Apostołowie z troską patrzyli na zasłuchany tłum ludzi. Wielu przywędrowało na to pustynne miejsce z daleka. Trwali przy Jezusie, jakby nie zważając na mijający czas, zmęczenie i głód. I Nauczyciel – zdawało się – pochłonięty głoszeniem Ewangelii, zatracił poczucie czasu. Swą troskę Apostołowie wyrazili w prośbie: „Każ (…) rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności!” (Mt 14, 15). Szukali wyjścia z sytuacji w oparciu o ludzkie, praktyczne myślenie. Wydawało się im, że jest to jedyne i najprostsze rozwiązanie. Wiedzieli przecież, że trzeba coś zrobić, a sami nie mogli w niczym pomóc. Zdawali sobie sprawę, że Jezus ma wpływ na słuchaczy, i że z pewnością posłuchają Jego rady.
Musiało zaskoczyć ich wymaganie Nauczyciela: „wy dajcie im jeść!” (Mt 14, 16). Nadal brali pod uwagę swoje własne, nikłe możliwości. Jak mieli pożywić tłum ludzi pięcioma Chlebami i dwiema rybami? A jednak okazało się to możliwe. Podali swoje skromne zasoby Jezusowi. Oddali wszystko, co mieli w Jego ręce. On zaś wykorzystał je, aby objawić skuteczność działania Bożego. To, co uczynił, było gestem prorockim, dzięki któremu Jego słuchacze mogli poznać, że Boże możliwości są nieograniczone – On wszystko może, bez względu na okoliczności. Był to akt złożony i wymowny: kazał tłumom usiąść, wziął chleby i ryby, wzniósł oczy ku niebu i odmówił błogosławieństwo. Z tymi – po ludzku mało znaczącymi – gestami była złączona Jego Boska moc. Jej owocem był cud rozmnożenia. Potem zaprosił do współpracy uczniów. To im dał pobłogosławiony pokarm, aby rozdawali ludziom. Doświadczali osobiście, jak wielki skutek może przynieść powierzenie Jezusowi swoich najbardziej nawet nikłych możliwości.
Zapewne łatwo przyszło im wtedy na myśl to, co wydarzyło się za czasów proroka Eliasza w Sarepcie Sydońskiej. Wtedy wdowa zaufała słowom proroka, w imię Boże podzieliła się z Eliaszem resztką mąki i oliwy, a Bóg sprawił, że nie brakło pożywienia ani jej, ani jej synowi (por. 1 Kri 17, 8-24). Postępując w naszej refleksji tym śladem, przypominamy sobie Abrahama, który złożył w Bogu swe pragnienie potomstwa i wtedy, gdy po ludzku wydawało się to niemożliwe, Bóg pobłogosławił Sarze i w podeszłym wieku wydała na świat Izaaka (por. Rdz 21, 1-8). Można też wspomnieć Gedeona, którego Bóg prowadził na wojnę z Madianitami i sam ograniczył liczbę wojska do trzystu wojowników, aby okazać swoją zwycięską moc w sytuacji po ludzku beznadziejnej (por. Sdz 7, 1-22).
To, co sprawiał Bóg w Starym Testamencie i czego dokonał Jezus wobec zmęczonego i głodnego tłumu, ma swoje zastosowanie również w innych życiowych sytuacjach. Jeśli człowiek, zdając sobie sprawę ze swoich ograniczonych możliwości, zda się na Boga, wówczas nikłe środki połączone z Jego mocą mogą wydać wspaniałe owoce. Jest to nauka ważna również dla nas. Przeżywamy na co dzień różnorakie problemy natury materialnej: utrata zdrowia, zwolnienie z pracy, widmo coraz szczuplejszych środków do życia. Wtedy trzeba uwierzyć w moc Boga, złożyć to „niewiele”, które jeszcze nam pozostało, w Jego ręce i nie bać się prosić o to, co wydaje się niemożliwe. Jeśli zaradził potrzebom tłumu, dlaczego nam miałby odmówić pomocy. Również wtedy, gdy pojawiają się trudności natury duchowej, jak brak zrozumienia w rodzinie, wewnętrzne zagubienie kogoś nam bliskiego albo nasza własna słabość czy grzech, trzeba tej samej wiary w nieograniczoną moc Boga. Może wydawać się, że modlitwa, udział w sakramentach albo czyjeś życzliwe słowo błogosławieństwa to tak niewiele, że tak mało zmienia, a jednak gdy z całym oddaniem pozwolimy działać Jezusowi, nasza bezsilność może przerodzić się w zwycięstwo. Nie potrzeba tu wielkich gestów. Wystarczy akt zawierzenia i ufność.
W czasie Powstania Warszawskiego, grupa uzbrojonych żołnierzy niemieckich wywlokła mieszkańców kamienicy na dziedziniec. Ustawiono ich pod ścianą. W chwili, gdy miał paść rozkaz strzału, ktoś zaczął głośno: „Pod Twoją obronę uciekamy się…”. Wszyscy podjęli modlitwę. Żołnierze zbici z tropu stali z karabinami gotowymi do strzału. Wtem po przeciwnej stronie ulicy rozległy się wybuchy. Do bramy kamienicy wpadł niemiecki żołnierz, coś niecierpliwie meldował dowódcy, po czym padła komenda wycofywania się. Ze łzami w oczach mieszkańcy dokończyli: „… swojemu Synowi nas oddawaj”. Nasza bezsilność połączona przez wiarę z Bożą wszechmocą może wydać wspaniałe owoce. Trzeba tylko oddać wszystko – złożyć w ręce Boga i ufać.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Kate Remmer/Unsplash.com