważali, że nie może powoływać się na imię Jezusa, skoro nie należy do grupy Jego bezpośrednich uczniów – nie jest w Jego bliskości. Byli przekonani, że tylko oni mają prawo działać w to imię, gdyż zostali wybrani przez Jezusa i przebywają w Jego obecności. Nie brali pod uwagę, że skuteczność działania tego człowieka dowodzi, że jest jakaś więź pomiędzy nim a Jezusem – on jest blisko Jezusa w inny, duchowy sposób, a Jezus jest z nim. O trzecim motywie reakcji Apostołów dowiadujemy się z wypowiedzi samego Nauczyciela: „(…) nikt; kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie” (Mk 9, 39). Wynika stąd, że dostrzegali oni niebezpieczeństwo, iż człowiek ten może wystąpić przeciw Jezusowi, albo że ktoś z powodu jego działalności może stawiać zarzuty Jezusowi (co w kontekście zabiegów uczonych w Piśmie i faryzeuszy było rzeczywiście możliwe).
Tymczasem Nauczyciel poleca wpierw: „nie zabraniajcie mu” (Mk 9, 39). Nie można zabraniać nikomu spełniania dobra w imię Syna Bożego. Trzeba raczej umieć dostrzec to dobro i oceniać ludzkie działanie przez pryzmat jego owoców. Można wierzyć w szczere intencje człowieka, który w Duchu Chrystusa spełnia dobro. Pan Jezus dokumentuje to w słowach: „Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, (…) nie utraci swojej nagrody” (Mk 9, 41). A zatem każdy, bez względu na imię i przynależność, kto czyni dobrze ze względu na Jezusa, jest godzien uznania w oczach Bożych.
Potem Pan Jezus dodaje: „Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” (Mk 9, 40). W każdym, kto wierzy w Chrystusa trzeba widzieć zwolennika, który – choć nie wspólnie – pracuje dla tej samej Bożej sprawy. Zdanie to zawiera również odpowiedź na zastrzeżenie Apostołów co do faktu, że człowiek ów nie chodził z nimi. Jezus mówi: „jest z nami” – nie występuje przeciwko, a więc jest duchowo bliski i ta bliskość ma znaczenie. W końcu Pan Jezus wskazuje na prawdziwe niebezpieczeństwa, których Apostołowie powinni się strzec. Pierwsze, to groźba zgorszenia: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze” (Mk 9, 42). Warto zauważyć, że tu już Nauczyciel nie nawiązuje do człowieka, który wyrzucał złe duchy w Jego imię, ale mówi ogólnie, do wszystkich. Chce wskazać, że zgorszenie jest możliwe również ze strony tych, którzy są blisko Jezusa. Dlatego wielka jest ich odpowiedzialność. Drugie zagrożenie można nazwać fałszywą tolerancją. Polega ona na akceptowaniu zła, grzechu. Pan Jezus naucza, że wobec grzechu trzeba być bezwzględnym. Należy jednak być radykalnym przede wszystkim w stosunku do siebie. Pan Jezus mówi: „jeśli (…) jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij” (por. Mk 10,43.49). Oznacza to konieczność wyizolowania siebie ze środowiska, które zaraża złem, a także opanowanie zmysłów (ręka – dotyk, oko – wzrok) i dobre korzystanie z wolności (dla ludów wędrownych zdrowe nogi są synonimem wolności).
Jakiekolwiek więc toczyłyby się ekumeniczne rozmowy na najwyższym szczeblu, jedność chrześcijan budujemy w codziennym życiu, gdy w kontakcie z braćmi z innych Kościołów i Wspólnot chrześcijańskich potrafimy zastosować pouczenia Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Wpierw trzeba wiedzieć, że pośród chrześcijan niekatolików jest obecny Chrystus. Jak czytamy w soborowym Dekrecie o ekumenizmie: oni, „(…) usprawiedliwieni z wiary przez chrzest należą do Ciała Chrystusa, dlatego też zdobi ich należne im imię chrześcijańskie, a synowie Kościoła katolickiego słusznie ich uważają za braci w Panu” (DE 3). Potem trzeba dostrzegać dobro, które pośród nich i za ich przyczyną się dokonuje, a przez jego pryzmat oceniać, na ile realizujemy ten sam cel – przedłużenie misji zbawczej Chrystusa. W niekatolikach mamy widzieć nie wrogów, ale braci, sprzymierzeńców stojących nawet jeśli nie wspólnie – po tej samej stronie, po stronie Chrystusa.
Trzeba też strzec się zazdrości, gdy widzimy, że dobre owoce ich życia przewyższają nasze własne. W końcu, nie zatracając własnej tożsamości, nie rezygnując z własnego trwania przy Chrystusie i dbając o wierne odczytanie Jego Ewangelii (do czego niezbędna jest wierność Tradycji i nauczaniu Kościoła), nie wolno rezerwować prawa działania w imię Chrystusa tylko dla własnej wspólnoty. Sobór uczy: „Same te Kościoły i odłączone Wspólnoty, choć w naszym przekonaniu podlegają brakom, wcale nie są pozbawione znaczenia i wagi w tajemnicy zbawienia. Duch Chrystusa nie wzbrania się przecież posługiwać nimi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z samej pełni łaski prawdy, powierzonej Kościołowi katolickiemu” (DE 3).
Jesteśmy wezwani, by kształtować w sobie ducha jedności, którego przejawem jest dobrze rozumiana tolerancja: szanować człowieka i jego przekonania, nie będąc równocześnie powodem zgorszenia, nie gorszyć się postępowaniem innych, ale równocześnie zachować radykalizm w stosunku do grzechu i zła – z jakiejkolwiek strony ono uderza. Spotykając w szkole, pracy czy na ulicy człowieka, który wierzy w tego samego Chrystusa, choć nieco inaczej, nie zapominajmy, że jest on z Chrystusem tak samo jak my (a czasem nawet bliżej).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Ivan Aleksic/Unsplash.com