Kiedyś kard. Franciszek Macharski wyraził taką myśl, że dla kapłanów krakowskich jego pokolenia, kiedy pada słowo „kardynał” myśl zwraca się spontanicznie do kard. Stefana Sapiehy. Kiedy słuchałem tych słów, byłem zaskoczony, że nie chodzi o Karola Wojtyłę. Być może „Książe Niezłomny” zasłużył sobie na takie skojarzenie tym, że był dla tych kapłanów ojcem i duchowym oparciem w okresie wojny i pierwszych lat komunizmu. W końcu sprawował pieczę nad archidiecezją krakowską przez 40 lat.
Dla kapłanów mojego pokolenia, wyświęconych w latach 80 i 90. w archidiecezji krakowskiej słowo „kardynał” kojarzy się spontanicznie z postacią Franciszka Macharskiego, który kierował tą archidiecezją w latach 1979-2005, czyli przez cały okres pontyfikatu Jana Pawła II. Jego osoba, wysoka i dystyngowana, wzbudzała szacunek, a zarazem był on człowiekiem, który zbliżał się do ludzi, uśmiechał, zamienił słowo. Niekiedy trudno było zrozumieć jego wypowiedzi, bardziej przemawiał przez konkretne czyny.
Ksiądz Wojciech Olszowski zakończył swoją monografię zatytułowaną „Duszpasterska działalność księdza kardynała Franciszka Macharskiego w archidiecezji krakowskiej w latach 1979-2005. Studium teologiczno-pastoralne” stwierdzeniem: „W toku realizacji biskupiej posługi słowa dominującymi tematami były: kult Miłosierdzia Bożego, troska o najuboższych, nauczanie papieskie, a także świętość powierzonego sobie Ludu Bożego”. Z każdym z tych tematów przepowiadania można połączyć konkretne dzieło jak np.: beatyfikacja i kanonizacja siostry Faustyny oraz powstanie sanktuarium w Łagiewnikach, odnowa i działanie diecezjalnego Caritas, wspieranie uczelni, jaką wtedy była Papieska Akademia Teologiczna, utworzenie Instytutu Jana Pawła II, organizacja wizyt papieskich na terenie archidiecezji, rozbudowa sieci parafii, troska o powołania i seminarium etc.
„Tak się złożyło, iż na różnych etapach nasze drogi kapłańskie często się spotykały, […]” – napisał Jan Paweł II w liście z okazji 50-lecia kapłaństwa kard. Macharskiego. Od czasu seminarium Wojtyła i Macharski byli bliskimi przyjaciółmi. Grono to uzupełniał kard. Andrzej Maria Deskur.
W uroczystość Objawienia Pańskiego, 6 stycznia 1979 r. Jan Paweł II konsekrował tylko jednego biskupa, swojego następcę w Krakowie. W homilii mówił, że w naszych czasach „musi dojrzewać odpowiedzialność za wiarę. Za wielki dar Boga wcielonego”. Podkreślił, że dar wiary musi dojrzewać „w duszach pokoleń, które się rodzą, przyjdą po nas”, że musi się to dokonywać przez „posługę każdego z nas”, „przez twoją posługę, Franciszku, nowy metropolito krakowski”. […]. „Niech zadrży twoje serce, niech się rozszerzy”!
Jako młodych chłopak przyjmujący sakrament bierzmowania z rąk „naszego kardynała”, jako seminarzysta krakowski, jako kapłan, następnie student w Hiszpanii, wychowawca kleryków w seminarium krakowskim, spowiednik w sanktuarium łagiewnickim, pracownik Ośrodka Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie, wiele razy doświadczyłem tego, że w jego sercu miałem i ja swoje miejsce. Przytoczę tylko jedno wydarzenie.
Pewnego zimowego dnia wszedłem do refektarza łagiewnickich spowiedników, po kilku godzinach słuchania spowiedzi w dość chłodnej wówczas bazylice. Akurat był wtedy kard. Macharski. Musiałem wyglądać na zziębniętego. Po posiłku, podeszliśmy do wieszaka. Kardynał ściągnął z niego swój skórzany kubraczek i podając mi go mówi: „ubieraj”. „Przecież to jest księdza kardynała” – odparłem. „To już jest twoje, ubieraj!”. Zrobił to tak dyskretnie, że tylko ksiądz kustosz się spostrzegł i przyszedł mu z odsieczą, mówiąc do mnie: „Nie kłóć się z księdzem kardynałem”. Uległem.
Oprócz dobrego serca, posługę kard. Macharskiego cechowała roztropność. Wskazał na nią Jan Paweł II we wspomnianym liście jubileuszowym: „… dane ci jest kierować Kościołem św. Stanisława biskupa i męczennika w dobie wielkich i historycznych przemian. Wymagały i wymagają one od ciebie wielkiej mądrości i roztropności, a nierzadko również odwagi w szukaniu nowych dróg i nowych odpowiedzi na zadania i wyzwania, jakie przed Kościołem w Polsce stawia nowa epoka”.
Wspominam kard. Macharskiego jako „naszego kardynała”, człowieka o wielkim sercu i ewangelicznej roztropności, wdzięczny Bogu za wszystko, co od niego otrzymałem, a otrzymałem wiele: kapłaństwo, wykształcenie i wiele konkretnego dobra.
Ks. Andrzej Dobrzyński
Fot. Servizio Fotografico L’Osservatore Romano