W Bulli Misericordiae Vultus ogłaszającej Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia Ojciec Święty Franciszek napisał:
O jakże pragnę, aby nadchodzące lata były naznaczone miłosierdziem tak, byśmy wyszli na spotkanie każdej osoby, niosąc dobroć i czułość Boga! Do wszystkich, tak wierzących jak i tych, którzy są daleko, niech dotrze balsam miłosierdzia jako znak Królestwa Bożego, które jest już obecne pośród nas.
W homilii wygłoszonej na zakończenie Roku Miłosierdzia papież powiedział zaś:
Choć zamykają się Drzwi Święte, pozostaje otwarta dla nas na oścież prawdziwa brama miłosierdzia, którą jest serce Chrystusa. Z przebitego boku Zmartwychwstałego aż do końca czasów wypływa miłosierdzie, pocieszenie i nadzieja. […] pamiętajmy, że doświadczyliśmy miłosierdzia, aby przyodziać się w uczucia miłosierdzia, abyśmy i my również stali się narzędziami miłosierdzia. Razem kontynuujmy naszą drogę.
Pozostawił wszystko, by dać siebie innym
Zakończony Rok świętego Brata Alberta wskazywał nam konkretnego człowieka, który dał ewangeliczne świadectwo miłosiernej miłości do każdego człowieka. Potrafił do końca wypełnić słowa Boskiego Nauczyciela skierowane do bogatego młodzieńca: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mk 10, 21).
Wiemy, że bogaty młodzieniec „…spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości” (Mk 10, 22). Adam Chmielowski także posiadał niemało: najwyższej miary talent malarski; pierwszoplanową pozycję wśród najwybitniejszych ówczesnych naszych artystów malarzy, którzy uważali go za swojego mistrza; wybitnych przyjaciół, wśród nich tak niezwykłych, jak Helena Modrzejewska czy Henryk Sienkiewicz. I wszystko to zostawił, by dać siebie tym, którzy nic nie mieli. Wybrał, by odwołać się do słów Chrystusa z przypowieści o Marii i Marcie, „najlepszą cząstkę” (Łk 10, 42). Chociaż w tym przypadku możemy mówić o – jak to ujął Cyprian Norwid w Legendzie – połączeniu „czynnego życia Marty” z zasłuchaniem Marii. Połączeniu doskonałym, co z kolei wyraża ten znany cytat z Promethidiona:
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy – praca, by się zmartwychwstało.
Opowiedzieć własnym życiem osiem błogosławieństw
Po latach ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła, zafascynowany i Cyprianem Norwidem, i Bratem Albertem, powiedział:
Naśladowca św. Franciszka z Asyżu […], człowiek niezwyklej duchowej głębi, poniekąd duchowy syn św. Jana od Krzyża, a nade wszystko sługa ubogich, najbardziej upośledzonych. Szary Brat przeszedł ulicami Krakowa dobrze czyniąc, dając świadectwo Ewangelii Jezusa Chrystusa, opowiadając całym swoim życiem osiem błogosławieństw – nie słowami, ale życiem.
To nawiązanie późniejszego Ojca Świętego Jana Pawła II do słów najpełniej ujmujących ziemskie życie Chrystusa: „Dlatego, że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc…” (Dz 10, 38), ma swoja wagę.
Możemy przywołać także inne słowa Karola Wojtyły z poematu Stanisław: „Był taki człowiek, byli ludzie… i ciągle tacy są…”.
Odnaleźć czas…
Jednym z nich był ks. Jan Twardowski, który nie tylko nie pragnął niczego dla siebie, ale znajdował wciąż nowe słowa, które pobudzały innych do uczynków miłosiernych, by przywołać ten znakomity wiersz Nie ma czasu:
Nie za bardzo wiadomo jakże to się dzieje
że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma
i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba
nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy
kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej
jeśli kochasz czas zawsze odnajdziesz
nie mając nawet ani jednej chwili
na spotkanie list spowiedź na obmycie rany
na smutku w telefonie długie pół minuty
na żal niespokojny i na rozeznanie
że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi
bo w życiu jest tylko morał niemoralny
Takiej ofiarnej miłości uczy nas Zbawiciel przez swoją śmierć na krzyżu. Wszyscy czerpiemy z tego największego przejawu miłości Boga do człowieka, winniśmy więc nieść jej płomień każdemu potrzebującemu, zwłaszcza ubogim, zagubionym, opuszczonym. Ksiądz-poeta – dodajmy – powtarzał, że ubogi to ktoś po prostu szczęśliwy, ponieważ nie mając nic, wszystko ma „u Boga”.
Przy pustym grobie Chrystusa zmartwychwstałego – mówił w jednym ze swoich wielkanocnych kazań – dobrze sobie uprzytomnić, że trzeba być przegranym, żeby zwyciężyć; być ubogim, żeby coś dawać ludziom; znikać, żeby trwać; […]; żyć po ciemku, żeby stać się światłem […].
Kiedy wydaje się, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna.
O tym pisał w swoich wierszach, od najwcześniejszych prób poetyckich, jak ta z roku 1950:
Warto moknąć na deszczu na kogoś czekając,
biec z laurką i kwiatem przez miasto jak zając,
stać dla chorych w ogonku po jedną cytrynę,
grzesznikom pozaświecać wszystkie łzy matczyne,
kłaść się późno do łóżka, z kogutem się budzić –
gdy wszystkie nasze drogi prowadzą do ludzi.
Każda z owych dróg miała swój początek pod Krzyżem. Do tego źródła miłości wciąż powracał ksiądz-poeta i modlił się:
Boże którego nie widzę
a kiedyś zobaczę
przychodzę bezrobotny
przystaję w ogonku
i proszę Cię o miłość jak o ciężką pracę.
Waldemar Smaszcz