Kiedy byli w potrzebie, ,,głośno wołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!” (Łk 17, 13). Gdy spełnił ich prośbę, odeszli zadowoleni. Dziewięciu trędowatych. Tylko Samarytanin wrócił, chwaląc Boga, równie ,,donośnym głosem” (Łk 17, 15), jak wówczas, gdy prosił o łaskę. Jego serce przepełnione było wdzięcznością, którą wyraził w geście pokłonu i w słowach uwielbienia Boga. Łatwo zauważyć, że historia ta często powtarza się w naszym życiu. Wciąż doświadczamy, iż jesteśmy zbyt słabi, by o własnych siłach stawić czoło wielkim i małym trudnościom, które przynosi codzienność. Wielokrotnie bezsilni stajemy wobec wszechmocy Bożej i wołamy: Panie, spraw…! daj…! uzdrów…! zachowaj…! przebacz…! ulituj się…! Gdy zaś doświadczymy już Jego działania, zadowoleni odchodzimy do swoich codziennych spraw, zapominając o dziękczynieniu. Dlaczego tak jest? Dlaczego, na przykład, wsiadając do samochodu, przed podróżą czynimy znak krzyża, odmawiamy „Pod Twoją obronę”, wzywamy pomocy św. Krzysztofa, a gdy już dotrzemy szczęśliwie do celu, rzadko kiedy budzi się myśl: Dzięki Ci, Boże!? Jak wzbudzić w sobie ducha wdzięczności, który ożywiłby naszą codzienną modlitwę? Zapytajmy o to Samarytanina. Wraz z towarzyszami niedoli wyszedł naprzeciw Jezusa i ,,zatrzymał się z daleka” (por. Łk 17, 12). Wiedział, że nie może się do Niego zbliżyć. Przepis prawa uniemożliwiał bezpośredni kontakt. Z powodu swojej choroby był wyrzutkiem społeczeństwa, uważanym za nieczystego Jego zatrzymanie się z daleka świadczy, iż trędowaty miał pełną świadomość swojej własnej sytuacji. Zgadzał się na nią, choć jej nie akceptował. Pragnął uzdrowienia i powrotu do normalnego życia. Zdawał sobie jednak sprawę, że ani on sam, ani ktokolwiek z ludzi nie może nic w tym względzie zrobić. Uzdrowiciel z Nazaretu był jedyną jego nadzieją. Dlatego, jak inni, wołał o litość. Ewangelista określił to wołanie, jako wzniesienie serca i umysłu. Cały powierzał się w tej modlitwie Jezusowi. Zaufał Mu. Gdy Ten polecił mu pójść pokazać się kapłanom, nie okazał zdziwienia, że Jezus nie uczynił niczego szczególnego, co sprawiłoby natychmiastowe ustąpienie trądu. Posłuszny poszedł. Te same odczucia mieli pozostali trędowaci. Tak samo też postąpili. I oni mieli dość wiary, by spełnił się na nich cud. Dopiero po uzdrowieniu, ich drogi się rozeszły. Podczas, gdy oni poszli zadbać, by kapłani oficjalnie przyjęli ich do społeczności zdrowych, Samarytanin wrócił, aby podziękować Bogu u stóp Pana Jezusa.
