Ustanawiając prawa dla Izraela, Mojżesz postawił zasadę: „Ktokolwiek skaleczy bliźniego, będzie ukarany w taki sposób, w jaki zawinił. Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb” (Kpł 24, 19-20; por. Wj 21, 24; Mt 5, 38). Dziś być może uznalibyśmy tę zasadę za mało humanitarną. Jednak w czasach kształtowania się Narodu Wybranego, gdy generalnie panowało prawo zemsty, były to pierwsze – choć nie odosobnione – próby uregulowania społecznych zasad postępowania w oparciu o dość wymierne pojęcie sprawiedliwości. Odtąd nikt nie mógł zastosować sankcji wyrastającej ponad miarę winy. Z upływem czasu, gdy wzrastała kultura życia społecznego, ludzie coraz wyraźniej zdawali sobie sprawę, że nie jest to prawo doskonałe. Co więcej, codzienne życie, jak również przykłady postępowania patriarchów (np. przebaczenie, które okazał Józef swoim braciom w Egipcie – por. Wj 50, 15nn) dostarczały dowodów na to, że często odstąpienie od prawa do sprawiedliwej zemsty przynosi wspanialsze owoce, aniżeli odpłacenie „pięknym za nadobne”. Coraz bardziej też zaczęto dostrzegać religijny wymiar przebaczenia. Już około 200 lat przed narodzeniem Chrystusa, zapisano w Księdze Mądrości Syracha zdanie: „Tego, który się mści, spotka zemsta Pana: On grzechy jego dokładnie zachowa w pamięci. Odpuść przewinę bliźniemu, a wówczas, gdy błagać będziesz, zostaną ci odpuszczone grzechy” (Syr 28, 1). Odtąd, znakiem mądrości człowieka, była umiejętność układania swoich relacji do kogoś, kto dopuszcza się zła, w oparciu o odniesienie Boga do grzesznika. Stało się jasne, że przebaczenie należy do obowiązków człowieka religijnego. W czasach Jezusa, żaden Izraelita nie miał co do tego wątpliwości. Z drugiej strony wciąż obowiązywało prawo ustanowione przez Mojżesza. Stąd w praktyce rodziło się wiele trudności. Ludzie zadawali sobie pytanie: kiedy obowiązuje przebaczenie, a kiedy należy domagać się zadośćuczynienia? Nurtowało to także Piotra. Obserwując postępowanie Mistrza wobec jawnych grzeszników, miał wrażenie, że ma On własne zdanie na ten temat. Chciał je poznać, aby rozwiać swoje wątpliwości. Dlatego wprost zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczać, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” (Mt 18, 21). Odpowiedź była zaskakująca: „siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18, 22). Wiedział dobrze, że tu nie chodzi o liczby. Jezus głosił zasadę, że przebaczać trzeba zawsze.
Odpowiadając na pytanie Piotra, Nauczyciel zdawał sobie sprawę, że w tym samym momencie rodzą się w jego sercu następne pytania, które będą tak samo dręczyć ludzi za sto lat i za dwa tysiące: co to znaczy „zawsze”? Czy są jakieś warunki? Dlaczego mam przebaczać bez końca? Co mi to daje – czy czasem nie oznacza to mojej słabości? Pan Jezus opowiedział więc przypowieść o królu i dwóch sługach. W niej zawarł wszystkie odpowiedzi. Król darował słudze cały dług – dziesięć tysięcy talentów, czyli 343 kg złota – bez jakichkolwiek zastrzeżeń. Przebaczenie w swej istocie jest bezwarunkowe. Trzeba jednak odróżnić wewnętrzną postawę przebaczenia od jego zewnętrznych przejawów. Religijny obowiązek bezwarunkowego przebaczenia dotyczy właśnie wewnętrznej postawy pokrzywdzonego. Polega ona na stałej gotowości darowania winy, bez względu na to, co uczyni winowajca. Najlepszym przykładem takiej postawy jest modlitwa konającego Jezusa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Temu głębokiemu nastawieniu mogą sprzeciwiać się wszystkie uczucia: ból, żal, poczucie krzywdy. Może towarzyszyć mu rozdzierający człowieka bunt. Jeśli jednak – w imię miłości Boga – zdobędzie się na modlitwę o błogosławieństwo dla tego, kto zawinił i szczerze powie sobie: „jestem gotów darować winę” – już dopełnił obowiązku przebaczenia. Pozostaje jeszcze okazać gotowość pojednania, choćby przez pogodne spojrzenie zamiast nadąsanej miny, życzliwe słowo czy uśmiech. Warto bowiem pamiętać, że winowajca może po prostu nie mieć odwagi prosić o przebaczenie, choć tego gorąco pragnie.
Zewnętrzny akt przebaczenia jest również niezbędny. I ten gest jeśli to konieczne, ma być powtarzany „siedemdziesiąt siedem razy”. Tu jednak można postawić warunek: „chętnie podam rękę winowajcy daruję krzywdy, jeśli o to poprosi”. Można – a w niektórych przypadkach trzeba – czekać, aż padnie owo ewangeliczne „miej cierpliwość nade mną” (Mt 18, 26). Tego warunku domaga się sprawiedliwość. Wynika on także stąd, że przebaczenie jest owocem miłości. Ta zaś nie może deprawować przez pobłażliwość, ale musi wychowywać przez budzenie odpowiedzialności za czyny.
Przypowieść daje też odpowiedź na pytanie: dlaczego mamy obowiązek przebaczać? Pan Jezus mówi: „podobne jest królestwo niebieskie do króla” (Mt 18, 23). To nie tylko zagajenie. Jest to wskazówka, że kto chce zrozumieć treść przypowieści, musi czytać ją nie w kategoriach tego świata, ale królestwa Bożego. Tylko ten, kto pragnie królestwa Bożego, znajdzie odpowiedź na swoje „dlaczego?”. Jest ona prosta: bo takie jest prawo królestwa, w którym wszystko oparte jest na miłości ponad samego siebie. Ojciec przebacza, bo kocha człowieka bardziej niż swój majestat i dlatego oczekuje, że człowiek przebaczając okaże, iż zdolny jest do miłości ponad swoją dumę i uwolni się od wszelkiej nienawiści. Jeśli modlimy się: „Przyjdź królestwo Twoje”, to znaczy, że jesteśmy gotowi przyjąć jego prawa. Gotowość tę wyrażamy w innej prośbie: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeśli co dnia wołamy o nadejście królestwa, a nie jesteśmy zdolni do przebaczenia, to modlitwa ta może okazać się przekleństwem, które wypowiadamy przeciw sobie samym.
Można zadawać sobie pytanie: co mi to daje, że przebaczam, ranią mnie i znów przebaczam? Nie bójmy się. Tylko głupcy wyśmieją to jako słabość i wykorzystają. Mądrzy dostrzegą nasz pokój ducha i radość. Te owoce zrodzą się w nas z uzasadnionej nadziei na przebaczenie naszych własnych grzechów. „Jeśli bowiem przebaczycie i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski” (Mt 6, 14).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Magdeleine.com