Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak wielkim darem są zdrowe oczy. Jak wielkim szczęściem jest widzieć swoich rodziców, móc oglądać wschody i zachody słońca, barwy kwiatów, czy czytać książki. Wydaje nam się to takie normalne i zwyczajne, takimi się urodziliśmy, tak było, tak jest i uważamy, że tak będzie zawsze…
Dzisiaj w Ewangelii spotykamy człowieka, który był tego wszystkiego pozbawiony od urodzenia. Nigdy nie widział swoich rodziców. Jedynie ich słyszał, pewnie dotykał i czuł ich zapach. Nigdy nie widział wschodzącego i zachodzącego słońca, pewnie nieudolnie próbował to sobie wyobrazić, ale przecież nigdy nic nie widząc trudno mu było mieć jakieś porównanie. Strasznym nieszczęściem jest ślepota. Warto dzisiaj z wdzięcznością podziękować Panu Bogu za zdrowe oczy, warto ucieszyć się, że widzimy ludzi, których kochamy i którzy są nam drodzy. Warto może pierwszy raz w życiu podziękować za wzrok…
Ale ta dzisiejsza Ewangelia w kontekście Wielkiego Postu, którego półmetek już przekroczyliśmy, kieruje nasze spojrzenie jeszcze w jednym kierunku, zmusza do postawienia sobie pytania: czy przy zdrowych oczach nie jestem ślepcem? Bo różne są rodzaje ślepoty
Można być zaślepionym przez grzech, który zamyka nam oczy na Boga i ludzi. Gniew, mściwość… Nie chcę przebaczyć, nie chcę się z drugim pogodzić. Nie dostrzegam, że przed Bogiem sam potrzebuję przebaczenia i miłosierdzia. Zaślepienie. Zauroczenie drugim człowiekiem, mimo iż jest on związany węzłem małżeńskim. „Ja go kocham” – i koniec. Nie pomagają prośby ojca, matki, nie pomagają ostrzeżenia.
Można być zaślepionym przez brak miłosiernego spojrzenia. Można oglądać strony internetowe i rezerwować wczasy na Karaibach a nie zauważyć, że sąsiad tuż za ścianą jest chory i bierze chemię, a jego żona właśnie straciła pracę. Można utkwić swój wzrok w filmach i w Internecie i godzinami wpatrywać się w szklany ekran, a nie widzieć własnych rodziców, którym zdrowie coraz bardziej słabnie.
Można być zaślepionym przez strach, który zamyka nam spojrzenie z ufnością w przyszłość, z nadzieją, że jest Bóg, że On jest Panem wszystkiego. Może nam zamknąć oczy na Niego doświadczenie ciężkiej choroby, która odbiera wiarę w sens, powoduje strach przed bólem, strach przed śmiercią. Może nam zamknąć oczy na Niego strach przed drugim człowiekiem, który jest dla nas potworem, który zamienił nasze życie w koszmar. To wszystko zamyka nam oczy na światło, którym jest Bóg.
Mogą nam zniszczyć wzrok trudne doświadczenia: rozwód rodziców, śmierć ukochanej osoby, rozczarowanie tym, komu ufaliśmy. To wszystko tak potrafi w człowieka uderzyć, tak nim zachwiać, że już nic nie widzi, tylko samą ciemność, która go otacza i przytłacza i przeraża…
Można być też ślepym na prawdę. Taką prawdą dzisiaj podważaną jest prawda o świętości ludzkiego życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Prawda o tym, że każde życie jest święte. Prawda o świętości Jana Pawła II.
Tak wiele jest sytuacji, które zamykają nam oczy, czynią z nas ślepców. Nie trzeba być niewidomym od urodzenia, jakim był człowiek z dzisiejszej Ewangelii, aby nie widzieć tego co w życiu naprawdę jest ważne, tego co w ostatecznym rozrachunku naprawdę się liczy, żeby nie widzieć człowieka, nie widzieć nadziei, nie widzieć sensu, nie widzieć Boga…
I oto w tym kontekście słyszymy w dzisiejszej Ewangelii, ze Jezus ujrzał człowieka niewidomego od urodzenia. Ujrzał, zatrzymał się, odezwał się do niego, ulitował się nad nim i i uzdrowił go. Przywrócił mu wzrok, by widział świat, by widział tych, których kocha, by mógł smakować i cieszyć się życiem.
Ślepota nie pozwala cieszyć się życiem. Każdy rodzaj ślepoty i tej fizycznej i tej duchowej nie pozwala w pełni cieszyć się życiem, zamyka oczy na to, co piękne, jedyne i niepowtarzalne. Dzisiaj przychodzimy do Jezusa z tymi rozmaitymi zaślepieniami, które nie pozwalają nam w pełni przejrzeć, zobaczyć tego co piękne, tego co naprawdę ważne. Potrzebujemy tego Jezusowego dotknięcia, Jego litości, by nam otworzył oczy, które zamknął nam grzech, by usunął bielmo strachu i trudnych doświadczeń, które nie pozwalają, uwierzyć, że jest inaczej niż nam się w naszych ciemnościach wydaje. Przychodzimy, by na nasze oczy założył okulary miłosierdzia, bo przez pryzmat miłosierdzia wszystko widzi się inaczej, wszystko zaczyna nabierać kolorów i wszystko zaczyna człowieka cieszyć.
„Czy ty wierzysz w Syna Bożego?” – pyta dzisiaj Jezus młodzieńca i pyta nas samych. W szczerej, pełnej pokory i prawdy odpowiedzi na to pytanie ukryte jest lekarstwo, które ma moc pomóc nam przejrzeć…
Ks. Tomasz Bajer
Fot. Unsplash.com