11 marca br. minęła 45. rocznica śmierci Stanisławy Leszczyńskiej, bohaterskiej położnej, która jako więźniarka Oświęcimia, wykonując w nieludzkich warunkach, z poświęceniem swój zawód, przyjęła 3000 porodów. O życie tych tysięcy ludzkich istnień toczyła nieprzejednaną walkę z Mengelem, obozowym lekarzem SS, od którego pod groźbą kary śmierci otrzymała rozkaz zabijania rodzących się w obozie dzieci.
„Stała przed nim ze spuszczoną głową, oczekując wyroku śmierci, widziała jedynie wysokie cholewy butów esesmana. Znany z okrucieństwa obozowy lekarz Mengele, do którego przylgnął przydomek »Anioł śmierci«, pieklił się. Ta drobna, niepozorna więźniarka, która w obozie pełniła funkcję położnej, ośmieliła się sprzeciwić jego bezwzględnemu rozkazowi mordowania noworodków”.
Kiedy nieoczekiwanie podniosła głowę i spojrzała na niego, w uszach dźwięczała mu jeszcze jej odpowiedź: „Nie, nigdy. Nie wolno zabijać dzieci”. Odwrócił twarz, nie mogąc wytrzymać tego spojrzenia. W jej oczach, nieco jaśniejszych od koloru niezapominajek odbijało się niebo. Tego rozkazu Stanisława nie wykonała nigdy.
Z miłości ku dzieciom i matkom
W swoim życiorysie Stanisława Leszczyńska tak opisuje swoją pracę:
„Pracowałam tam w dzień i w noc bez zastępstwa w najokropniejszych warunkach. Na położniczej sztubie panowała ogólnie infekcja, pełno było brudu, robactwa i chorób zakaźnych, brak było wody, o którą miałam starać się sama, przy czym przyniesienie jednego wiadra wody niezbędnej do obmycia matki i noworodka pochłaniało około dwudziestu minut czasu.(…)
Porody odbywały się na zbudowanym z cegieł piecu w kształcie kanału ciągnącego się wzdłuż bloku. Mimo to wszystkie dzieci rodziły się zdrowe i nie było żadnego zakażenia. Gdy pewnego dnia Lagerarzt kazał mi złożyć sprawozdanie na temat zakażeń połogowych i śmiertelności wśród matek i noworodków, odpowiedziałam, że nie miałam ani jednego takiego przypadku – chociaż tam odebrałam ponad trzy tysiące porodów. W oczach niemieckiego lekarza czytałam gniew. Powiedział wówczas: »To jest nie możliwe. Nawet najlepiej prowadzone kliniki uniwersytetów niemieckich nie mogły poszczyć się takim powodzeniem«. Jednak to było prawdą. Dzieci nie otrzymywały żadnych przydziałów żywnościowych ani nawet kropli mleka. Marły powolną śmiercią głodową. Towarzyszyła im wielka miłość i bezsilność matek. Chociaż sama przebywałam w pełnych dramatu warunkach obozowego życia, spoglądałam na moje współwięźniarki z uczuciem rozrzewnienia, uświadamiając sobie, że każda z tych cierpiących miała niedawno swój dom, rodzinę, kochających ją bliskich, krewnych, przyjaciół, mogła się cieszyć ich miłością, zachować swą godność i znajdować należny sobie szacunek. Nagle umieszczona w obskurnym baraku, pośród brudu, robactwa i szczurów, wygłodniałe zziębnięte, dalekie od rodzin, odarte z czci i wszelkich praw należnych człowiekowi – wydawały mi się wzruszająco biedne. Kochałam je i to właśnie dodawało mi sił każdego dnia i w noce spędzane mozolnie w bezsennej pracy, której trud i poświęcenie były właściwie tylko formą miłości skierowanych głównie do maleńkich dzieci i matek, których życie starałam się ocalić za wszelką cenę. Inaczej nie byłabym w stanie wytrwać”.
Za życiem
Wszystkie dzieci przyszły na świat żywe i zostały przez nią ochrzczone. Nie miała ani jednego przypadku powikłań okołoporodowych. Pomimo przebywania w tragicznych warunkach sanitarnych, żadna z rodzących przy niej kobiet nie doświadczyła nawet gorączki połogowej. Trzydzieścioro narodzonych w Oświęcimiu dzieci przeżyło obóz. Swoją działalność obozową opisała w „Raporcie położnej z Oświęcimia”. Świadectwo to przekazane w imieniu tych, którzy o swojej krzywdzie nie mogli powiedzieć światu, zakończyła słowami:
„Jeżeli w mej Ojczyźnie – mimo smutnego z czasów wojny doświadczenia – miały by dojrzewać tendencje skierowane przeciw życiu, to wierzę w głos wszystkich położnych, uczciwych matek i ojców, wszystkich uczciwych obywateli, w obronie życia i praw dziecka. W obozie koncentracyjnym wszystkie dzieci – wbrew wszelkim przewidywaniom rodziły się żywe, śliczne i tłuściutkie. Natura, przeciwstawiając się nienawiści, walczyła o swoje prawa, nieznanymi rezerwami żywotności. Razem z nią walczy o życie i razem z nią propaguje najpiękniejszą rzecz na świecie – uśmiech dziecka”.
Symbol przemiany
Dzieło obrony życia trwa. Każde poczęte dziecko potrzebuje miłości i troski. W 1982 r. polskie kobiety podczas jubileuszowej pielgrzymki jako wotum dla Jasnogórskiej Matki złożyły Kielich Życia ozdobiony wizerunkami czterech kobiet: św. Jadwigi Śląskiej, bł. Królowej Jadwigi, bł. Teresy Ledóchowskiej oraz Stanisławy Leszczyńskiej, zobowiązując się do podjęcia pod opieką Maryi dziedzictwo tych wspaniałych niewiast. Od każdego z nas zależy czy będzie on nadal symbolem przemiany oblicza rodzin, Ojczyzny i każdego człowieka. Pamiętajmy, że wspiera nas w tym zmaganiu szczególne wstawiennictwo naszego wielkiego orędownika, św. Jana Pawła II, który jak kiedyś tak i teraz błogosławi polskim kobietom i nam na podejmowanie tego zadania.
Zofia Szyszkowska-Futrak, Katolickie Stowarzyszenie Pielęgniarek i Położnych Polskich