Spontaniczny odruch wdzięczności zrodził się w nim, gdy ,,zobaczył, że jest uzdrowiony” (por. Łk 17, 15). Dostrzegł nie tylko zagojone rany i ciało wolne od białych plamek zdradzających przekleństwo trądu. Oczyma wiary dostrzegł cudowne działanie Boga, jakie dokonało się na nim. On wiedział, że bez jakiejkolwiek jego zasługi Bóg uwolnił go od choroby, od samotności i od wizji nieuchronnej śmierci, która napawała go lękiem. Zdał sobie sprawę, że w tym, co się stało, ważniejsze od uzdrowienia jest doświadczenie spotkania z Bogiem, który spełnił jego prośbę. To było źródłem jego radości. W myślach nie zatrzymał się na sobie samym, ale zwrócił się ku Temu, który obdarował go zdrowiem. Pragnął, aby doświadczenie bliskości działającego cudownie Boga trwało w nim na zawsze. To dlatego wrócił do Jezusa z hymnem dziękczynienia na cześć Wszechmocnego. Nie zawiódł się. Modlitwa dziękczynienia pozwoliła mu odkryć prawdę o sobie: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17, 19). Odszedł, mając świadomość, że jest człowiekiem wiary. To dzięki niej mógł trwać przy Bogu, który uczynił go wolnym. Wsparty jej siłą mógł wstać i pójść dokąd tylko chciał, wiedząc, że blisko jest Wszechmocny. Pan zapytał: „Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu…” (Łk 17, 17-18). Nie zależało Mu na ich pokłonach. Chciał jednak zwrócić uwagę uczniów na potrzebę i wartość wdzięczności wobec dobroci Boga. Jest to również lekcja dla nas. Trzeba, abyśmy uczyli się modlitwy wdzięczności. Ona uwalnia człowieka od pokusy egoistycznego „wykorzystywania” dobroci Pana Boga. Ona pozwala zamienić ludzką radość na chwałę Boga. Modlitwa dziękczynienia buduje naszą wiarę, bo pomaga nam odkrywać prawdę o nas samych i o Bogu, który działa w naszym życiu. Ona otwiera oczy na dobro, które jest w otaczającym nas świecie, w ludziach w wydarzeniach i w nas samych. Ona budzi chęć trwania przy Bogu, który wspomaga naszą słabość.
Jak uczyć się modlitwy wdzięczności? Jak Samarytanin, musimy właściwie rozeznawać własną sytuację. Trzeba uświadamiać sobie, że nic od Boga nam się nie należy. Wszystko, co mamy i kim jesteśmy, jest Jego darem, na który w żaden sposób nie zasługujemy. Konieczne jest też uświadomienie sobie, że nie jesteśmy samowystarczalni. Jest wiele dziedzin naszego życia, w których jedynie dzięki łasce Boga możemy cokolwiek zmienić. Przedstawiając nasze prośby, musimy zdobyć się na całkowite zaufanie Temu, który najdoskonalej wie, czego nam potrzeba i w jaki sposób może nam pomóc. Nie wolno koncentrować się na własnych doznaniach i materialnej wartości darów, które otrzymujemy. Łatwo bowiem wzgardzić dobrem, które nie wydaje się tak atrakcyjne, jak tego oczekiwaliśmy. Trzeba raczej starać się dostrzegać działanie Boga, który pragnie być obecny w naszym życiu. To właśnie spotkanie z Bogiem, który wspomaga, leczy, obdarowuje, zbawia jest najwspanialszym darem, jakiego może dostąpić człowiek. Często nie będzie ono miało żadnych pozorów cudowności. Warto jednak z wiarą odczytywać Boże piękno otaczającego nas świata, religijny sens nieoczekiwanych zdarzeń, zwyczajnych gestów dobroci ludzi dalekich bliskich, własnych sukcesów i porażek. Zawsze wtedy znajdziemy wiele powodów do dziękczynienia. Nawet w trudnych doświadczeniach, jak choroba, śmierć bliskiej osoby, zwolnienie z pracy, odnajdziemy ślady dobroci Boga, za którą podziękujemy, choćby ze łzami bólu w oczach.
Jeśli prosimy Boga o to, czego nam potrzeba, wyznajemy wiarę w Jego wszechmoc. Dlatego modlitwa prośby jest jak najbardziej właściwa. Nie trzeba z niej rezygnować. Nie wolno jednak sprowadzić własnej religijności do interesu. Nic nie należy nam się od Boga. Wszystko co od Niego otrzymujemy, jest owocem Jego miłości do nas. Czy nie jest to wystarczający motyw i wezwanie do nieustannego dziękczynienia?
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Olivia Snow/Unsplash.com