Ideologia tego świata zasadza się na rywalizacji. Państwa prześcigają się w rozwoju ekonomicznym, w produkcji nowych rodzajów broni, w zakresie wpływów politycznych. Partie ubiegają się o jak najwięcej miejsc w parlamentach i o najbardziej znaczące teki ministrów w rządach. Koncerny przemysłowe konkurują ze sobą w ilości sprzedanych towarów i w wysokości dochodów. Nawet wspólnoty religijne skrupulatnie liczą swoich członków, aby mieć satysfakcję, że są liczniejsze niż inne. Kiedy przyglądamy się własnemu życiu, możemy dostrzec, że my sami również ulegamy tej gorączce rywalizacji. W szkole wszyscy chcą dorównać prymusowi, którego nauczyciele stawiają za wzór. W świecie dorosłych modelem staje się ten, któremu się powiodło i opływa we wszelkie bogactwa, jeździ drogim samochodem, zwiedza świat i zażywa wyszukanych przyjemności. Chęć dorównania innym jest często motywem wyboru studiów, podejmowania pracy ponad siły, a nawet uciekania się do nieuczciwości. Wydawać by się mogło, że rywalizacja jest niezbędna do rozwoju naszej cywilizacji, gdyż mobilizuje wszystkich do dawania z siebie coraz to więcej. Jest to jednak wniosek złudny. Wnikliwa analiza postaw ludzi zaangażowanych w rywalizację wykazuje, że tak naprawdę jedynym jej efektem jest pycha i wynoszenie się tych, którzy są „lepsi” oraz frustracja i zazdrość tych, którzy są „gorsi”. Pan Jezus proponuje inną wizję rozwoju człowieka i świata – taką, która niesie wewnętrzny pokój.
Ilustracją tej propozycji jest przypowieść o talentach. Oto człowiek udający się w podróż rozdaje sługom swój majątek. Daje wszystkim, bez wyjątku. Nie daje jednak równo każdemu: jednemu powierza pięć, drugiemu dwa, a innemu tylko jeden talent – „każdemu według jego zdolności” (Mt 25, 15). Właściciel majątku po powrocie odbiera od pierwszego dziesięć, a od drugiego tylko cztery talenty. To nie przeszkadza, aby obaj zostali docenieni na równi: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię” (Mt 25, 21.23). Pan oceniał nie tyle końcowy efekt ich pracy, to znaczy sumę zdobytych pieniędzy, ale wysiłek, jaki włożyli w pomnożenie posiadanego majątku. Ich wierność, w odróżnieniu od sługi, który ograniczył się do zachowania w stanie nienaruszonym otrzymanego skarbu, polegała na tym, że potrafili dobrze wykorzystać zasoby powierzone ich opiece. Oni właściwie ocenili swoje możliwości i zdawali sobie sprawę, że od samego początku nie są one równe. Dlatego sługa mający dwa talenty nie dążył do tego, by dorównać koledze mającemu ich pięć. On wiedział, że nawet gdy pomnoży w trójnasób swoje dwa talenty, to będzie ich miał zaledwie sześć. Wówczas jego współsługa mógłby się zadowolić zarobkiem dwóch talentów – mając ich w sumie siedem, i tak byłby lepszy od niego.
Słudzy nie rywalizowali ze sobą, ale starali się zrobić wszystko, co było w ich mocy, aby posiadane dobra przyniosły największy zysk. Każdy człowiek został wyposażony przez Boga w różnorakie dary. Jest jasne, że nie wszyscy otrzymali to samo i w jednakowej mierze. W sferze materialnej jedni opływają w bogactwa, inni z trudem wiążą koniec z końcem. W dziedzinie wiedzy i umiejętności jedni rodzą się geniuszami, inni zdobywają swoją pozycję żmudną, długoletnią nauką, jeszcze inni są w stanie jedynie uzyskać niezbędne minimum wykształcenia. W życiu wewnętrznym jedni mają wrodzoną zdolność koncentracji na sprawach ducha, medytacji, wnikania w istotę tajemnic przekraczających możliwości intelektualnego poznania, inni z trudem starają się być wierni codziennemu pacierzowi. To wcale nie oznacza, że jedni są lepsi w oczach Bożych, inni zaś gorsi.
Przypowieść o talentach uczy, że materialne ubóstwo jest tak samo Bożym talentem, jak bogactwo. Wytrwałość w studiowaniu jest równie wielkim – a może nawet większym – darem, jak wrodzone zdolności. Wierność w prostej modlitwie jest równie cenna jak zdolność do mistycznych doświadczeń. Pan Bóg zaś nie ocenia człowieka według ilości darów, które mu dał, ale według tego, na ile potrafił on wykorzystać te dary do własnego rozwoju i do budowania Jego królestwa na ziemi. „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu więcej zlecono, tym więcej od niego żądać będą” (Łk 12, 48).
Chrześcijanin nie jest wezwany, aby był najlepszy spośród innych, ale po prostu, aby był jak najlepszy. Kto dołoży starań, by pomnożyć dary otrzymane od Boga – choćby to był tylko jeden maleńki talent wypełni swoje życiowe zadanie i nie będzie pozbawiony nagrody. Winę zaciąga ten, kto swoje talenty marnuje, wmawiając sobie, że ma ich tak mało, że nie warto się angażować w ich rozwój, bo i tak nie dorówna innym. Kto pragnie wzrastać jako człowiek i jako chrześcijanin, a równocześnie chce mieć wewnętrzny pokój, musi odkryć swoje własne dary, skoncentrować wszystkie wysiłki na możliwie największym pomnożeniu tych dóbr i zrezygnować z rywalizacji z kimkolwiek. Wówczas odkryje, jak prawdziwa jest modlitwa Psalmisty: „Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę tak we mnie jest moja dusza” (Ps 131 [130], 1-2).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Clark Young/Unsplash.com