We wstępie do wydanej w 1971 r. w Londynie antologii współczesnej polskiej poezji kapłańskiej Słowa na pustyni kard. Karol Wojtyła napisał:
Kapłaństwo jest sakramentem i powołaniem. Twórczość poetycka jest funkcją talentu – ale talenty również stanowią o powołaniu, przynajmniej w sensie podmiotowym. Można więc stawiać sobie pytanie: w jaki sposób te dwa powołania, kapłańskie i poetyckie, współistnieją ze sobą, w jaki sposób wzajemnie się przenikają w tym samym człowieku? Pytanie takie dotyczy czegoś więcej niż utworów. Dotyczy ono autorów. Dotyczy sprawy, która jest jakąś osobistą tajemnicą każdego z nich.[podkr. – W.S.]
Zatrzymajmy się nieco przy tym fragmencie mało znanego w kraju (w czasach PRL-u wydawnictwa emigracyjne były zakazane i z trudem docierały nad Wisłę) tekście kapłana i poety, przyszłego Ojca Świętego Jana Pawła II. Żałować możemy, że wydawcy zbiorowej edycji pism literackich Karola Wojtyły – Jana Pawła II (Karol Wojtyła, Poezje. Dramaty. Szkice. Jan Paweł II, Tryptyk rzymski. Wstęp Marek Skwarnicki, Kraków 2004) nie zamieścili tego ważnego studium. Autor wstępu wprawdzie nie zamieścił w antologii swoich utworów, ale był przecież poetą i uwaga o przenikaniu się „w tym samym człowieku […] dwu powołań, kapłańskiego i poetyckiego”, ma swoją wagę, zwłaszcza w kontekście pewnego sądu wybitnego poety, dramaturga i eseisty, Thomasa S. Eliota. Napisał on, że wypowiedzi krytycznoliterackie poetów interesują nas dlatego zwłaszcza, iż ich autorzy zawsze w jakimś stopniu piszą o sobie. Spójrzmy przez pryzmat tego zdania na tekst Karola Wojtyły…
Z cytowanej wypowiedzi Arcybiskupa Krakowskiego wynika, że twórczość poetycka jest niezwykle ważnym źródłem wiedzy także o jej autorze, co w przypadku księży-poetów wiąże się z trudno dostępną również dla samych kapłanów tajemnicą, jaką jest powołanie. W arcyważnej książce Dar i Tajemnica, napisanej – jak głosi podtytuł – W pięćdziesiątą rocznicę moich świeceń kapłańskich (Kraków 1996) – Dostojny Autor od razu na wstępie pierwszego rozdziału U początków… tajemnica wyznał: „Historia mojego powołania kapłańskiego […] znana jest przede wszystkim Bogu samemu.”
Skąd to przekonanie? Z najważniejszego źródła, z Ewangelii. Św. Jan zapisał owe poruszające słowa Jezusa Chrystusa z Mowy pożegnalnej:
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje (J 15, 16).
Dlatego kapłani, niezależnie od miejsca w hierarchii, zwracając się podczas Mszy św. bezpośrednio do swojego Boskiego Mistrza mówią o sobie jako o niegodnym słudze Zbawiciela i nie jest to jedynie przyjęta formułka. Oni bowiem, wybrani i powołani, w istocie – sięgając do języka biblijnego – dźwigają jarzmo Pańskiego wyboru, ale też mają w pamięci wcześniejsze słowa o przyjaźni z Chrystusem:
Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15, 14-15).
W przypadku kapłana-poety mamy wyjątkową sposobność, by przybliżyć się do owej niezwykłej tajemnicy powołania, której progiem są słowa Chrystusa skierowane ongiś do Piotra: „Pójdź za Mną!” Znakomity poeta, bliski Janowi Pawłowi II, ks. Jan Twardowski, wiele wierszy poświęcił kapłaństwu, nierzadko zwracając się w nich do Matki Najświętszej, nazywanej Matką Kapłanów, jak ten zatytułowany O duszy kapłana:
Nie wiesz o niej
nikt tego nie wie
[…]kto jej ciszę
niepokój odgadnie
może w cierniach
klucz królestwa na dnie
a niekiedy wyschła pustynia
[…]
tylko jedna Matka Najświętsza
na kolanach
z Jezusem ją trzyma
Boga kocha
do Boga wzywa
pod krzyżem ze szczęścia płacze
że nie sposób kochać inaczej
W poezji Karola Wojtyły nie znajdziemy wprawdzie tak bezpośrednich wyznań, ale już w kleryckim utworze, Pieśń o Bogu ukrytym, pisanym tuż po wstąpieniu do seminarium duchownego, wiele fragmentów świadczy o wielkiej radości z dokonanego wyboru:
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
A że stałem się równiną dla cichego otwartą przepływu,
miłość wszystko rozwiązała –
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.
w którym nie ma nic z fali huczącej, nieopartej o tęczowe pnie,
ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nieosrebrzonych tchnie.
