Wiara posiada bardzo wiele wspólnego z miłością. Jest nie tylko, obok miłości i nadziei, cnotą teologalną (wiara, nadzieja i miłość), ale wiarę wiąże z miłością coś znacznie więcej. Zbliża je mocno ku sobie ich wewnętrzna logika, jakiś rodzaj duchowej siły, która sprawia, że zarówno wiara, jak i miłość nigdy nie trwają w jednym i tym samym miejscu, nie są statyczne, ale bardzo aktywne i twórcze. Autentyczna miłość jest w ciągłym rozwoju. Jest ciągle w drodze do poznania i miłowania bardziej obiektu swoich pragnień. Ciągle dojrzewa. Idzie w parze z dojrzewaniem tego, kogo kocha, komu oddała swoje serce i życie. Miłość wieku średniego, aczkolwiek inna od miłości młodzieńca i osoby dojrzałej, pełnej życia, jest jednak zawsze miłością tej samej osoby, która nie przestaje kochać osoby kochanej. Ulega powolnej i systematycznej zmianie, dobierać może inne formy wyrazu swoich uczuć i przywiązania do ukochanej/ukochanego, ale dochowuje mu wierności. I nawet jeżeli rozwój ten może być niezauważalny dla kogoś patrzącego z boku, kto nie kocha, to jednak o jej rozwoju wie i mocno go doświadcza ten, kto kocha. Miłość matki do dziecka, które nosi w swoim łonie, jest inna od miłości, którą go darzy w chwili narodzenia, ale jest to zawsze miłość tej samej matki do swojego dziecka.
Wiara rozwija się, aby objawić piękno
Z wiarą jest bardzo podobnie. Ona także się rozwija. Ten, kto wierzy, ciągle pogłębia treść swojej wiary. Z uwagą i miłością próbuje odczytać (głębszy) sens tego, kim jest i czego doświadcza, co przeżywa on lub jemu bliscy. Stawia siebie w sytuacji postaci biblijnych, pytając zarazem: kim jest Bóg i czego od niego żąda? Co chce mu powiedzieć przez takie czy inne doświadczenia? Poznając lepiej siebie, głębiej (lepiej) poznaje również tajemnicę Boga. I chociaż wie, że nie pozna jej nigdy w całej pełni, to jednak nie rezygnuje z wysiłku, nie poddaje się tajemnicy, ale chce bardzo odsłonić jej uroki, przynajmniej w małym stopniu.
Człowiek poznaje coraz lepiej swoją wiarę, zaś wiara – powiedzmy – „poznaje go coraz lepiej”. Wzajemnie zbliżają się do siebie i coraz lepiej poznają. W istocie bowiem to nie tylko człowiek miłuje Boga, ale jeszcze bardziej Bóg kocha człowieka i ich miłość rozwija się w tajemnicy wiary. Tak więc w tajemnicy wiary, niejako wewnątrz niej, człowiek wychodzi na spotkanie z Bogiem, a zaś Bóg zbliża się ku człowiekowi. Właśnie to ich obopólne zbliżanie się ku sobie, znaczone szczerą miłością i nadzieją na pełne zjednoczenie, rozwija, albo mówiąc inaczej – czyni bardziej duchowo pięknym. Rozwój wiary (podobnie jak jest z przyjaźnią) zmierza zawsze do lepszego wyrazu (ujęcia w formule, postawie, rycie) tego, co jest piękne, czyli prawdziwe w wierze.
Wiara nie jest bowiem „rzutem” na płótno jakiegoś obrazu, ale jego malowaniem. Artysta, nawet najbardziej genialny, powoli, cierpliwie i długo, często z przerwami, nakłada na rozciągnięte płótno (jakby na życie) farby, realizując w ten sposób swój artystyczny zamiar. Bardzo często oddala się od płótna, z uwagą przygląda się swoim pociągnięciom, aby znowu się przybliżyć i coś dodać lub coś ująć, poprawić pewną linię lub dodać nową. W czasie rodzi się obraz. Podobnie jest również z rzeźbą i z każdym innym obiektem artystycznym. Nie jest inaczej z wiarą i z treściami, które zawiera. Dla początkujących, wiara – oglądana z zewnątrz, z pewnego oddalenia – wydać się może niczym bryła skalna: twarda, chłodna, w jednym kształcie, bez jasnego oblicza. Kto jednak wierzy, zbliża się do „opoki”, którą jest wiara i powoli zaczyna odkrywać w niej to, czego wcześniej, z oddalenia, w jakim trwał, nie dostrzegał. Jego życie osobiste, ale także życie Kościoła i świata, pozwalają mu drążyć skałę. Staje się nowym, duchowym (symbolicznym) niejako Michałem Aniołem, który ze skały wiary rzeźbi pietę swojego życia.
Jezus powiedział w tym temacie niezwykle ważne, i nadal bardzo aktualne, słowa: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32), ponieważ wiara jest również poznaniem, dlatego ulega rozwojowi, nad którym czuwa jednak Duch Święty. Zapewnił nas o tym sam Chrystus, mówiąc: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy (J 16, 13). Kościół wierzy głęboko, że rozwój prawd wiary, jaki dokonuje się od początku, nie ma zatem w sobie nic z rozwoju przypadkowego, chaotycznego i niekontrolowanego. I nawet jeżeli po ludzku może się niekiedy wydawać, że w definicji takiej czy innej prawdy wiary było coś przypadkowego, Kościół jednak temu zaprzecza. Nie może, nie wolno mu wręcz, poddać w wątpliwość zapewnienia Chrystusa, że Duch Święty, Wszechmocny i Niewidzialny, kieruje – w sobie tylko znany sposób – rozwojem prawd wiary.
