Któż odrzuciłby zaproszenie króla na ucztę weselną jego syna? Zazwyczaj ludzie poczytują sobie za zaszczyt być zaproszonym przez ważną osobistość. Żaden ze słuchających Jezusa uczonych w Piśmie i faryzeuszów nie miał co do tego wątpliwości. Pan Jezus celowo opowiada przypowieść o odrzuceniu zaproszenia, aby wywołać u słuchaczy dezaprobatę dla owych niewdzięczników, którzy uważali swoje sprawy za ważniejsze od zaszczytu, jaki im przypadł w udziale. Z tym odczuciem łatwiej mogli zrozumieć, na czym polega ich własna sytuacja. Bez trudu mogli odczytać ukryty sens przypowieści i zorientować się, że to oni są tymi, którzy odrzucają zaproszenie Boga do świętowania razem z Jego Synem. Już kilkakrotnie Pan Jezus mówił im o tym, przywołując różne obrazy z codziennego życia. I dla nas, dzisiejszych słuchaczy Jezusa, jasna jest wymowa tej przypowieści.
Oto „nadeszły gody Baranka” (Ap 19, 7) – Bóg zesłał swojego Syna, aby zjednoczył się w miłości z nowym Narodem Wybranym tak ściśle, jak małżonek łączy się ze swoją oblubienicą. Do uczestnictwa w tej tajemnicy zaprosił najpierw tych, którzy od wieków cieszyli się uprzywilejowaną pozycją w Jego zbawczym planie – Izraelitów. Ci jednak woleli kontynuować swoje codzienne staranie o zachowanie przepisów Prawa, nie zwracając uwagi na to, że Bóg proponuje im zupełnie nowy rodzaj wzajemnego odniesienia. Chce, aby stanowili niejako Jego rodzinę. Zaprasza ich do swojego stołu, do wspólnego świętowania ze swoim Synem. Jego inicjatywa pozostaje jednak bez odpowiedzi. Wobec tego nie pozostaje nic innego, jak tylko szukać innych ludzi, którzy chcieliby uczestniczyć w Jego radości. Skoro wybrani odrzucili zaproszenie, król podejmuje decyzję zaproszenia wszystkich, którzy chcą przyjść. Nie wybiera. Mogą stawić się żebracy, chorzy, starzy, ułomni, grzesznicy – byle umieli docenić gest króla i cieszyć się jego radością. Tak więc Bóg wprowadza do swego domu wszystkich, którzy chcą odpowiedzieć na wezwanie Jego miłości. Wysyła sługi na skrzyżowania dróg i opłotki, aby zapraszali wszystkich bez wyjątku. Wypełnia się sala biesiadna Jego królestwa – rodzi się Kościół. Są tu ludzie doświadczeni przez życie, są nędznicy żebrzący miłosierdzia, są wielcy i mali. Oni zdobyli się na to, by zostawić swoje bogactwo i swoją nędzę, i przyjść na ucztę do Króla.
Moglibyśmy z dumą powiedzieć: to my, chrześcijanie! Dzięki wierze naszych ojców weszliśmy bez sprzeciwów, więcej – z poczuciem godności – do królestwa Bożego, aby uczestniczyć w zaślubinach Bożego Syna z Kościołem. Jednak niepokoi nas, że choć zaproszeni byli wszyscy, znalazł się jeden niegodny udziału w uczcie. Nie miał godowej szaty. Spotkał go przykry los. Został wyrzucony w ciemność, gdzie jest „płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 22, 13). A więc nie wystarczy iść za innymi, nie zastanawiając się dokąd, w jakim celu, bez należnego przygotowania. Nie wystarczy być członkiem Kościoła, aby być pewnym swojego zbawienia. Niezbędna jest szata godowa. Pan Jezus nie tłumaczy, czym ona jest. Ojcowie Kościoła widzieli w niej łaskę uświęcającą, a więc dar Ducha Świętego, który posiada człowiek wolny od grzechu i zjednoczony z Chrystusem. I mieli rację. Potwierdza to Pismo Święte, które wprawdzie nie określa, co możemy rozumieć pod symbolem szaty godowej, ale wielokrotnie mówi o potrzebie przyobleczenia się. Święty Paweł powiada: „trzeba porzucić dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz, odnawiać się duchem w waszym myśleniu i przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości” (Ef 4, 22-24). Kto chce uczestniczyć w uczcie Syna Bożego, musi pielęgnować sprawiedliwość, którą uzyskujemy dzięki łasce chrztu, tak aby stała się ona zaczynem świętości. Wbrew pozorom nie jest to wezwanie do postawy zachowawczej, polegającej na unikaniu grzechu.
Święty Paweł wzywa: „Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju” (Ef 6, 14-15). Aby godnie uczestniczyć w królewskiej uczcie Boga, trzeba stać się wpierw aktywnym obrońcą wartości, które przynależą do Jego królestwa: sprawiedliwości, czyli życia według Jego przykazań; prawdy, czyli zgodności słów i czynów; pokoju, czyli budowania jedności ludzi w oparciu o miłość Boga i bliźniego. Potem trzeba wykazać gotowość do dawania świadectwa wiary, która prawdę Ewangelii przyjmuje za wykładnię godziwego życia.
Nie wystarczy nazywać się chrześcijaninem, by wejść do królestwa niebieskiego na ucztę Baranka. Trzeba, by w nas „to, co zniszczalne, przyoblekło się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodziało się w nieśmiertelność” (1 Kor 15, 53). Jak tego dokonać? Wpierw trzeba zdać sobie sprawę, że jedyną rzeczą, która w nas nie niszczeje, jest nasza dusza. Trzeba więc przewartościować życie. To, co zniszczalne, co z pewnością przestanie istnieć i mieć wartość w momencie naszej śmierci, nie może być ważniejsze od dobra naszej duszy. Kształtowanie ducha ma większą wartość niż życie, zdrowie albo jakiekolwiek bogactwa. Ducha zaś ludzkiego formuje działanie, którego owoce nie niszczeją, ale trwają w wieczności. Takie owoce przynosi tylko miłość, która nigdy się nie kończy (por. 1 Kor 13, 8). Do udziału w uczcie królestwa niebieskiego potrzeba szaty Bożej łaski ozdobionej ludzką prawdą, sprawiedliwością i miłością.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Cate Bligh/Unsplash.com