Niniejszy fragment jest kontynuacją eseju Waldemara Smaszcza zatytułowanego „Podarować światu piękno w twórczości artystycznej. Dzieło literacki K. Wojtyły-Jana Pawła II”. Tytuły poszczególnych fragmentów nie zostały nadane przez autora.
Mieczysław Kotlarczyk [– o czym już tu wspomniałem –] był człowiekiem teatru, zasłynął jako teoretyk i twórca Teatru Rapsodycznego, teatru słowa. Teatr był też bliski Karolowi Wojtyle – koleżanki i koledzy z lat szkolnych byli przekonani, że zostanie aktorem. Wybrał jednak polonistykę, być może dlatego, że w Polsce była wówczas tylko jedna uczelnia kształcąca aktorów na poziomie akademickim, w Warszawie. Kraków zaś wciąż żył ideą teatru Stanisława Wyspiańskiego. Ponadto studia polonistyczne sprzyjały szerszemu poznaniu twórczości, także teatralnej, Cypriana Norwida, którym młody poeta zainteresował się już w gimnazjum. Zajął nawet drugie miejsce w międzyszkolnym konkursie recytatorskim poezji, prezentując Promethidiona, niełatwy przecież poemat z tym wielkim przesłaniem, do którego wciąż nawiązywał, także jako papież, o czym świadczy zarówno List do artystów oraz bardzo osobista wypowiedź o Cyprianie Norwidzie w 180. rocznicę urodzin poety, przygotowana z okazji spotkania z delegacją Instytutu Dziedzictwa Narodowego 1 lipca 2001 roku, przybyłą do Watykanu z urną zawierająca ziemię z domniemanego grobu Norwida z Montmorency:
Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy – praca, by się zmartwychwstało.
Występy gimnazjalistów oceniała wybitna recytatorka poezji, krakowska aktorka Kazimiera Rychterówna. Koleżanka sceniczna „Lolka”, Halina Królikiewiczówna, późniejsza Kwiatkowska, po wojnie profesor krakowskiej PWST, tak wspominała tamto wydarzenie:
„Widzę i słyszę Go wyraźnie dziś jeszcze. Mówił poemat na swój własny nowatorski sposób, intelektualnie, jakby twardo, zrozumiale, przejrzyście. […] zrozumiałam ten trudny, długi, niezwykły poemat Norwida, dzięki Jego interpretacji. Wtedy właśnie On otworzył mi oczy na tego poetę.”
Po rozpoczęciu studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim Karol Wojtyła podjął także naukę aktorstwa w krakowskim „Studiu 39” powołanym przez Konfraternię Teatralną z zawodową kadrą wykładowców. Dzielił się swoimi refleksjami o teatrze (choćby po spotkaniach z poznanym na początku okupacji wielkim Juliuszem Osterwą) z Mieczysławem Kotlarczykiem, zaś w jednym z cytowanych tu listów do Wadowic usprawiedliwiał się niejako z… twórczości poetyckiej:
„Może zdziwisz się, Mieciu Kochany, że liryki. […] Więc wypunktuję Ci tylko owe powody, nad którymi sam się nieraz zastanawiałem: naprzód rodzaj nakazu wewnętrznego i po prostu narzucanie się pewnego gatunku, potem olbrzymia dorywczość i fragmentaryczność tej pracy, podczas gdy dramat wymaga ciągłości i skupienia, po trzecie młodość. Nie myśl, żem nie próbował i tego chleba Apollinowego. Owszem. Ale z wyników nie byłem zadowolony. (…) Widzisz, ja w tych wierszach po prostu uczę się mówić, zanim zacznę rozmawiać. Zresztą myślę obrazami bardzo teatralnymi. Zwrócił już na to uwagę swego czasu Emil Zegadłowicz. A dalej jeszcze ten fakt, że tak mało miałem możliwości wypowiedzenia się w teatrze. Przecież właściwie od Judasza [z Kariothu Karola Huberta Rostworowskiego – W.S.] niczego nie grałem. Wierzę w Twój teatr i chciałbym go koniecznie współtworzyć, bo on byłby różny od wszystkich »polskich« i nie łamałby człowieka, ale podnosił i zapalał i nie psuł, ale przeanielał.”
Widać w tych refleksjach wpływ książek, którymi – powtórzmy – „obłożył się” i „czytał, pisał, uczył się, myślał, modlił się i walczył w sobie”:
„Przeczytałem całą prawie mistykę Słowackiego, potem wiele z Mickiewicza, teraz znów Wyspiańskiego ab ovo. Poza tym Pismo Święte. Stary Testament.”
W Starym Testamencie znalazł inspiracje do swoich prób dramatycznych. Pierwszą z nich, „dramat, ściślej poemat dramatyczny” zatytułowany Dawid, uznał za nieudaną, ale następne zyskały już autorską akceptację, a nawet „podobały się”, jak się zwierzał Kotlarczykowi:
„…napisałem dramat nowy. Grecki formą, chrześcijański duchem, odwieczny treścią […] Dramat o cierpieniu: Hiob. Wcale się to niektórym ludziom podoba. (…) Następne osiągnięcie to dramat, który się na razie nazywa Jeremiasz, ale będzie się, zdaje się, nazywał Zakon. Powstał błyskawicznie, jako objawienie podczas czytania Proroctw Jeremiasza.”
Niestety, w pewnym momencie urywa się to bezcenne źródło informacji, jakim były listy do przyjaciela z Wadowic. W połowie 1941 roku udało się „sprowadzić” Mieczysława Kotlarczyka do Krakowa, co nie było łatwym przedsięwzięciem, jako że między Wadowicami, gdzie Kotlarczykowie mieszkali, a Krakowem przebiegała granica Generalnego Gubernatorstwa. W lutym tego roku zmarł Karolowi Wojtyle ojciec, ostatnia osoba z najbliższej rodziny. Zajmowane mieszkanie nagle okazało się nad miarę obszerne, stąd Karol mógł przyjąć przyjaciół do siebie. Zamieszkali razem, ustały więc listy, a był to bodaj najważniejszy czas w życiu duchowym przyszłego kapłana, czas wielkiego przełomu…
Waldemar Smaszcz