Ewangelijny obraz Chrystusa Króla nie ma nic wspólnego z naszym wyobrażeniem monarchy zasiadającego na tronie, wydającego rozkazy, które natychmiast wypełnia tłum uniżonych podwładnych. Ziemska misja Syna Bożego daleka była od ludzkiej żądzy władzy. Podczas całej swojej działalności Pan Jezus robił wszystko, aby przekonać o tym swoich uczniów i tłumy, które za Nim podążały. Nie było to zadanie łatwe. Izraelici, pozostający pod okupacją Rzymu, oczekiwali mesjasza, który wyzwoliłby kraj i zasiadł na tronie Dawida, jako sprawiedliwy król. Jezus zaś otwarcie głosił nadejście królestwa Bożego i czynił znaki, które były spełnieniem starotestamentalnych zapowiedzi.
Wielu sądziło więc, że On jest oczekiwanym wybawcą Izraela. Był nawet taki moment, gdy tłum nasyconych cudownie rozmnożonym chlebem chciał porwać Go, by obwołać Go królem. Wówczas Jezus „sam usunął się znów na górę” (J 6, 15). Również Apostołowie ulegali tej ziemskiej wizji królowania Chrystusa. Matka Jakuba i Jana wprost prosiła, aby uczynił jej synów pierwszymi ministrami w swoim królestwie (Mt 20, 20-21). Prośba ta skłoniła Pana Jezusa do tego, by jasno tłumaczyć Apostołom: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszy między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz oby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 25-28).
Nie panowanie, ale służba – oto Jezusowa wizja królowania. Realizował ją konsekwentnie od pierwszych chwil swojej działalności. Świadomie wypełniał proroctwo Izajasza o Namaszczonym, który ,,przyniesie narodom Prawo. Nie będzie wołał ni podnosił głosu (…). Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42, 2-3). On głosił Dobrą Nowinę ubogim, opatrywał rany serc złamanych, zapowiadał wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę, pocieszał strapionych, obwieszczał rok łaski u Pana (por. Iz 61, 1-2). Król – pokorny Sługa Boży. U końca swojej misji, wjeżdżał tryumfalnie do Jerozolimy. Tłumy witały Go jak króla, ścieląc przed Nim swoje płaszcze, gałązki palm i oliwek. Pozwalał na to, aby potwierdzić, że rzeczywiście jest Królem. Jednak i wtedy pokazywał im, że Jego godność królewska nie ma nic wspólnego ze splendorem tego świata – dosiadł osiołka i wkroczył do stolicy nie jako polityczny przywódca, ale jako łagodny Król pokoju (Mt 20, 5; Za 9, 9). Nie takiego króla oczekiwały tłumy. Skoro nie spełnił ich pragnień, nie dokonał zbrojnego przewrotu, prawdziwe było ich zawołanie w domu Piłata: ,,nie mamy króla!” (J 19, 15). Opuszczony przez tłum, przyjął z rąk żołnierzy cierniową koronę, szkarłatny płaszcz i trzcinę – Król wyśmiany. Jego królowanie najpełniej objawiło się, gdy na Golgocie ,,nad głową Jego umieszczono napis z podaniem Jego winy: To jest Jezus, Król Żydowski” (Mt 27, 37). Król umierający za swój lud. Służył człowiekowi oczekującemu zbawienia, wypełniając do końca wolę Ojca. Królował, bo w godzinie śmierci objął panowanie nad wszystkimi potęgami tego świata. W tym tragicznym momencie jedynie złoczyńca, który dzielił z Jezusem kaźń ukrzyżowania, zrozumiał dokładnie, że prawdziwie ma do czynienia z Królem, który przewyższa wszystkich ziemskich władców, bo Jego królestwo nie jest z tego świata. Nie zawahał się prosić: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23, 42). Jeszcze tego samego dnia miało się spełnić jego pragnienie – miał być tam, gdzie jest Król tryumfujący.
Żądza władzy jest jednym z najmocniejszych instynktów, które wpływają na postępowanie człowieka. Pragnienie wyzwolenia się spod wpływów kogokolwiek, zajmowania eksponowanej pozycji w społeczeństwie, decydowania o biegu spraw i o losach ludzi może opanować człowieka do tego stopnia, że nawet swoją wiarę wykorzysta w tym celu. Ktoś będzie domagał się przywilejów tylko dlatego, że wierzy tak albo inaczej. Ktoś inny będzie narzucał swoją wolę grupie przyjaciół, członkom stronnictwa politycznego, odwołując się do uczuć religijnych. Inny stanie się tyranem we własnej rodzinie, najbardziej nawet nieludzkie postępowanie tłumacząc swoją wiarą. Jeszcze inny, pod płaszczykiem działalności religijnej, będzie zdobywał środki materialne i wpływy w kręgach rządzących na jakimkolwiek szczeblu. Grozi to także uczniom Chrystusa. Dziś, po Zmartwychwstaniu, wiemy, że Pan nasz króluje, zasiadając po prawicy Ojca, po wszystkie czasy. Nie ma takiej mocy, która nie byłaby Jemu poddana. Jednak świadomość, że Pan nasz króluje nad światem, nie może przerodzić się w tryumfalizm i dążenie do panowania nad kimkolwiek. Chrześcijanin, który uznaje Chrystusa za swego Króla i chce mieć udział w Jego królestwie, nie może zapominać, że wpierw musi podjąć trudne zadanie współkrólowania z pokornym, sprawiedliwym Sługą Bożym, Królem pokoju, wyśmianym i oddającym życie za braci. W konkrecie życia oznacza to konieczność świadomego podjęcia pełnej miłości, ofiarnej służby wobec tych, których Bóg stawia na drogach naszej codzienności. Zanim Pan zaprosi nas, byśmy z Nim królowali w chwale, wzywa nas, byśmy w rodzinnym domu, zakładzie pracy, sklepie, szpitalu, sierocińcu, na placu zabaw, królowali w służbie. Tej władzy nikt nam nie odbierze. Świat w ogóle nie jest nią zainteresowany.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. William Krause/Unsplash.com