Wszystko co Bóg czyni ma sens. O tym mówi nam dzisiejsza liturgia Słowa. Nawet jeśli nam się wydaje, że jest to zupełnie niedorzeczne, niepotrzebne bezcelowe – On, Stwórca wszystkiego widzi to zupełnie inaczej niż my. Jezus nie ma grzechu, nigdy go nie miał a przychodzi do Jana nad Jordan i razem z grzesznikami wchodzi do wody. Przyjmuje to Janowe zanurzenie mimo, że nie jest mu potrzebne. Ono było znakiem pokuty, nawrócenie, a Jezus tego przecież nie potrzebuje. On nie musi podejmować czynów pokutnych, a jednak czyni to. Dlaczego? Czy ma to jakiś w ogóle sens?
Bezgrzeszny Jezus dobrowolnie staje się solidarnym z tymi, którzy ociekają grzechami. Nie przyszedł na świat po to by chwalić się swoją doskonałością i izolować od tego co brudne i grzeszne. Przyszedł po to, by doświadczyć grzechu, mimo, że żadnego z nich nie popełnił. Niejednokrotnie kiedy zgrzeszymy odsuwamy się od Boga. Czujemy jakiś respekt, jakiś strach przed świętością. No bo jak my, brudni, zranieni grzechem moglibyśmy dotknąć Boga, wejść w Jego przestrzeń? Ale Jezus swoim „bezsensownym” zachowaniem pokazuje nam, że On się grzechu nie boi, nie ucieka od niego, nie odsuwa się widząc grzesznika. Przychodzi by z nami przejść drogę do oczyszczenia. Jego obecność to nie nagroda dla doskonałych ale pomoc dla grzesznych.
Maria Miduch, wykładowca języka hebrajskiego i Starego Testamentu