Trzeba cieszyć się z tego, że dziś, chyba bardziej niż kiedykolwiek, żywe jest dążenie do jedności zarówno w świecie, jak i w Kościele. Podejmowane są różnorakie inicjatywy, dzięki którym mają być przełamywane bariery, które dzielą narody, grupy etniczne, wyznania religijne. Często jednak popełniany jest ten sam błąd, który stał się przyczyną „pomieszania języków” wśród budowniczych wieży Babel.
Oni połączyli swoje siły w konkretnym celu – chcieli zbudować miasto i wieżę. Dzisiejszym językiem powiedzielibyśmy, iż podstawą ich jedności były względy ekonomiczne – razem mogli wyrabiać cegłę, potrzebną do realizacji przedsięwzięcia. Miała to być wieża, „której wierzchołek będzie sięgał nieba” (Rdz 11, 4). Ich pragnieniem było więc stworzenie wielkiego dzieła, które byłoby znakiem, iż są w stanie o własnych siłach dokonać wszystkiego na tym świecie. Byli przekonani, że Bóg do niczego nie jest im potrzebny, zaś niebotyczna wieża miała być tego potwierdzeniem. Księga Rodzaju w poetycki sposób streszcza te dążenia budowniczych, wkładając w usta Boga pełne niepokoju zdanie: „A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić” (Rdz 11, 6). Budowa nie powiodła się. Co więcej, stała się przyczyną podziałów. Pycha, arogancja, oddalenie od Boga sprawiły, że ludzie przestali się rozumieć. I dziś wielu ludziom wydaje się, że potrafią zbudować ponadnarodową wspólnotę w oparciu o ekonomię. W ich wizji jedności nie liczy się człowiek, ale konkretne korzyści materialne. Aby odwrócić uwagę od kwestii, kto te korzyści będzie odnosił, wmawia się społeczeństwom za pomocą wszechwładnych środków przekazu, że dokonują wielkiego dzieła: jeśli dojdzie do zjednoczenia, nic nie będzie niemożliwe do spełnienia. Nawet o tym, czy ktoś ma się narodzić czy nie, czy ma posiadać mózg geniusza czy siłę mocarza, czy ma umrzeć dziś czy jutro, decydował będzie człowiek.
Ponieważ wiadomo, że życie wieczne pozostaje poza zasięgiem tychże możliwości, robi się wszystko, aby ludzie zapomnieli o Panu Bogu, przestali myśleć o wieczności, zadowalając się snami o doczesnej pomyślności i trwałym pokoju. Można żywić obawę, że próby takiego jednoczenia spełzną na niczym – o ile nie przerodzą się w zabójczą nienawiść. Musiałoby nie być grzechu pierworodnego, aby w oparciu o ekonomię można było zbudować tak harmonijne społeczeństwo, że nikt nie czułby się w nim wykorzystywany, poniżany albo zniewalany. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Jedność pomiędzy ludźmi można zbudować tylko tam, gdzie skażenie grzechem pierworodnym straciło swoją niszczycielską moc. Jest więc ona możliwa tylko w Chrystusie. On jest Tym, który, zmartwychwstając dzięki ożywczej mocy Ducha Świętego, wyzwolił ludzkość spod panowania grzechu. Tego samego Ducha dał ludziom, aby nieustannie oczyszczał ich serca od zmazy grzechu, rozpalał je ogniem miłości i dokonywał dzieła jednoczenia ich w jedną rodzinę dzieci Bożych.
Zesłanie Ducha Świętego jest świętem jedności. W dniu Pięćdziesiątnicy dzięki działaniu Ducha Świętego ludzie różnych języków zaczęli się nawzajem rozumieć. Rozpoczęło się dzieło odbudowywania jedności rodziny ludzkiej. Duch Święty – nie stworzona Miłość Ojca i Syna – został posłany, aby zgromadzić w jedno ludzi „z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków” (Ap 7, 9). Gdy napełniony Duchem Świętym Piotr Apostoł przemawiał, wszyscy słuchający jego orędzia, choć pochodzili z różnych stron świata, rozumieli go tak, jakby mówił w ich własnym języku. To był znak, iż rozpoczął się proces jednoczenia. Ten proces trwa. Duch Święty udziela się kolejnym pokoleniom, aby podejmowały dzieło rozpoczęte w Wieczerniku. Jest to wielkie zadanie, które stoi przed Kościołem jako społecznością ludzi wierzących, a także przed każdym, kto do tej społeczności należy. Św. Paweł powiada: „Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy zostali napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12, 13). Jeżeli połączył nas jeden chrzest w tym samym Duchu i jedna jest wiara, którą wyznajemy, nie możemy nie angażować się na rzecz jedności. A jedność ta to nie szablonowa jednorodność albo płytki konformizm. Trzeba o tym wiedzieć, zwłaszcza wtedy, gdy zwolennicy unii – jakiekolwiek nosiłaby ona imię – proponują, by każdy stał się anonimowym członkiem wielkiej, nieokreślonej społeczności, tracąc swoją osobową tożsamość. Kiedy mówią, że koniecznie muszą być jednakowe tablice rejestracyjne samochodów, jednakowe prawo jazdy, jednakowa moneta, jednakowe prawo (oczywiście bez jednego słowa o jakichkolwiek wartościach i na tyle liberalne, aby było „tolerancyjne” dla wszelkich wypaczeń obyczajowych i społecznych), trzeba pamiętać, że taka jedność nie ma nic wspólnego z tą, którą proponuje Chrystus.
Duch Święty jednoczy, zachowując osobową odrębność każdego człowieka. Co więcej, jest On źródłem bogactwa różnorakich darów, z których każdy otrzymuje tyle, ile mu potrzeba, aby mógł najlepiej służyć wspólnocie: „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich” (1 Kor 12, 4-6). Jeśli szczerze pragniemy jedności ludzi, nie pozwólmy się zwieść przekonaniu, że zdołamy zbudować ją sami, ale zwróćmy się ku Chrystusowi i prośmy o dar Ducha Świętego dla nas, abyśmy mieli w sobie Bożą miłość i nieśli ją braciom, korzystając z osobistych talentów i darów, w które On nas hojnie wyposaża.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Becca Tapert/Unsplash.com