Wiele było w jego życiu różnorakich spotkań. Podchodzili do niego różni ludzie. Czuł ich obecność, słyszał głosy. Wyczuwał ciężar monety albo kształt owocu, który składali w jego wyciągniętej dłoni. Spotkania te cieszyły go, choć niczego nie zmieniały w jego rzeczywistości. Pewnego dnia dokonało się jednak spotkanie wyjątkowe, które całkowicie odmieniło jego sytuację. Stanął obok niego Ktoś, kogo znał tylko z imienia – Jezus. On otworzył jego oczy. Ciemność ustąpiła miejsca światłu. Obrazy rzeczy i osób, które wytworzył w swoim umyśle, nagle nabrały nowego kształtu, ozdobione pięknem barw. Jego żebracza bieda zamieniła się w bogactwo cenniejsze od wszelkich dóbr, jakich mógł pragnąć – był bogaty w przejrzenie. Dotąd zdany na łaskę i niełaskę innych, teraz był niezależny. Poczucie zewnętrznej samodzielności wzbudziło w nim odwagę własnego myślenia. Miał swoje zdanie i nie bał się go wyrazić. To on nadawał teraz ton rozmowie z faryzeuszami, nie lękając się ich pogróżek, ani nic sobie nie robiąc z ich szyderstw: „W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast Bóg wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic czynić” (J 9, 30-33).
To przemieniające spotkanie miało swój rytuał. Inicjatywa należała do Jezusa. Niewidomy nie prosił o cud. Sam Pan uczynił go jako dar dla człowieka, „żeby się na nim objawiły sprawy Boże” (J 9, 3). Dokonał tego przez znak pomazania oczu błotem. Gest, którego nie rozumiał ani niewidomy, ani uczniowie. Znak tajemniczy, ale skuteczny. Towarzyszył mu nakaz: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloam!” (J 9, 7). Niewidomy na pozór nie uczynił niczego szczególnego. On pozwolił, by Jezus pomazał jego oczy. Poddał się działaniu niezrozumiałego znaku. Usłyszawszy zaś Jego wskazanie, spełnił je bez zbędnych pytań i zastrzeżeń. Był posłuszny słowu Jezusa. W spotkaniu tym, działanie i słowo Pana z jednej strony, a poddanie i posłuszeństwo człowieka z drugiej, zaowocowały cudem przejrzenia.
Istnieje ciemność, która ogarnia człowieka, nawet wtedy, gdy oczy dostrzegają wszystkie barwy świata. To ciemność ducha. Może ona dotknąć każdego. Często jest ona owocem grzechu. Bywa też, że opanowuje kogoś, kto doświadcza zła ze strony innych albo trudy codzienności i zewnętrzna sytuacja przytłaczają go ciężarem nie do uniesienia. Czasem przeżywana jest ona jako niezrozumiały smutek, innym razem jako dojmujące poczucie bezsensu życia albo zniewalającego uzależnienia od innych. Ta ciemność może zniszczyć człowieka. Jest jednak możliwe, że stanie się ona błogosławioną okazją, by objawiły się sprawy Boże. Potrzeba tylko jednego – spotkania z Panem Jezusem. On pokonuje ciemność i wprowadza światło. Sam przecież zapewnił: „Jak długo jestem na święcie, jestem światłością świata” (J 9, 5).
Nagłe, osobiste, cudowne spotkania z Chrystusem zdarzają się i dziś. Są one jednak dość rzadkie. Tylko nieliczni doświadczają tej wyjątkowej łaski. Nie oznacza to jednak, że wszyscy inni skazani są na trwanie w duchowej ciemności. Jest inny rodzaj spotkania z Panem. Choć jest ono „zwyczajne”, to jednak nie mniej owocne. Jezus Chrystus jest bowiem obecny i gotowy, by rozświetlić mroki naszej codzienności. On jest i działa w Kościele i przez Kościół. We wspólnocie wierzących nieustannie czyni gesty, które – choć po ludzku niepojęte – są skutecznymi znakami łaski. To sakramenty święte. Przez nie Chrystus otwiera duszę człowieka na Boże światło. W Kościele i przez Kościół, Pan wskazuje człowiekowi, co powinien zrobić, aby odzyskać jasne widzenie spraw. Niech nie myli i nie budzi sprzeciwu rozkazujący tryb tych wskazań: Idź! obmyj się! To przecież dla naszego własnego dobra. Aby jednak dokonało się to przemieniające spotkanie, trzeba aby człowiek przyjął postawę niewidomego z Ewangelii. Trzeba z ufnością poddać się działaniu znaków łaski, na przykład pozwalając, by Pan oczyścił serce przez znak Sakramentu Pokuty i uświęcił je swą miłością w Eucharystii. Potem zaś potrzeba posłuszeństwa słowu Pana, które głosi Kościół. Kto w ten sposób, świadomie przeżyje spotkanie z Chrystusem, nie zawiedzie się. Owoc będzie wspaniały: światło dla pełnego widzenia rzeczywistości, bogactwo większe nad skarby świata – dar przejrzenia, niezależność, swoboda myślenia i działania, i… głęboka wiara: „On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon” (J 9, 38).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Joanna Kosinska/Unsplash.com