Uczniowie Pana Jezusa nie byli łatwowierni. Nie tylko Tomasz nie dał wiary Apostołom oznajmiającym: „Widzieliśmy Pana!” (J 20, 25), aż sam Zmartwychwstały nie zaprosił go, by dotknął Jego ran. Inni również nie mogli uwierzyć, że Chrystus powstał z martwych, dopóki osobiście nie przekonali się, iż jest to prawda. Piotr, otrzymawszy wiadomość od Marii Magdaleny, pobiegł do grobu, aby naocznie stwierdzić, że jest pusty. Jan dopiero wtedy, gdy wszedł do wnętrza „ujrzał i uwierzył” (J 20, 8). Sama Maria Magdalena nie zadowoliła się tym, co objawili jej aniołowie – dowodem tego jest jej płacz, który zamienił się w radość dopiero po spotkaniu z Mistrzem (por. J 20, 16). Dwaj uczniowie podążający do Emaus uwierzyli w zmartwychwstanie Jezusa dopiero wówczas, gdy łamał chleb przy ich stole (por. Łk 24, 31).
Wszyscy oni potrzebowali nowego, osobistego doświadczenia obecności Chrystusa, aby uwierzyć, że zmartwychwstanie jest faktem. Zmartwychwstały Pan dał im możliwość tego doświadczenia. Wielokrotnie pojawiał się, rozmawiał z nimi, pokazywał ślady męki, a nawet z nimi jadł. Jego przebywanie z Apostołami po zmartwychwstaniu było konieczne. Nie chciał On bowiem, aby ich wiara opierała się na domysłach i plotkach. Byłaby to łatwowierność, która mogłaby zamienić się w całkowitą niewiarę, gdyby ktoś przekonująco potrafił wyjaśnić im tajemnicę pustego grobu. Wówczas wszystko, co przekazał im dotąd o swoim posłannictwie, o zbawieniu, o domu Ojca otwartym dla nich, przestałoby mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Oni musieli doświadczyć osobiście Jego nowej obecności, aby przekonać się, że to, co słyszeli kiedyś jako zapowiedź, teraz spełniło się. Tylko wówczas mogli z całym przekonaniem głosić: „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu” (Dz 10, 40-41).
I my nie możemy być łatwowierni. I nasza wiara nie może opierać się na domysłach, plotkach, prasowych doniesieniach o cudownościach zdarzających się w świecie. Potrzeba odrobiny sceptycyzmu Tomasza, który nie zamyka się na prawdę, ale domaga się doświadczenia, które by ją potwierdzało. W przeciwnym razie łatwo może zachwiać się nasza wiara, gdy ktoś wykaże, że doniesienia o „cudach” są mistyfikacją. Poczucie zawodu może sprawić odrzucenie nie tylko tego, co zbyt łatwo przyjęliśmy za prawdę, ale także to, co rzeczywiście jest Prawdą.
„Wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10, 17), ale by była mocna i ugruntowana potrzeba doświadczenia bliskości Boga. Można zapytać, dlaczego w takim razie Pan Jezus wyrzucał Tomaszowi: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). To nie był wyrzut. Gdyby tak było, to słowa te musiałyby odnosić się do wszystkich Apostołów, którzy nadal przebywali zamknięci w Wieczerniku, pełni lęku i niepewności. Jeżeli pozwalał im doświadczać tego, co się dokonało, dlaczego miałby mieć im to za złe? Mówiąc do Tomasza, Pan Jezus nie przeczył konieczności doświadczenia w życiu wiary, ale wskazał, że nie może się ono ograniczać do tego, co dostrzegalne dla oczu.
Jest to wskazówka dla wszystkich przyszłych pokoleń ludzi wierzących, którym nie będzie dane dotykać ran Zmartwychwstałego. Jest to błogosławieństwo również dla nas. Pan Jezus zmartwychwstały uczy nas, że istnieje inne doświadczenie, konieczne dla naszej wiary, które nie jest związane ani z dotykiem, ani z widzeniem, ani jakimkolwiek innym działaniem zmysłów. Jest to doświadczenie duchowe. Od dnia Wniebowstąpienia tylko w Duchu Świętym możemy poznać, że Pan żyje i jest blisko nas. Był tego świadom św. Paweł, gdy pisał: „Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób” (2 Kor 5, 16).
Doświadczenie w Duchu to nie chwilowe uczuciowe przeżycia, ekstatyczne uniesienia, atmosfera sztucznie wywoływana przez entuzjastów, którym wydaje się, że życie z Bogiem to nieustanne „Alleluja!”. Duchowe doświadczenie obecności Chrystusa w naszym życiu dokonuje się wpierw w szarej codzienności, gdy zdajemy sobie sprawę, że to właśnie dzięki Niemu udaje się nam zachować pogodę ducha w cierpieniu, pokój w trudnościach, wdzięczność w pomyślności albo chęć pomocy, mimo zmęczenia. W wyjątkowy sposób doświadczamy Jego bliskości podczas medytacji nad Ewangelią i modlitwy, jeśli tylko jest ona przepojona pragnieniem spotkania z Nim. Możemy niczego szczególnego nie odczuwać, niczego nie słyszeć. Jednak, gdy omadlane sprawy zaczną się rozwiązywać, ludzie zmieniać, pytania znajdować odpowiedzi, nabierzemy pewności, że On jest blisko i działa. Najpełniej zaś pragnienie spotkania z Jezusem zmartwychwstałym realizuje się wtedy, gdy dotyka nas Jego miłosierdzie w Sakramencie Pojednania i miłość w Eucharystii. Wszystko to dokonuje się we wspólnocie Kościoła, w której nasze doświadczenie jest umacniane doświadczeniem innych. Tuż po zmartwychwstaniu, bracia „trwali w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2, 42). I dziś jedność z Kościołem, wierność jego nauce, udział w sakramentach i jednomyślność w modlitwie jest gwarancją, że nasze doświadczenie jest autentyczne i prowadzi ku umocnieniu w wierze. Błogosławieni, którzy nie dotykając – doświadczają, doświadczając – wierzą, wierząc – miłują, miłując – osiągają radość „niewymowną i pełną chwały (…): zbawienie dusz” (1 P 1, 8-9).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Nick Schumacher/Unsplash.com