Nie nowe treści, ale ich lepsze poznanie
W czterech ewangeliach, z których wiara chrześcijańska czerpie całą swoją tożsamość, ponieważ odkrywa w nich postać i naukę Jezusa Chrystusa, znajdujemy bardzo niewiele z późniejszych dogmatów (prawd) Kościoła. W pozostałych pismach Nowego Testamentu, którymi są przede wszystkich Listy apostołów, bezpośrednich naśladowców Jezusa, zawartych jest już znacznie więcej uściśleń dotyczących tajemnicy Boga i zasad życia chrześcijańskiego. Święty Paweł, który osobiście nigdy nie spotkał historycznego Jezusa, a tym samym nie słyszał osobiście Jego nauczania, przekazał nam bardzo wiele z tajemnic, którymi żyje wiara. On sam, początkowo brutalny prześladowca „drogi Chrystusowej”, po nawróceniu zmienił swoje imię z Szawła na Pawła, i zaczął głosić Chrystusa i Jego naukę.
Paweł był kimś szczególnym. Intelektualnie bardzo sprawny, duchowo wrażliwy i głęboko myślący, poddał wnikliwej – historycznej i intelektualnej – refleksji to, co Jezus nauczał. W pierwszej kolejności zapoznał się z Jego misją/przepowiadaniem poprzez spotkania i rozmowę z tymi, którzy Jezusa znali osobiście, byli świadkami Jego życia, nauczania, śmierci i zmartwychwstania. Następnie, znając doskonale judaizm i inne wierzenia ludów ościennych, zaczął wyjaśniać, uściślać i ujmować w definicje/prawdy to, co jest ważne dla wiary, co różni ją od innych wierzeń, niechrześcijańskich.
I tak dzieje się nadal, również w naszych czasach. Kościół mocno wierzy, że w Piśmie świętym zawarta jest cała prawda objawiona, czyli „cała wiara” potrzebna do zbawienia, to jednak (nie przypadkowo, ale po długich namysłach) nie przestaje tych prawd „uściślać”, „formułować”, czyli ujmować w dogmaty. Jest przy tym przekonany, że Bóg nie tylko raz, i to kiedyś, ukochał człowieka, ale że nadal darzy go swoją miłością, stąd nie przestaje mu „objawiać”, czyli lepiej wyjaśniać swojej nauki. Przyjmuje w tym postawę mistrza, który – w zależności od sytuacji duchowej czy egzystencjalnej ucznia – wyjaśnia mu sens i znaczenie prawd, zawartych wyraźnie lub mniej wyraźnie w Piśmie świętym. Prawdy, które formułuje, a które nazywamy dogmatami, nie są niczym innym, niż „okiem” albo „oknem” wiary. Dzięki nim wierzący, niczym przez okno/oko, spogląda dalej i głębiej, zagląda w głąb swojej i boskiej egzystencji.
Wiara jest spotkaniem z Miłością, która się ciągle rozwija
Nie sposób podać w tak krótkim tekście wszystkich przykładów rozwoju prawd wiary, ponieważ dotyczy on całej doktryny chrześcijańskiej. Rozwój wiary dotyczy sensu i misji Kościoła, ale także samej osoby Jezusa Chrystusa, a wcześniej jeszcze tajemnicy Trójcy Świętej czy figury Maryi. W ciągu wieków Urząd Nauczycielski Kościoła, z pomocą teologów i filozofów, ale także ludzi świętych i nieświętych, mistyków i heretyków – a jakże, poznawał i uściślał naukę na temat sakramentów: ich liczby, natury i działania, ich konieczności, częstotliwości korzystania itd. Formułował coraz wyraźniej naukę o czyśćcu i losie zmarłych, także tych, którzy zmarli bez chrztu. Rozwój nauczania Kościoła dotyczył także zagadnień etycznych (warto wspomnieć chociażby o dynamicznym rozwoju społecznej nauki Kościoła) i moralnych, jego stosunku do świata czy władzy i wielu innych kwestii.
Chrześcijaństwo jest religią ludzi wolnych i myślących. Jest wspólnotą tych, którzy kochają Boga nie z przymusu, ale z osobistego wyboru, stąd żywe jest w nich pragnienie coraz lepszego poznawania Jego i zarazem lepszego poznawania siebie oraz świata, w którym żyją, a także tej rzeczywistości, do której się zbliżają każdego dnia. W doktrynie chrześcijańskiej są zatem sprawy niezmienne, ale i zmienne zarazem. Do wielu sformułowań, które są nam dzisiaj tak bardzo bliskie i cenne, Kościół (czyli wierzący) dochodził powoli, czasami poprzez cierpienie, znaczone sporami i podziałami. I chociaż bolało go to bardzo, to jednak Kościół nie mógł zrezygnować z pójścia za Panem, który jest Prawdą i który daje się ciągle poznać lepiej i głębiej. Wiara chrześcijańska, bardziej niż spotkaniem z określoną prawdą, jest zaproszeniem na spotykanie z Miłością, która objawiła się w całej pełni w Jezusie Chrystusie.
Prof. dr hab. Zdzisław J. Kijas