Miłość nic przejawia się w słowach, ale w czynach. Nie wystarczy powiedzieć komuś: „Kocham cię!”, aby był przekonany, że tak jest naprawdę. Może się zdarzyć bowiem, że człowiek czyniący takie wyznanie w krótkim czasie zaprzeczy mu, gdy w godzinie próby nie stanie na wysokości zadania i ucieknie przed trudnościami, zamiast dzielić je z ukochaną osobą. Przeciwnie, nie potrzeba wielu wzniosłych słów, by w szarej codzienności, z godziny na godzinę, człowiek mógł nabierać pewności, że rzeczywiście jest kochany.
Niech ilustracją tej oczywistej, lecz często zapominanej prawdy będzie historia, która rozpoczęła się tuż po wojnie i pozostanie już pewnie niedokończona. Dwoje młodych ludzi. Ona dopiero co ukończyła studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z dużym sukcesem zdobyła dyplom z filologii polskiej i filozofii. On również miał wyższe wykształcenie. Był znanym muzykiem. Wyznali sobie miłość. Wszystko wskazywało na to, że jest ona szczera i trwała. W rok po ślubie narodził się im syn. Dziecko było upośledzone. Na wieść o tym, on spakował walizkę i odszedł. Słowa o miłości wyblakły, straciły pociągające piękno, stały się mniej znaczące od dźwięcznego, kuszącego zawołania „kariera”. Ona schowała głęboko swoje dyplomy, podjęła pracę chałupniczą i cały swój czas, całą swoją trudną codzienność dzieliła przez długie lata ze swoim upośledzonym dzieckiem. Być może syn nie rozumiał, gdy zwracała się do niego „kochanie”. Być może nigdy nie potrafił okazać wdzięczności. Ona mimo wszystko każdym swoim gestem dawała dowód matczynej miłości.
Słowa nie wystarczają. To zbyt mało powiedzieć komuś: „Kocham”. To zbyt mało również w odniesieniu do Boga i do Jego Syna – Jezusa Chrystusa. Trzeba przez czyny dać dowód, że słowo to jest prawdziwe. Pan Jezus wyraził to wymaganie jednoznacznie: „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. (…) Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje” (J 14, 15.21). Miarą miłości do Chrystusa jest nasz stosunek do nakazów, zakazów i rad zawartych w Ewangelii.
Gdy stać nas na rezygnację z tego, co podsuwa świat jako modne, niezbędne, przyjemne, aby wybrać to, co sumienie wskazuje jako dobre, dajemy dowód, że nie kochamy bogów cudzych bardziej niż Ojca, który jest w Niebie. Gdy pokonujemy zmęczenie i zniechęcenie, aby uklęknąć do modlitwy albo pójść na Mszę św. w niedzielę, staje się jasne, że chcemy dzielić swój czas z Tym, który pragnie dzielić z nami wieczność. Wierna troska o dobro potomstwa i czuła cześć dla rodziców są znakiem nic tylko miłości wzajemnej, ale również miłości do Ojca – Dawcy i Stróża wszelkiego życia. Czystość przedmałżeńska i wierność w małżeństwie jest wyrazem miłości do Chrystusa, bo gwarantuje zachowanie własnej i cudzej godności nowego człowieka, którą On okupił własną krwią. Szanując cudzą własność w poczuciu sprawiedliwości, dajemy dowód, że kochamy Boga, który jest jedynym Sprawiedliwym i każdemu udziela swoich darów tak obficie, jak to jest potrzebne do jego zbawienia. Gdy mówimy prawdę, dokonuje się próba naszej miłości, bo opanowujemy egoizm, który podpowiada, aby kłamstwem budować lepszy obraz siebie, a stajemy po stronie Tego, który jest Prawdą i pragnie, byśmy w Nim odnaleźli swoje odbicie.
Można wypełniać przykazania z poczucia obowiązku albo z miłości. W obydwu przypadkach ma to swoją wartość. O ile jednak trudniej jest być wiernym, gdy motywacją czynów jest na przykład chęć uniknięcia kary za zło. O ile łatwiej dochować wierności, gdy pragnienie dobra z miłości do Boga kieruje naszym postępowaniem. Łatwiej o wierność, ale to wcale nie oznacza, że życie pozbawione będzie trudu. Być może nawet będzie on większy. Miłość bowiem jest wymagająca. Im większa miłość, tym wyższe wymagania. Krzyż Chrystusa jest najlepszym tego dowodem. Nie musimy jednak lękać się, że nie podołamy. Nie jest prawdą, że przykazania Chrystusa są ponad ludzkie siły. A nawet gdyby tak było, nie jesteśmy sami. Pan obiecał: „Ja (…) będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna” (J 14, 16-17). Ta obietnica już się spełniła. Duch Święty jest i działa w nas. On – Duch Prawdy – kształtuje sumienia, wskazując prawdziwe dobro. On – Pocieszyciel – dodaje sił i otuchy, gdy pokusa ucieczki zagraża wierności. On – zawsze obecny – jest źródłem naszej czynnej miłości Boga. Miłość stawia wymagania, ale właśnie dlatego jest piękna i uszczęśliwiająca.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Joshua Ness/Unsplash.com