O tyle synodalność będzie charakteryzować Kościół wchodzący w trzecie tysiąclecie chrześcijaństwa, o ile poznamy historię jej praktykowania, zwłaszcza w pierwszym millennium, kiedy Kościół Wschodu i Zachodu stanowił jeden organizm, i przede wszystkim dokonamy twórczej syntezy między doświadczeniem wieków i współczesnymi wyzwaniami.
Studium „Synodalność Kościoła niepodzielonego” (Tarnów 2020) zrodziło się w sposób nietypowy. Nie było zaplanowaną z góry rozprawą naukową, lecz intelektualną „wędrówką”, niejako wymuszoną tym, by zrozumieć fenomen, który w historii chrześcijaństwa stanowią synody i sobory.
Po latach zajmowania się problematyką synodalności w ujęciu Karola Wojtyły – Jana Pawła II i wstępnym przygotowaniu opracowania na ten temat, nie potrafiłem właściwie ocenić jego wkładu i oryginalności w tej dziedzinie, ani w skali historii Kościoła, ani też w ramach doktryny katolickiej. By to uczynić musiałem poznać kontekst historyczny i teologiczny.
Cofając się w odległe epoki pierwszego tysiąclecia otwierał się przede mną ciekawy „świat” funkcjonowania Kościoła powszechnego, złożonego z Kościołów lokalnych, z doktrynalnych dysput broniących czystości wiary, z precyzowania dogmatów, z sądowych procesów, z stopniowego tworzenia prawa, z napięć, konfliktów, przezwyciężanych podziałów, z obrony jedności przy jednoczesnym zachowywaniu różnorodności chrześcijaństwa. Sceną tych wydarzeń i procesów były synody lokalne i sobory powszechne.
Synody narzędziem komunii
Teologia synodalności nie zrodziła się przy biurku, lecz wyłoniła się z historii odbywanych synodów i soborów. W pierwszym millennium nie używano terminu „eklezjologia komunii”, ale w znacznej mierze realizowano w praktyce to, co on oznacza. W każdym razie starano się o jej zachowanie i pierwsze tysiąclecie ma na pewno więcej do powiedzenia w kwestii komunii i synodalności, niż drugie.
Czy u progu trzeciego millennium nie szukamy po omacku drogi do Kościoła naszych marzeń? Do Kościoła, w którym każdy jest wysłuchany, każdy ma swoje miejsce, rolę, zadanie? Nie czuje się zdominowany przez władze kościelne, zawiedziony czy też niewykorzystany? Tym bardziej zależy nam, by znaleźć tę drogę, im częściej czujemy się w Kościele obco.
Ufam, że eklezjologia synodalności stanie się przeciwwagą dla przejawów eklezjologii „feudalnej”, w której Kościół jawi się być prywatną własnością elity, dominacją władzy jednych nad drugimi, splendoru kościelnej arystokracji, wyznaczającej zobowiązania dla całej reszty oraz jej monologów wykluczających dialog i konstruktywną krytykę? Papież Franciszek określa takie przejawy „klerykalizmem”, w synodalności upatrując lekarstwo na wynaturzenia autentycznego obrazu Kościoła jako komunii.
Synody i związana z nimi kultura synodalna w Kościele, czyli kultura współuczestnictwa, solidarności i współodpowiedzialności wszystkich za wiarę, są „narzędziami komunii” – jak wskazał Jan Paweł II w przemówieniu do Kurii Rzymskiej, 20 grudnia 1990 r. Realizują i ukonkretniają komunijną naturę Kościoła, jego jedność w różnorodności, jego dynamikę misyjną, na którą składają się charyzmaty i energia wszystkich ochrzczonych. Komunii Kościoła nie można zadekretować i nie wystarczy głosić z ambony, ale potrzeba ją uskutecznić, przeżyć i doświadczenie jej przekazać młodszym pokoleniom.
Synodalność ma swoją „metrykę” i historię
W studium „Synodalność Kościoła niepodzielonego” postawiłem w centrum zainteresowania dwie kwestie, które mają swoje znaczenie dziś. Pierwsza: na czym polega konstytucyjny charakter synodalności dla Kościoła? Druga: jakie znaczenie ma historia synodów i soborów dla teologii synodalności?
Synodalność stanowi wewnętrzny element natury episkopatu, ponieważ stanowi istotną formę realizacji kolegialności biskupów oraz nieodzowny czynnik tworzenia komunii Kościoła, rozumianego jako wspólnota ludu Bożego, duchownych i świeckich. Od zarania chrześcijaństwa praktyka synodalna służyła kształtowaniu życia Kościołów lokalnych i Kościoła powszechnego. Na tej podstawie można wskazać, że synodalność jest konstytutywnym wymiarem Kościoła. Przyczynia się do tego, że „komunia” staje się czymś dużo więcej, niż pięknie brzmiącym, lecz w sumie abstrakcyjnym pojęciem. Staje się rzeczywistością.
