Bezradność – przykre odczucie, jakie pojawia się, gdy człowiek staje wobec problemów, których rozwiązanie zdaje się przerastać jego możliwości. Może ono być źródłem wewnętrznej rozterki, rozdarcia pomiędzy chęcią działania i świadomością własnej niemocy. Może też prowadzić do niewrażliwości i uspokajania sumienia myślą: Nic na to nie poradzę. W dzisiejszym świecie wiele jest takich problemów, poczynając od ogólnego kryzysu rodziny, braku poszanowania dla życia, a skończywszy na tragediach milionów głodnych, bezdomnych ludzi. Czy musimy być wobec nich bezradni? Dzisiejsza Ewangelia zwraca naszą uwagę na rzeczywistość głodu, ale na jej podstawie możemy uczyć się opanowania bezradności we wszystkich dziedzinach życia.
Oto Apostołowie mają przed sobą wielotysięczny tłum ludzi podążających za Jezusem, zafascynowanych Jego osobą, nauką i cudami, aż do utraty poczucia czasu i miejsca. Wskazując na te rzesze, Nauczyciel zadaje pytanie: „Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili” (J 6, 5). Zrozumieli, że Jezus ma zamiar nakarmić tłum. I wtedy doświadczyli owego odczucia bezradności. Zobaczmy, gdzie leży jego źródło.
Filip od razu przeliczył zamiar na pieniądze: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać” (J 6, 7). Wydaje się, że było to słuszne rozumowanie, bo jeżeli mieli zakupić chleb, to musieli określić niezbędny wydatek. W tej odpowiedzi brzmi jednak nuta rezygnacji – jakby Filip chciał powiedzieć: Nie stać nas na to, by w jakikolwiek sposób im pomóc. Okazuje się, że podejście do problemu od strony pieniędzy prowadzi do zaniechania wszelkich wysiłków. Wynika to stąd, że myśl koncentruje się na wydatku, na tym, co trzeba stracić, a nie na człowieku i jego potrzebach. Problem staje się wtedy abstrakcyjny, jakby oderwany od przeżyć potrzebującego i wezwanego do pomocy, a przez to ani nie budzi uczuć, ani nie mobilizuje woli. Kto nie współczuje, nigdy nie wyciągnie pomocnej dłoni, chyba że będzie wiedziony poczuciem obowiązku.
Inną postawę prezentuje Andrzej. On nie przelicza, nie zastanawia się, ile można stracić. Andrzej szuka możliwości pomocy, w oparciu o dostępne środki: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?” (J 6, 9). Był gotów działać. Jednak to, co mógł kupić od chłopca, nie stwarzało wielkich nadziei. Dlatego i z jego wypowiedzi przebija rezygnacja. Tak dzieje się, gdy człowiek współczuje, chce pomóc choćby za cenę zrzeczenia się części tego, co posiada, nawet podejmuje w tym kierunku pewne kroki, ale koncentruje swoją uwagę na materialnej skuteczności tych wysiłków. Pojawia się wtedy myśl: Jeśli nie mogę skutecznie pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują, to lepiej nie pomagać nikomu. W tym myśleniu kryje się również lęk, iż podanie ręki jednemu, pociągnie za sobą całą lawinę innych potrzebujących, a jakieś poczucie sprawiedliwości wobec nich będzie nakazywało kontynuować rozpoczęte dzieło. I nie wiadomo, jak to się skończy.
Tymczasem Pan Jezus wpierw nakazuje ludziom usiąść. On rozpoczyna od człowieka, którym trzeba się zająć. Warto zauważyć, że spełnienie tego pierwszego wezwania Pana Jezusa nikogo nic nie kosztowało, a dało obecnym poczucie, że są w centrum uwagi. To bardzo ważne. Czasem można bardziej pomóc człowiekowi przez to, że poświęca mu się uwagę i czas, aniżeli przez materialny datek.
Następnie Pan Jezus „wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym” (J 6, 11). On nie zwraca uwagi na to, ile tych chlebów jest, ile mogłoby być, ile powinno być… Po prostu bierze to, co jest i dziękuje Bogu za to „niewiele”, które ma do dyspozycji.
A potem rozdaje. Bez oszczędzania – „tyle, ile kto chciał” (J 6, 11). I wtedy stał się cud. Wielotysięczny tłum został nakarmiony. Najgłębsza tajemnica tego cudu tkwi w mocy Bożej Chrystusa. Jako Ten, przez którego został stworzony świat, Syn Boży jest Panem materii. Zwykły chleb, który człowiek może rozdać niewielu głodnym, w Jego dłoniach staje się tak podzielny, że każdy, kto tylko zechce, może się nim posilić.
Powie ktoś: A więc tylko Chrystus nie jest bezradny wobec ludzkich potrzeb. Czy ja, zwyczajny człowiek mogę uczynić to samo? Można mu wtedy odpowiedzieć: Nie, sam nie możesz tego uczynić. Możesz jednak, gdy uwierzysz, że Chrystus jest Panem stworzonego świata – nie tylko był nim wtedy, gdy chodził po palestyńskiej ziemi, ale jest teraz. Możesz nawet nakarmić tłumy, jeżeli w Jego Boskie ręce zawierzysz swoje nikłe środki. Musisz wtedy przestać przeliczać ludzkie potrzeby na pieniądze, które możesz stracić. Nie zważaj na to, czy skutek twojego działania będzie wielki, czy mały. W centrum swej uwagi postaw potrzebującego człowieka, który żyje obok ciebie. Zacznij z nim współczuć, a wtedy zobaczysz, że jednak masz coś, czym mógłbyś się z nim podzielić – choćby to było niewiele. Dziękuj Bogu za to, co masz i nie myśl o tym, że mógłbyś mieć więcej. A Bóg obudzi w tobie chęć pomocy. I wtedy musisz zdobyć się na to, by się dzielić. Jeśli zaufasz Bogu, nie musisz się bać, że zabraknie dla ciebie. Pamiętaj, On jest Panem materii i w cudowny sposób sprawia, że rzeczy stają się nadzwyczaj podzielne. Kto umie dawać, ten też otrzymuje, aby miał z czego dawać.
Podczas pielgrzymki do Polski w 1997 roku, we Wrocławiu Jan Paweł II mówił między innymi o problemie głodu w świecie. Wskazywał na pilną konieczność jego rozwiązania. Wzywał do zaangażowania nie tylko odpowiedzialnych za podział dóbr na ziemskim globie, ale wszystkich ludzi bez wyjątku, szczególnie tych, którzy spożywają Chleb eucharystyczny. Jest to więc zadanie każdego z nas. Nie sądźmy, że przerasta ono nasze możliwości. Czy posiadamy wiele, czy też mało, nie jesteśmy bezradni. Trzeba tylko zacząć współczuć z człowiekiem i działać z Chrystusem. Może zacząć od żebraka z rogu najbliższej ulicy?
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Kate Remmer/Unsplash.com