Dz 4, 32-35; 1 J 4, 1-6; J 20, 19-31
Strach i smutek – dwa dojmujące uczucia, które opanowały serca Apostołów po śmierci Chrystusa. Ze strachu schowali się w zaciszu Wieczernika przed wścibskimi oczami rozsierdzonej gawiedzi i wytykającymi palcami tłumu, który jeszcze do niedawna z zachwytem wskazywał ich, jako uczniów Mistrza z Nazaretu. Każdy z Apostołów przeżywał w ciszy sumienia głęboki smutek, gorzki owoc poczucia winy, że nie dotrzymał kroku, uciekł, zdradził, zaparł się właśnie wtedy, gdy Mistrz najbardziej potrzebował ich wsparcia. Ale stało się. Jezus umarł. Jego pojmanie, sąd, męka i w końcu śmierć zachwiały wiarą Apostołów w sens tego wszystkiego, co przeżyli w ciągu ostatnich trzech lat. Wierzyli, że był Mesjaszem, posłanym przez Boga, aby dokonać wielkich dzieł Jego miłosierdzia. To, co mówił i co czynił, było dla nich wystarczającą rękojmią wiary. A teraz wszystko skończone – Jego ciało spoczywa w grobie, zaś życie ludzi niezmiennie toczy się jak przedtem: w grzechach, chorobach, uciemiężeniu, w codziennych troskach i we wszelkiej niesprawiedliwości. Przecież to wszystko, zgodnie z zapowiedziami Pisma miało ulec zmianie.
I właśnie wtedy, gdy Apostołowie zjednoczeni strachem, smutkiem i niepewnością w milczeniu usiłowali zrozumieć to, co się dokonało w tych dniach i bezgłośnie zadawali sobie pytanie: co dalej?, przyszedł do nich zmartwychwstały Chrystus. Wszedł przez drzwi zamknięte, jakby chciał pokazać im, że one nie stanowią ochrony, za którą można by kryć się przez całą resztę życia. Trzeba było, aby teraz otwarli je szeroko i wyszli do świata. Musieli przełamać strach. Chrystus wiedział, że to jest ponad ich ludzkie siły, dlatego nie zwlekał ze słowem ukojenia: „Pokój wam!” (J 20, 19). Potrzebowali pokoju ducha, uspokojenia sumienia, aby zobaczyć, że jeszcze nie wszystko stracone – więcej, że stoi przed nimi zadanie, dzięki któremu będą mogli na nowo dać wyraz swojej gotowości do służenia Chrystusowi i w ten sposób wymazać grzech własnej słabości i niewierności.
To słowo Zmartwychwstałego było skuteczne. Dla Apostołów skończył się czas smutku. Ewangelista napisał: „Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana” (J 20, 20). Nie była to tylko radość, jaką przeżywają ludzie spotykający kochaną osobę, którą uznali za straconą bezpowrotnie. Ta radość płynęła z odzyskanej wiary w sens dotychczasowego i przyszłego życia. Sam Chrystus wzbudził w nich tę wiarę, pozwalając im namacalnie stwierdzić, że jest prawdziwie, cieleśnie obecny; że żyje – choć w nowy sposób, to jednak tak samo rzeczywiście, jak wtedy, gdy prowadził ich po ścieżkach Galilei, Judei czy Samarii.
Rany – ślady niedawnej męki – były tego najlepszym dowodem. A skoro żyje i jest obecny pośród nich, to mogą wierzyć, że dopełni tego wszystkiego, co zapowiadał i wprowadzi ich do królestwa Ojca w niebie. Zmartwychwstały Chrystus przyszedł do Wieczernika, aby dać odpowiedź na nurtujące Apostołów pytanie: co dalej? Wyraził to bardzo konkretnie: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). A więc czeka ich misja – ta sama, którą z polecenia Ojca podjął Chrystus: budowanie królestwa Bożego w świecie, do czasu, aż się wypełni w królestwie niebieskim. Teraz oni mają stanąć wobec ludzkiego grzechu, cierpienia, uciemiężenia, trosk i wszelkiej niesprawiedliwości, by słowem i czynem świadczyć, że Bóg w swoim miłosierdziu pochyla się nad każdym, kto doświadcza zła; że On usprawiedliwia, leczy, wyzwala, daje nadzieję na wieczne szczęście.
Zwieńczeniem spotkania zmartwychwstałego Chrystusa z Jego uczniami było przekazanie im Ducha Świętego. Tylko w mocy Ducha byli w stanie wypełnić misję, którą zlecił im Boży Syn. To Duch Święty, Pocieszyciel otwiera oczy na potrzeby innych, napełnia serce miłością wrażliwą i ofiarną, daje moc do przełamywania strachu i odwagę w dawaniu świadectwa o miłości Boga. To wreszcie Duch Święty sprawia, że Apostołowie i ich następcy w Kościele mają władzę wyzwalania człowieka od zła, które jest w jego wnętrzu: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 23). Tu tekst Ewangelii doprowadza nas do tej rzeczywistości w życiu Kościoła, w której najbardziej jednoznacznie odsłania się wielkość Bożego Miłosierdzia. To sakrament pokuty i pojednania – spowiedź.
Kiedy czujemy się jak Apostołowie po doświadczeniu Golgoty: opanowuje nas strach, poczucie winy kładzie się smutkiem na duszy, wraz ze słabnącą wiarą wszystko, co przeżyliśmy dotąd, zaczyna tracić sens i patrząc w przyszłość nie wiemy, co dalej, w tajemnicy tego sakramentu przychodzi na spotkanie zmartwychwstały Chrystus, jak wtedy w Wieczerniku. Przynosi słowo pokoju, wlewa w serce łaskę odwagi, aby przyznać się do tego, co słabe i prosić Jego o nową moc Ducha. W tym sakramencie zmartwychwstały, miłosierny Chrystus udziela nam największego owocu swojego paschalnego dzieła – za pośrednictwem Kościoła, w mocy Ducha Świętego odpuszcza nam grzechy i przywraca pierwotną świętość dzieci Bożych. Daje radość z poczucia, że jeszcze nie wszystko przegrane, że On nadal pragnie, abyśmy byli Jego przyjaciółmi, którym może powierzyć swoją misję. W końcu zachęca, aby na co dzień podejmować zadanie przywracania ludziom utraconej nadziei i przemiany tego świata tak, by coraz bardziej realizowała się w nim sprawiedliwość królestwa Bożego.
Niech dzisiejsze święto Miłosierdzia Bożego pomoże nam pełniej odkryć wymowę tej tajemnicy i sakramentu pokuty – jej skutecznego znaku, abyśmy mogli zbliżyć się do zmartwychwstałego Chrystusa i osiągnąć pokój, radość i moc Ducha Świętego do niesienia miłosierdzia wszystkim, którzy go potrzebują.
Ks. Paweł Ptasznik