Tłumy ściągały zewsząd. Wieść o Jezusie z Nazaretu szybko roznosiła się między ludźmi. Nie wiedzieli, co o Nim sądzić. Z jednej strony nauczał z mocą jak posłany przez Boga prorok, z drugiej jednak nie zachowywał religijnych zwyczajów Izraela: łamał spoczynek szabatu, pokazywał się w towarzystwie celników i grzeszników, publicznie wytykał faryzeuszom błędy w rozumieniu nakazów Prawa. A jednak w gruncie rzeczy te uchybienia nie jawiły się jako zło. Dobro, które spełniał wbrew zwyczajowym przepisom, przekonywało, że racja jest po Jego stronie. Najbardziej pociągały ludzi niewytłumaczalne dzieła, których dokonywał na ich oczach – uzdrowienia i uwolnienia od złych duchów. Wobec tych wydarzeń nie mogli pozostać obojętni.
Ewangelia ukazuje różne postawy ludzi wobec Jezusa. Tłumy przychodzą do Niego z nadzieją na uwolnienie od zła w każdym jego przejawie. Nie zastanawiają się, w jaki sposób tego dokonuje. Patrzą na skutki i wierzą, że jest Posłańcem Bożym. Są jednak tacy, którzy uważają Go za człowieka, który „odszedł od zmysłów” (Mk 3, 21). To ci, którzy mają swój ustalony pogląd na sprawy Boże i ludzkie. Wszystko, co niewytłumaczalne zdrowym rozsądkiem, uważają za nienormalne, głupie, niewłaściwe. Trzecią grupą są uczeni w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. Ci podchodzą do Jezusa z wyraźnym uprzedzeniem – z góry zakładają, że to, co robi, jest złe. Już kiedyś zarzucali Jezusowi, że bluźni (por. Mk 2, 7). Teraz, nie bacząc na opinię tłumu, wprost wyrażają się o Nim jako o opętanym przez szatana: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy” (Mk 3, 22). W tym przewrotnym tłumaczeniu brzmi chęć zdyskredytowania Go w oczach tłumu – żywili zazdrość o Jego wpływ na ludzi. Pan Jezus ze spokojem staje wobec nich, każe ich przywołać i z łatwością wykazuje niekonsekwencje w ich myśleniu. Ostrzega też, że ich uprzedzenia mogą okazać się zgubne dla nich samych. Występując przeciw Duchowi Bożemu, zamykają się na Jego działanie, a w ten sposób również na miłosierdzie Boże i łaskę rozgrzeszenia. W końcu Ewangelia mówi o krewnych, którzy – zaniepokojeni tymi opiniami – wybrali się, aby Jezusa powstrzymać. W ich postawie nie ma złej woli, jest natomiast troska. Im Pan Jezus daje do zrozumienia, że nie mają powodu się martwić, a więzy krwi nie powstrzymają Go od pełnienia misji Bożej. Jeśli chcą zachować z Nim więź, muszą być pośród tych, którzy pełnią wolę Bożą (por. Mk 3, 35).
Dziś Chrystus kontynuuje swoją misję w Kościele. Tych samych dzieł, które spełniał przed dwoma tysiącami lat, dokonuje mocą Ducha Świętego przez Kościół. Dlatego też nie dziwi fakt, że podobne postawy jak te, które kiedyś zajmowali ludzie wobec Pana Jezusa, można dostrzec dziś w odniesieniu do Kościoła. Jak wtedy, tak i dziś są ludzie, którzy patrzą na Kościół przez pryzmat doświadczenia kolejnych pokoleń na przestrzeni dwudziestu wieków, dostrzegają owoce jego działalności i ufnie szukają we wspólnocie wierzących tego dobra, które Chrystus jej zostawił. Słuchają więc słowa Bożego, dostępują łaski uwolnienia od grzechu, odzyskują zdrowie ducha, a czasem również ciała, wzrastają w poczuciu swej ludzkiej godności. Często nie wiedzą, jak to się dokonuje, często nawet nad tym się nie zastanawiają – po prostu wierzą, że Chrystus jest obecny w apostolskiej wspólnocie wierzących i działa w niej swoją Boską mocą, mimo przejawów ludzkiej słabości, która również przynależy do istoty Kościoła. Nawet, jeśli w ich postawie nie byłoby miłości do Kościoła, to jest szacunek, cześć i oddanie.
