Ewangelijna wdowa wrzuciła do skarbony rzymską monetę kwadrans, której wartość odpowiadała wówczas zapłacie za około 10 minut pracy. To doprawdy niewiele, a jednak tak dużo zważywszy, iż kobieta oddała to „wszystko, co miała, całe swe utrzymanie” (Mk 12, 44). Pan Jezus powiedział wprost, że wrzuciła najwięcej spośród tych, którzy składali ofiary. Był to wyraz uznania dla jej szczodrości, a równocześnie próba uświadomienia uczniom prawdy o wielkim znaczeniu dla życia duchowego. Nauczyciel zestawia ubogą wdowę z bogatymi, którzy wrzucali wiele. Aby zrozumieć sens tego porównania, trzeba podjąć próbę wniknięcia w wewnętrzne przeżycia, jakie mogły być związane z tym dobroczynnym gestem w obu przypadkach.
Dla jasności trzeba powiedzieć, że Pan Jezus wcale nie gani bogatych, ani nie przeczy wartości ich ofiar. Zauważa jednak, że oni oddają to, co zbywa z ich dostatku. Bez trudu sięgają do sakiewki. W ich świadomości czy podświadomości krąży myśl: „To, co oddaję w niczym nie zmienia mojej życiowej sytuacji. Nadal pozostaję człowiekiem dobrze sytuowanym. Wciąż mogę sobie pozwolić na wszystko, co potrzebne do godziwego życia. Jestem bezpieczny. Nie muszę na nikogo liczyć, wystarczy mi to, co mam. Wrzucę do skarbony to, co uważam za stosowne i odejdę ze spokojem sumienia, spełniwszy swój obowiązek, wobec Boga i wobec ludzi”. Tymczasem wdowa być może długo waży swój pieniążek w ręku. Być może myśli sobie: „Trzeba coś dać. Jedyne, co mam to ten grosz. Jeśli go oddam, pozostanę bez środków do życia nawet na jutro, co dopiero myśleć o następnych dniach. Gdyby tak można go było podzielić… Ale może jest ktoś, kto jest w większej potrzebie niż ja. Nigdy nie miałam wiele, a jakoś dożyłam do tego dnia. Bóg miał mnie w swojej opiece, a i dobrzy ludzie pojawiali się zawsze w samą porę. Z pewnością i jutrzejszy dzień przyniesie coś dobrego”. Dźwięk spadającej monety napełnia ją pokojem, jaki przeżywają ludzie wolni.
Jej wewnętrzny pokój był owocem ufności. Ufność zaś płynęła z wiary w Opatrzność Bożą i w dobroć ludzi. Z pewnością znała historię wdowy z Sarepty Sydońskiej, która oddawszy prorokowi Eliaszowi ostatni podpłomyk, co dnia cieszyła się nową porcją mąki i oliwy, aż nadszedł koniec suszy (por. 1Krl 17, 10-16). Ten biblijny obraz tak głęboko zapisał się w jej duszy, że nie miała wątpliwości, iż i dla niej Bóg okaże się łaskawy.
Wskazując Apostołom ubogą wdowę i chwaląc jej czyn, Pan Jezus chciał nauczyć ich tej ufnej wiary. Już raz pozostawili wszystko, gdy poszli za Nim. Jednak ich zwyczajna ludzka dążność do tego, by zapewnić sobie przyszłość, raz po raz dawała o sobie znać. Gdy Jezus mówił o konieczności ubóstwa, dziwili się i mówili między sobą: „Któż więc może się zbawić?” (Mk 10, 26). Piotr zaś zadał pytanie, które kryło w sobie właśnie troskę o przyszłość: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 19, 27). Teraz nadarzyła się okazja, aby pokazać Apostołom naoczny przykład tego, co znaczą słowa: „Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. (…) Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ni spichrzów, a Bóg je żywi” (Łk 12, 22.24). Kiedyś w przyszłości ta nauka miała nabrać w ich życiu szczególnej aktualności. Spełniając swoją misję musieli całkowicie zdać się na Boga i na ludzi, być wolnymi i gotowymi do dzielenia się wszystkim, co posiadali.
Dawanie to trudna sztuka. Sięgając po portfel, aby dać coś komuś, kto jest w potrzebie, skłonni jesteśmy wielokrotnie przeliczać wpierw nasze potrzeby. Po ludzku to zrozumiałe – tylko niewielu stać na heroiczny gest wyzbycia się wszystkiego dla królestwa niebieskiego i tylko niektórzy są do tego powołani. Większości z nas Pan Bóg daje środki do życia – jednym mniejsze, innym większe – po to, aby roztropnie się nimi posługiwać. Roztropność zaś każe myśleć o przyszłości. Trzeba jednak uczciwie zapytać siebie, czy to przeliczanie własnych potrzeb prawdziwie jest wyrazem roztropności, czy też może braku ufności, czyli wiary we wszechmoc Bożą. Prawdziwa roztropność nakazuje bowiem „pozyskiwać sobie przyjaciół niegodziwą mamoną” (por. Łk 16, 9) i gromadzić skarby tam, gdzie „ani rdza, ani mól ich nie zniszczą” (por. Mt 6, 20). Taka roztropność, która bierze pod uwagę nie tylko środki materialne, ale nade wszystko nieskończone możliwości Boga, rodzi ewangeliczną szczodrość – otwiera oczy i serce, i uczy dzielić się tym, co mamy, z wiarą, że „Ojciec nasz niebieski wie, czego potrzebujemy” (por. Łk 12, 30).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Jordan Rowland/Unsplash.com