Więc w takiej ciszy ukryty ja-liść,
oswobodzony od wiatru,
już nie troskam się o żaden z upadających dni,
gdy wiem, że wszystkie upadną.
Chciałbym zwrócić uwagę na inicjalny wers drugiej strofy: „…stałem się równiną dla cichego otwartą przepływu”. Nie wiemy, czy Pan wybrał autora tych słów właśnie dlatego, że był taką – powtórzmy raz jeszcze – „równiną dla cichego otwartą przepływu”, czy stał się nią dzięki temu wyborowi. Istotna jest gotowość przyjęcia wszystkiego, co przychodzi od Pana. Będąc w rękach Stwórcy niczego się nie lęka, o nic się nie troszczy: „Już się nie troskam o żaden z upadających dni, / gdy wiem, że wszystkie upadną”.
Wybranemu przez Pana nie jest jednak łatwo się odnaleźć, o czym świadczą te słowa:
Zmieszały się chwila i wieczność,
kropla morze objęła –
[…] Stamtąd żeglując w niebo,
kiedy wychylisz się z łodzi,
miesza się szczebiot
dziecięcy i podziw.
Paradoksy godne najznakomitszej poezji mistycznej, u nas znane przede wszystkim z pierwszej strofy arcykolędy Franciszka Karpińskiego Bóg się rodzi. W rzeczywistości nadprzyrodzonej nasze ludzkie miary nic nie znaczą: chwila nie różni się od wieczności, a kropla wcale nie jest mniejsza od morza. Podobnie szczebiot dziecięcy nie różni się od… podziwu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że szczebiot dziecięcy przerasta najgłębszy podziw…
Liczne odniesienia do dzieciństwa wyrastają niewątpliwie z zapisanych w Ewangelii słów Chrystusa: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3). W jednym z piękniejszych fragmentów cytowanej Pieśni o Bogu ukrytym poeta – powtórzmy: kleryk jeszcze! – napisał:
O czuć tę chwilę nicości,
Powracać ciągle w ten czas,
tę chwilę sprzed stworzenia –
i nie odstępować jej nigdy,
jak nie odstępuje się cienia.
gdy utulony tylko Twoją Myślą,
niewinność większą niż dziecko
i głębsza miałem przejrzystość.
Dziś oszołomiony istnieniem,
Lecz jedno spojrzenie w głąb,
zapominam o mojej nicości,
w dalekich się błąkam promieniach,
oderwany od promieni najprostszych.
które wieczność odsłania z przepływu –
jedno najprostsze spojrzenie,
którym w Myśli znów Twojej przebywam.
To wtedy – gdy w blasku ukrytym
skupiam siebie całego,
i staję się znów Twoją Myślą,
miłowanym białym żarem Chleba.
Poezja w przypadku Karola Wojtyły była wcześniejszym powołaniem niż kapłaństwo, stąd autor tak znakomicie posługiwał się słowem poetyckim już na tak wczesnym etapie twórczości. Ojciec Święty nie ukrywał, że na początku była mu po prostu najbliższa, o czym świadczy choćby ta wypowiedź z rozmów z André Frossardem:
W okresie kończenia szkoły średniej i rozpoczynania studiów wyższych różne osoby z mego otoczenia myślały, że wybiorę powołanie kapłańskie. Natomiast ja sam w tym okresie urobiłem sobie przekonanie, że powinienem pozostać świeckim chrześcijaninem. Owszem, myślałem o możliwościach świeckiego zaangażowania w życie Kościoła i społeczeństwa. Myśl o kapłaństwie raczej dość zdecydowanie odsuwałem.
W późniejszej książce, Dar i Tajemnica, powrócił do tych spraw, pisząc:
W tamtym okresie decydujące wydawało mi się nade wszystko zamiłowanie do literatury, a w szczególności do literatury dramatycznej i do teatru.
Ostatecznie owe dwa powołania spotkały się w tym wyjątkowym człowieku i okazały się niezwykle ważne w życiu i dziele św. Jana Pawła II, chociaż przyszły Ojciec Święty przez lata zmagał się z nurtującymi go wątpliwościami…
Waldemar Smaszcz