Są też tacy, którzy usiłują przykładać do rzeczywistości Kościoła miarę rozsądku i na jego fundamencie budują sobie gmach schematycznych poglądów dotyczących przeżywania wiary i „właściwego” obrazu Kościoła. Wydaje się im, że tylko oni wiedzą, jak Kościół powinien funkcjonować, co głosić, jakie dzieła podejmować. Dlatego też wszystko, co wyrasta poza te schematy, uważają za głupie, nierozsądne, niewłaściwe. Podejmują więc krytykę i domagają się zmian – wcale nie z miłości do Kościoła, ale w imię tak zwanej „tolerancji”, tak zwanej „wolności” czy tak zwanej „demokracji”. Tworzą środowiska, które chętnie przybierają nazwę „katolicki, powszechny”, podkreślając w ten sposób swą przynależność do Kościoła, a w rzeczywistości ignorując jego apostolski charakter stają jakby obok niego i usiłują przekształcać go według swoich schematów. Świadomie lub nie, chcą tworzyć „swój” Kościół w łonie Kościoła Chrystusowego.
Obserwujemy dziś również zjawisko podchodzenia do Kościoła z uprzedzeniem. Cokolwiek powie lub zdziała Ojciec Święty, jakiekolwiek decyzje poweźmie biskup diecezji, jakiekolwiek dzieło podejmą świeccy, ludzie z uprzedzeniem zawsze dopatrzą się w tym zła, zagrożenia, a nawet wręcz działania szatańskiego. Jak w czasach Chrystusa, tak i teraz, często jest to wynikiem lęku o wpływy w dziedzinie politycznej lub gospodarczej. Jest to owoc braku świadomości tego, co jest właściwą misją Kościoła. Można to zrozumieć w przypadku ludzi niewierzących. Jednak, gdy człowiek wierzący mówi: „Chrystus – tak, Kościół – nie”, daje dowód, że niczego nie rozumie z tajemnicy Kościoła, i że ostatecznie nie wierzy samemu Chrystusowi, który zapewnił wierzących, iż będzie pośród nich „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata ”(Mt 28, 20). Taki człowiek bliski jest bluźnierstwa przeciw Duchowi Świętemu, który ożywia Kościół i jest gwarantem jego prawdziwości i świętości. Staje wobec groźby zamknięcia się na Jego działanie i rezygnacji ze środków zbawienia, co w konsekwencji może prowadzić do zamknięcia sobie drogi do zbawienia.
Wielu jest w końcu tych, którzy jak krewni Jezusa, podchodzą do Kościoła z pytaniami, sugestiami na temat jego życia i działania, ale równocześnie z wielką troską płynącą z miłości. Ich Chrystus uczy w dzisiejszej Ewangelii zaufania – wiary w to, że Duch Święty prowadzi Kościół nieustannie. Jeśli chcą trwać w jedności z Chrystusem i Jego Kościołem, a równocześnie tak włączyć się w jego misję, aby była dokonywana skutecznie w zmieniających się okolicznościach, muszą być pośród tych, którzy pełnią wolę Boga. Wspólnota wierzących pod przewodnictwem Papieża i Biskupów, dzięki darowi nieomylności w sprawach wiary i moralności, jest miejscem, w którym najpewniej można odczytać wolę Boga. Równocześnie Kościół jest wspólnotą, która w mocy Ducha Świętego dysponuje środkami do skutecznego jej wypełniania. Jeżeli wysuwamy pytania i sugestie pod adresem Chrystusowego Kościoła, czyńmy to w jedności z Kościołem. Jako bracia Chrystusa pełnijmy wolę Boga z pełną miłości troską.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Jon Tyson/Unsplash.com