Nieprzerwany postęp techniczny, coraz większe zaspieszenie, pogoń za tym, co nowe, zbyt częste zmiany na scenie politycznej sprawiają, że często czujemy się zagubieni. Poczucie samotności, zdrada przyjaciela, wyobcowanie ze środowiska, brak rodzinnego ciepła, kłopoty w szkole wyprowadzają nas na manowce, w cierniste krzewy tego świata. Szczególnie gdy coraz bardziej oplatają nas chaszcze grzechu, jak pokusa przychodzi myśl: Bóg zapomniał o tobie! Szukanie Boga? Możesz dać sobie spokój! Świat i twoje życie jest za bardzo skomplikowane, abyś mógł odnaleźć Jego ślady. Za bardzo się pogubiłeś. Nie rozrywaj ran, ale zacznij żyć na swoje konto. Zapomnij o Bogu, jak On zapomniał o tobie! Jeśli człowiek podda się tej myśli, w jego sercu zagości lodowaty cynizm albo czarna rozpacz. W jednym i w drugim przypadku, egoizm zamyka człowieka w przekonaniu, że dla niego nic ma już szans na zmianę sytuacji. Oznacza to duchową, a czasem i fizyczną, śmierć w samotności.
Aby uchronić nas od tego śmiertelnego niebezpieczeństwa, Pan Jezus pozostawił nam przypowieść o zagubionej owcy. Pierwszym, wspaniałym, płynącym z niej przesłaniem jest zapewnienie, że Bóg nigdy o nas nie zapomina. On zawsze nas poszukuje. Kto w to uwierzy, nie straci nadziei i przetrwa największe niedogodności i burze. „On mnie szuka, nie mogę się poddawać. On mnie odnajdzie” – oto myśl, która może podtrzymać w nas Boże życie i nie pozwoli umrzeć. Skąd ta pewność? Opowiadając przypowieść, Pan Jezus nawiązał do sytuacji zwyczajnej w życiu izraelskich pasterzy: „Któż z was, gdy ma sto owiec o zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nic idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?” (Łk 15, 4). Nie oczekiwał odpowiedzi. Zadając to retoryczne pytanie, był pewien, że dla Jego słuchaczy było nie do pomyślenia, by nie szukać owieczki, która się zagubiła. Wiedzieli, jak cenna jest ona dla każdego pasterza. Nie możemy więc sądzić, że najwspanialszy Pasterz – Bóg – mógłby zostawić nas na pastwę losu i oddalić się w przestrzenie swej nieskończoności. On kocha nas, więc jesteśmy dla Niego cenniejsi niż owieczka z przypowieści. Już raz dał tego dowód. Aby nas odnaleźć i odzyskać, stał się człowiekiem i umarł na krzyżu dla naszego zbawienia.
Ktoś mógłby pomyśleć: jeżeli tak, to mogę trwać w duchowej apatii lub wręcz grzechu, czekając, aż Bóg mnie znajdzie. Obraz owieczki sugeruje zgoła inną postawę. Oczekiwanie musi być ufne i aktywne. Jak owca zaplątana w ciernie do utraty tchu usiłuje wyrwać się z nich i dołączyć do stada, tak i człowiek omotany więzami zła musi podejmować próby wyzwolenia, nie upadając na duchu i nie tracąc nadziei. Trzeba podtrzymywać w sobie wolę życia i chęć wyzwolenia. Trzeba zmobilizować siły i wyczulić wszystkie zmysły, by dostrzec przechodzącego pasterza i dać mu znak, że wciąż oczekujemy uwolnienia – choćby słabnącym beczeniem modlitwy, czy gestem dobroci, który poruszy serce dzwoneczka.
Gdy już poczujemy na sobie dłonie Pasterza, trzeba Mu się pozwolić wziąć na ramiona. Często postępujemy tak, że gdy tylko poczujemy się wolni, wymykamy się z rąk Pasterza i chcemy biec dalej o własnych siłach. Pędzimy na oślep. Mając przed sobą pole widzenia owieczki, dostrzegamy tylko to, co przed nosem. Już nie liczymy się z Pasterzem, który widzi aż do nieskończoności widnokręgu. Już nie obchodzi nas, że z radością chciał nas wziąć na swe ramiona, gdzie mogliśmy być bezpieczni. Robimy kilka nieudolnych kroków i znów nie wiemy, co dalej – czujemy się zagubieni. Podejmując pracę nad sobą, trzeba pozwolić, by Chrystus nas prowadził. W przeciwnym razie popadniemy w inne niebezpieczeństwo, którego źródłem jest egoizm. Zapragniemy zmieniać się, wzrastać w doskonałości o własnych siłach, aby mieć poczucie, że u końca drogi staniemy przed Chrystusem z podniesioną głową, by powiedzieć Mu: Zobacz, do czego doszedłem! Jestem doskonały! Prowadź do nieba! To właśnie ludziom o takim myśleniu, faryzeuszom, Pan Jezus oznajmił: „większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż Z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15, 7).
Z całą pewnością przypowieść ta, wraz z konkluzją, nie jest zachętą, by trwać w zniewoleniu, licząc na Bożą dobroć i radość nieba z nawrócenia, które ma nastąpić w nieokreślonej przyszłości. Przeciwnie, jest ona źródłem nadziei dla każdego, „kto się nawraca” nieustannie, przekonany, że Pan nigdy z niego nie rezygnuje. Oby w chwilach rozterki i zagubienia odżywał w nas obraz Pasterza i owieczki. Oby wspomnienie to podnosiło na duchu i budziło w udręczonej duszy tęsknotę za Tym, który nieustannie szuka.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Alone