Był pogardzany przez wszystkich. Mimo swej władzy i bogactwa pozostawał na marginesie życia społecznego. Zacheusz – zwierzchnik celników. Przywykł do ludzkiej pogardy. Ponieważ nie mógł liczyć na życzliwość kogokolwiek ze swego narodu, starał się przynajmniej o uznanie ze strony rzymskiego okupanta. Gorliwie ściągał więc podatki, pomnażając swój majątek i potęgując nienawiść podatników. Nie był z gruntu nieuczciwy. Jego własne zdanie: „jeśli kogo w czym skrzywdziłem…” (Łk 19, 8), pozwala sądzić, że mogło się to zdarzyć, ale nie było to celem jego działania. Był jedynie uległy złym mechanizmom społecznym, jakie stwarzała okupacja. Słabość ta sprawiała, że im bardziej był nienawidzony, tym bardziej bezwzględny. Poczucie odrzucenia zdominowało jego widzenie samego siebie. Sumienie zamilkło, uciszone bezsilnością wobec zła, w które został wplątany przez sytuację polityczną swego narodu. Wszystko zmieniło się, gdy spotkał Jezusa z Nazaretu. Wyszedł na drogę wiedziony zwyczajną ciekawością. Bardzo chciał zobaczyć uwielbianego przez tłumy Mistrza. Ta chęć kazała mu nawet zapomnieć na chwilę o swoim dostojeństwie państwowego urzędnika i wspiąć się na sykomorę. Nie uszło to uwagi Jezusa. Zatrzymał się i zwrócił się do Zacheusza po imieniu. Już w samym tym wezwaniu celnik odczytał nutę życzliwości. Jego zdumienie osiągnęło szczyt, gdy Mistrz wyraził wolę zatrzymania się w jego domu. To było niesłychane: otoczony tłumem wielbicieli, wybrał właśnie jego pogardzanego celnika. Jego prosił o gościnę, narażając się na utratę własnej popularności. Nareszcie znalazł się Ktoś, kto nie widział w nim jedynie kolaboranta, ale człowieka godnego uwagi. Życzliwość Jezusa pozwoliła Zacheuszowi wyrwać się z zaklętego kręgu ludzkiej pogardy i własnych kompleksów. Uświadomił sobie, że jego życie nie jest przegrane. Poznał, iż jest zdolny do okazania dobroci, która może radykalnie zmienić jego sytuację. Radość z tego odkrycia przemieniła się w konkretne działanie, które było widzialnym znakiem nawrócenia: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19, 8). Jego sumienie, niszczone przez nienawiść ludzi i własne niedowartościowanie, zostało uzdrowione przez dobroć. Wielokrotnie spotykamy się z ludźmi, którymi zawładnęło zło. Pełni obaw podejmujemy walkę z nimi, albo odsuwamy się, spychając ich na margines naszego życia. Nawet jeśli zastanawiamy się nad możliwościami pomocy takim ludziom, często koncentrujemy się na ich grzechu, a nie na dobru, które mimo wszystko w nich jest. Poczucie odrzucenia rodzi w nich agresję, która jeszcze bardziej pogrąża ich w złu. Ich zachowanie zdradza często chęć wzięcia odwetu na społeczeństwie, które izoluje ich i zamyka w świecie pogardy. Ewangelia o Zacheuszu wskazuje sposób skutecznej pomocy takim ludziom: okazanie im życzliwego zainteresowania i obudzenie w nich poczucia własnej, osobowej wartości.
Jeśli młody człowiek oddala się od najbliższych, by wejść w świat przestępstwa albo szukać rozwiązania problemów w narkotyku, to często – choć nie zawsze – jest to znak, że w rodzinie nie znajduje on tego życzliwego zainteresowania, które pozwoliło by mu odkryć pokłady dobra, jakimi dysponuje. Gniew rodziców, agresja, próba narzucenia własnej wizji świata, zaowocuje jedynie buntem. Pełne miłości i dobroci zwrócenie uwagi na problemy syna czy córki, pokazanie możliwości zaangażowania ich własnej dobroci na rzecz innych może okazać się bardzo pomocne. Podobnie jest, gdy mąż przychodzi pijany i natychmiast spotyka się z gniewem żony, który przeradza się w kłótnię i „ciche dni”. Trudno się dziwić, że następnego dnia nie wróci on z ochotą do domu, ale będzie szukał zapomnienia w kieliszku, otoczony kolegami, którzy akceptują go przynajmniej jako dobrego kompana. Często żony nie zdają sobie z tego sprawy, że same są przyczyną alkoholizmu mężów. Czasem byłoby dobrze pozwolić pijanemu pójść spokojnie spać, a następnego dnia z życzliwością porozmawiać o przyczynach jego oddalania się od własnej rodziny. Warto też podjąć próbę przekonania go o jego osobowej wartości i pokazać konkretne możliwości świadczenia i rozwoju dobroci, która w nim jest. Oczywiście nie jest to lekarstwo skuteczne we wszystkich przypadkach. Potrzeba jeszcze, by człowiek pozostający w kręgu zła uwierzył, tak jak Zacheusz, że zmiana jego sytuacji jest możliwa. Pomagający zaś musi umieć, tak jak Jezus, dostrzegać dobro człowieka, nie pobłażając złu. To trudne zadanie. Warto jednak próbować. Przemieniająca moc dobroci jest wielka.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Nik Shuliahin/Unsplash.com