,,Nie będę więcej przychodził do kościoła! – stwierdził stanowczo pewien starszy człowiek. Wolę modlić się sam przed telewizorem. Nie będę podawał ręki na znak pokoju temu aparatczykowi, który kiedyś przesłuchiwał mnie – porządnego człowieka, patriotę – a teraz obok mnie bije się w piersi, udając wielce pobożnego”. Pewien nauczyciel opowiadał: „Przestałem chodzić do kościoła w dniu, w którym z obawy przed utratą pracy zdjąłem krzyż ze ściany w mojej klasie. Od tej chwili nie mogłem stanąć twarzą w twarz przed Panem Bogiem, aby prosić Go o cokolwiek. Pogardzałem sobą. Kiedyś pod naciskiem żony poszedłem jednak. Czułem się jak Judasz. Zimna, kamienna posadzka zdawała się palić stopy, wypędzając z miejsca świętego. Wydawało mi się, że oczy wszystkich moich uczniów są zwrócone tylko na mnie. Wtedy zrodziła się we mnie jedyna modlitwa, na jaką było mnie stać: „Boże, nie chciałem tu przyjść – Ty wiesz. Skoro jednak już tu jestem, to chcę powiedzieć Ci, że wciąż jesteś dla mnie Kimś ważnym. Wtedy zaparłem się Ciebie – byłem słaby. Wierzę, że jeśli zechcesz, możesz mi przebaczyć”. Moje zdumienie przeszło wszelkie granice, gdy przed Komunią podszedł do mnie jeden z uczniów – najgorszy w klasie – i wyciągnął rękę na znak pokoju”.
Współczesny faryzeusz i celnik. Tak podobni do tych, o których opowiadał Pan Jezus. Faryzeusz spełniał wszystkie przepisy prawa. Nikt nie mógł mu niczego zarzucić. Był zewnętrznie nienaganny. Jego pobożność była olśniewająca… zwłaszcza jego własne oczy. Chętnie porównywał się z innymi, by przekonać siebie, że jest od nich lepszy. Oto „stanął” do modlitwy. Hebrajski pierwowzór tego słowa oznacza: „ustawił się, przyjął pozę”. Samą postawą chciał pokazać wszystkim że jest człowiekiem modlitwy. „I tak w duszy się modlił” (Łk 18, 11). W tekście oryginalnym, „w duszy” znaczy „do siebie”. Zadufany w sobie, stając wobec Boga, nie modlił się do Niego, ale do siebie. Egoizm nadawał ton jego modlitwie: „nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik” (Łk 18, 11). Egoista nigdy nie pozna smaku modlitwy wstawienniczej – bezinteresownego błagania o to, czego potrzebuje brat. On nigdy nie będzie prosił o nawrócenie drugiego – jest zdolny tylko do pogardy. Jeśli zaś w modlitwie nie ma miłości bliźniego, to na próżno szukać w niej miłości Boga.
Celnik zaś zatrzymał się „z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu” (Łk 18, 13). On był świadom swej zagmatwanej sytuacji. Zapewne mógłby znaleźć wielu gorszych od siebie, aby poczuć się pewniej wobec Boga. On jednak nie robił porównań, ale stanął wobec Pana w prawdzie – z daleka. Nie zależało mu, żeby poczuć się doskonałym, ale by Bóg nie odwrócił się od niego. Chciał, by Bóg przemienił jego życie. Przyjął więc postawę skruchy i pokuty: „bił się w piersi” (Łk 18, 13), uznając winę, której sam nie mógł zrzucić. Nawet nie próbował się usprawiedliwiać, lecz prosił: „miej litość dla mnie, grzesznika!” (Łk 18, 13). Nie było w nim pogardy ani dla innych, ani dla samego siebie. Była tylko ufność w Boże miłosierdzie. „Odszedł do domu usprawiedliwiony” (Łk 18, 14).
Aby prawdziwie i szczerze się modlić, trzeba stanąć wobec Boga w prawdzie. Potrzeba pokory. Może właśnie dlatego mistrzowie mistyki, nakazywali na początku modlitwy robić rachunek sumienia i przepraszać Boga, a potem dopiero wielbić Go i prosić. Trzeba modlić się do Boga, a nie do siebie. Modlitwa nie ma służyć samozadowoleniu, ale ma być oddawaniem chwały Bogu. Trzeba więc wyjść poza swój mały świat i zobaczyć innych ludzi, nie po to, aby się z nimi porównywać, ale by się za nimi wstawiać. Odkryjemy wpierw dobro w drugim człowieku, a potem dopiero zwrócimy uwagę na dobro w nas samych.
Wtedy nie stanie się ono powodem do samouwielbienia i pogardy dla innych, ale źródłem autentycznej radości. Jeśli nasza modlitwa wyrasta z miłości bliźniego, to pozna Bóg, że i Jego miłujemy. A kiedy stajemy wobec Boga z poczuciem własnej winy, to nie powód, by żywić pogardę dla samego siebie. To najgroźniejsza z pokus. Kto się jej podda, z całą pewnością oddali się od Boga. Poczucie własnej niegodności przeważy nad zaufaniem w Jego miłosierdzie. Potrzeba pokory i ufności ewangelijnego celnika, aby więź z Bogiem nie została zerwana, ale umocniła się przez doświadczenie przebaczenia. Bóg nigdy nie pogardza człowiekiem – On nieustannie kocha.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Franck/Unsplash.com