Zapadł wyrok. Wydała go Najwyższa Rada. Duchowi przywódcy narodu czuli się zagrożeni. Widzieli z jakim entuzjazmem Jezus był witany przez tłumy swoich uczniów. Wiedzieli, że może pozbawić ich uprzywilejowanej pozycji w narodzie, pociągając lud za sobą. Gdyby chciał ogłosić się królem, to jeszcze nie byłoby tak niebezpieczne. Wprawdzie Rzymianie mogli krwawo stłumić powstanie, ale i tak nie ucierpiałyby na tym wpływy Sanhedrynu w narodzie. Prawdziwe niebezpieczeństwo widzieli w Jego dążeniu do zmiany porządku religijnego. Już podczas wjazdu do Jerozolimy był witany słowami liturgicznego śpiewu świątynnego, wyrażającymi wiarę, że jest On Mesjaszem, który został posłany przez Boga i ma za sobą Jego moc. Na próżno faryzeusze usiłowali uciszyć ten śpiew na Jego cześć. Niepokoiło to kapłanów do tego stopnia, że ,,szukali sposobu, jak by Go zabić, gdyż bali się ludu” (Łk 22, 2). Ucieszyli się, gdy Judasz obiecał im znaleźć sposobność, ,,żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu” (Łk 22, 6). Tłum mógł udaremnić ich plany.
Jedynym wyjściem było przekonać lud, że Jezus jest zdrajcą narodu. Do tego potrzeba było sądu. Z góry określili jego werdykt. Nie słuchali słów Jezusa, aby poznać prawdę, ale by Go skazać. Troska o doczesną władzę zaślepiała ich do tego stopnia, że nawet gdy Pan wprost oznajmił im, że jest Synem Bożym, nie mogli zareagować inaczej, jak tylko uznać to wyznanie za bluźnierstwo. Ogłoszenie Go bluźniercą wystarczało, by zburzyć Jego autorytet. Sąd przed namiestnikiem cesarskim miał być doskonałą okazją do oficjalnego ogłoszenia ludowi, że Jezus jest bluźniercą. Wiedzieli, że ich argumenty nie przekonają Piłata. To nie było dla nich ważne. Zdawali sobie sprawę, że jeśli tłumy będą po ich stronie, to ten słaby człowiek musi ulec.
Oskarżając Jezusa przed Piłatem, posługują się kłamstwem. Według nich cel uświęca środki. Taka jest logika władzy. Osoba nie liczy się. Ważny jest tłum. Nie można utracić swoich wpływów na jego decyzje. A tłumem można łatwo manipulować. Tłum nie myśli. Ślepo wierzy temu, kto zasieje wątpliwość, a potem przekonująco poda swoje rozwiązanie – nawet gdy jest ono w najwyższym stopniu niedorzeczne. Zbiorowa pamięć o minionych przeżyciach nie istnieje. Ludzie zapomną, że jedli do sytości z Jego rąk i w bezpodstawnym gniewie przybiją je do krzyża.
I dziś wielu chciałoby potraktować Chrystusa jako narzędzie do osiągnięcia określonych celów ziemskich. Wydaje się im, że Królestwo niebieskie jest rzeczywistością zbyt odległą, aby na niej skoncentrować swoje oczekiwania. Nie przekonuje ich nawet słowo samego Pana. W polskich realiach łatwo można by wskazać tych, którzy dążenie do światłej Europy postawili ponad „ciemnogród wiary” i usiłują tak manipulować narodem, by mieć wpływ na kształt jego myślenia. Nie liczą się ponadczasowe wartości, nic nie znaczy pojedynczy człowiek. W Europie i świecie różni ludzie i ugrupowania posługują się tym samym narzędziem, by zapewnić sobie dominującą rolę w polityce, ekonomii, kulturze. Mają oni do dyspozycji o wiele potężniejsze środki, aniżeli te, którymi posługiwał się Sanhedryn. Do niszczenia autorytetów i kształtowania światopoglądu służą mównice parlamentów i organizacji międzynarodowych, sale koncertowe i środki społecznego przekazu.
Skutkiem tego działania w życiu wierzących jest budzący się niepokój, wątpliwość, pytanie: czy opłaca się iść za Jezusem, który nie obiecuje ziemskiego szczęścia, a w dodatku przykazaniem miłości ogranicza swobodę decydowania o własnym postępowaniu. Rachunek oparty na podsuniętych sprytnie argumentach wyjdzie zawsze na Jego niekorzyść. Zawsze jest możliwość wyboru: Jezusa czy Barabasza? (por. Mt 27, 17).
Tak niewiele potrzeba, by gwałt na ludzkim sumieniu zaowocował zdradą.
Chrześcijanin nie może zapominać o tragedii Syna Bożego, która w historycznym wymiarze dokonała się na skutek manipulacji. Musi być świadom niebezpieczeństwa, na jakie jest wciąż narażony. Najskuteczniejszą obroną jest umiejętność samodzielnego myślenia. Nie wolno dać się porwać bezmyślnym tłumom. Trzeba analizować słowa i wydarzenia w świetle Ewangelii i pytać, po czyjej stronie jest Prawda. Potrzeba odwagi płynącej z miłości do Jezusa, aby oprzeć się mniej lub bardziej powszechnym tendencjom, i jak Jan i Maryja pozostać wiernym Chrystusowi do końca. A tłumy? ,,Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi” (Łk 23, 48).
Ks. Paweł Ptasznik