Nie ulega wątpliwości, że historia synodów i soborów pierwszego millennium stanowi istotny locus theologicus synodalności, czyli materiał, z którego należy budować teologię synodalności. Jest to wspaniały, olbrzymi materiał tekstów źródłowych i opracowań, który możemy znaleźć na półkach bibliotecznych i księgarskich. Byłoby zaniedbaniem, gdyby z tego bogactwa nie skorzystać przy okazji „synodu o synodalności”, który powinien być rozumiany w świetle doświadczenia dwóch tysiącleci w tej dziedzinie. „Ten bogaty dorobek refleksji synodalnej nie powinien zostać zmarnowany” – stwierdził Jan Paweł II w Novo millennio ineunte (n. 41).
Niepamięć tego, co za nami, i naiwność w stosunku do przyszłości, mogą spowodować niebezpieczeństwa i trudności na „drodze synodalnej”. Nie twierdzę, że należy aktualny synod zamienić w kurs historyczny i teologiczny, ale nie należy traktować synodalności jako odkrytej przed chwilą nowości, która stanowi panaceum na istniejące problemy. Skorzystanie z opracowań historycznych i teologicznych na pewno nie zaszkodzi „synodowi o synodalności”, lecz w dużej mierze go ukierunkuje i wzbogaci.
Czy Jan Paweł II inspiruje do refleksji o synodalności?
W liści apostolskim „Orientale lumen” (2 maja 1995) dotyczącym tradycji Kościołów wschodnich znajduje się wyznanie papieża, które przykuło moja uwagę:
„Każdego dnia odczuwam coraz gorętsze pragnienie, by ponownie prześledzić dzieje Kościołów i napisać historię naszej jedności […]” (n. 18).
Jan Paweł II nawiązywał często do pierwszego tysiąclecia, zwłaszcza w wypowiedziach o tematyce ekumenicznej. Wiedział, że czas „Kościoła niepodzielonego” stanowi istotny punkt odniesienia dla naszego myślenia o Kościele. Wyrażone przez papieża pragnienie inspirowało mnie do pracy nad wspomnianą monografią, która potwierdziła jego stwierdzenie, że synody i sobory pierwszego millennium „są wymownym świadectwem trwałej jedności w różnorodności” (tamże).
Synod o synodalność jako „narzędzie komunii” ma umocnić jedność Kościoła. Czy istnieje jednak niebezpieczeństwo, że ją osłabi? Takie niebezpieczeństwo, moim zdaniem, istnieje. O wiele ważniejsza jest jednak szansa, że proces synodalny stanie się sposobnością, by przezwyciężyć trend wyobcowania, czyli tego, że ludzie nie czują się w Kościele u siebie, że wielu go opuszcza.
Nie chodzi o modernizację Kościoła, o dopasowanie go do gustu i zmiennych oczekiwań ludzi, lecz o taką reformę życia Kościoła, by usprawnić w nim „mechanizm” komunii. Mechanizm ten nie tylko pobudza współuczestnictwo i odpowiedzialność, lecz sprzyja łączeniu Tradycji z wyzwaniami dzisiejszego czasu, wydobywaniu ze skarbca wiary rzeczy nowych i starych (por. Mt 13,52).
Historia synodów i soborów pierwszego millennium nie ukazuje sielankowej wizji Kościoła, w której nie ma napięć, różnicy zdań i dyskusji. Raczej odsłania prawdę, że jedność Kościoła to sztuka dochodzenia do porozumienia, przyjmowania krytyki, poskramiania ambicji, przyznania racji drugiej stronie, jeśli jej argumentacja przekonuje. Płynie z niej także ważna lekcja, by nie bagatelizować postępującego procesu wyobcowania, że on prowadzi do podziału i zamierania tkanki komunii. Trzeba wprowadzać środki naprawcze, a nie udawać, że nic się nie dzieje.
Szerzej ujmując, dla tego, co aktualnie mówi się o synodalności, czy też oczekuje się od rozpoczętego synodu, dobrze jest szukać potwierdzenia czy też jakiejś analogii w historii. Mam nadzieję, że przedstawione w ogólnym zarysie studium do tego się może się przyczynić, podobnie jak przygotowywane dwa kolejne tomy monografii o synodalności.
Jestem przekonany, że doświadczenie Kościoła synodalnego przełamie rosnące poczucie wyobcowania i sprawi, że Kościół w przekonywujący sposob okaże, że jest wspólnym dobrem wszystkich, dzięki Ewangelii, którą żyje i głosi. W myśl tego, co Jana Paweł II powiedział we wspomnianym powyżej przemówieniu do Kurii Rzymskiej:
„Synod, umożliwiając porozumienie i wymianę, jest konkretnym wyrazem uczestnictwa wszystkich w aspiracjach i trudnościach każdego; każdy może liczyć na to, że zostanie wysłuchany i przyjęty ze względu na dobro Kościoła, które jest dobrem wszystkich”.
Oby dokonania rozpoczętego „synodu o synodalności” nadały tym słowom papieża kształt konkretnych przedsięwzięć, które odbiją trwały ślad na funkcjonowaniu Kościoła w przyszłości.
Ks. Andrzej Dobrzyński
„Synodalność Kościoła niepodzielonego”, Biblos, Tarnów 2020, ss. 472 https://biblos.pl/ksiazki/1818-synodalnosc-kosciola-niepodzielonego.html