Czy mogą rodzice mówić dziecku o swojej wierze? Naturalnie! – odpowie każdy – mają prawo wychowywać dziecko według swoich przekonań. Czy mogą zakochani mówić o miejscu Chrystusa w ich życiu? Jeśli to dla nich ważne… Czy może młody człowiek dzielić się z rówieśnikami swoim przeżywaniem wiary? Tak, o ile nie boi się, że okrzykną go „bigotą”. Czy może nauczyciel powiedzieć swoim uczniom: „Wierzę w Boga i wierzę, że On kocha nas wszystkich”? I tu zaczyna się problem. Zamiast rzeczowej odpowiedzi usłyszymy slogany o prozelityzmie i nietolerancji. W tak zwanych nowoczesnych, demokratycznych społeczeństwach utarło się przekonanie, że „religia to prywatna sprawa każdego człowieka”. Raz po raz pada ono jako pewnik z ust ludzi, którzy chcieliby ograniczyć wszelkie przejawy życia religijnego do indywidualnych przeżyć wewnętrznych, aby nikt nie niepokoił ich sumienia mówieniem o Bogu. Niestety, przekonanie o prywatności religii wyraża także wielu ludzi, którzy określają się mianem chrześcijan i podkreślają swoją odpowiedzialność za Kościół. Tymczasem wskazanie Chrystusa jest jasne: „Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»” (Mt 10, 7).
Głoście! – oto zadanie, które stoi przed każdym chrześcijaninem. Każdy, kto przez chrzest został włączony w Chrystusa, jest wezwany, aby w mocy Ducha Świętego przedłużał Jego prorocką misję. On, gdy tylko podjął publiczną działalność, „począł (…) nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4, 17). Potem „obchodził całą Galileję, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu” (Mt 4, 23). Nawet po zmartwychwstaniu „ukazywał się [uczniom] przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym” (Dz 1, 3). Zanim wstąpił do nieba, przekazał im misję głoszenia Ewangelii (por. Mk 16, 15), którą od zesłania Ducha Świętego wspólnota Kościoła kontynuuje nieprzerwanie, aż do dnia powtórnego przyjścia Pana, kiedy to królestwo Boże objawi się w pełni. Ojciec Święty mówił do młodych w Denver: „Musicie być dumni z własnej wiary. Jest już czas, by głosić Chrystusa na dachach”. W Redemptoris missio napisał: „Musimy żywić w sobie apostolski zapał, by przekazywać innym światło i radość wiary. (…) Nie możemy być spokojni, myśląc o milionach naszych braci i sióstr, odkupionych przez krew Chrystusa, którzy żyją nieświadomi miłości Boga” (n. 86). Jest już pora, by przestać się bać mówić o Chrystusie w domu, w środowisku pracy – nie wyłączając szkoły – wśród przyjaciół.
A co z prozelityzmem i nietolerancją? Według Słownika języka polskiego PWN, „prozelityzm” to „dążenie do nawrócenia innych na swoją wiarę, dążenie do pozyskania zwolenników dla jakiejś idei”. Jak widać, nie ma nic negatywnego w tej definicji. W każdym, kto jest szczerze przekonany o słuszności swojej wiary albo idei, rodzi się pragnienie, by przekonać innych o jej prawdziwości. Tak więc prozelityzm sam w sobie nie jest postawą naganną. Może jednak stać się groźny, jeśli nie idzie w parze z tolerancją. A „tolerancja”, według tego samego Słownika, to „wyrozumiałość, pobłażanie dla cudzych poglądów, wierzeń, dla czyjego postępowania”.
Fragment Ewangelii przewidziany na dzisiejszą niedzielę pozwala odkryć, gdzie tkwi tajemnica tolerancji, która sprawia, że prozelityzm jest równoznaczny ze szlachetną misją. Jezus „widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9, 36). Jakby powodowany tym współczuciem wybrał Dwunastu i przekazał im misję głoszenia królestwa. A więc motywem działania Chrystusa i misyjnego rozesłania Apostołów była miłość do ludzi. Z miłości pragnął, aby wszyscy mieli możliwość poznać i doświadczyć zbawienia. Miłość jednak niczego nie narzuca. Dlatego Pan Jezus zawsze wychodził z propozycją „Jeśli chcesz…” (Mt 19, 21), „jeśli kto chce…” (Mt 16, 24). Była to propozycja pełna przekonania, dążenia do nawrócenia i pozyskania człowieka, ale też pełna szacunku i wyrozumiałości dla jego wolnych decyzji.
Chrześcijańska miłość przynagla do głoszenia ludziom Chrystusa w każdym miejscu i w każdym czasie. Kto dogłębnie wierzy, że „nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12) i równocześnie ma w sobie miłość do ludzi, będzie odczuwał pragnienie, by ich pozyskać dla Chrystusa. Będzie mówił o Nim i o swojej wierze. Wypełniając naszą chrześcijańską misję głoszenia królestwa niebieskiego z pełną miłości gorliwością i tolerancją, nie musimy bać się oskarżenia o prozelityzm. A jeśli nawet wtedy ktoś usiłowałby obrażać nas rzucając takie oskarżenie, to królestwo niebieskie jest tego warte.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Matt Briney/Unsplash.com