Zadajemy sobie czasem pytanie: skąd na świecie tyle cierpienia? Często pozostaje ono bez odpowiedzi. Są jednak sytuacje, w których bez cienia wątpliwości można powiedzieć, że cierpienie ma swe źródło w postępowaniu ludzi. Czasem, świadomie lub nieświadomie, my sami zadajemy komuś ból. Wielokrotnie żałujemy tego i wtedy zastanawiamy się, jak można było lego uniknąć. Opis męki Chrystusa Pana, obok wielu treści głęboko teologicznych, przynosi także naukę o tym, jak ludzkie postępowanie staje się przyczyną cierpienia. Warto zatem przyjrzeć się postawom ludzi, którzy zadawali ból Panu Jezusowi. Być może pozwoli to uniknąć podobnych błędów w naszym postępowaniu.
Męka Pana Jezusa rozpoczęła się od agonii w ogrodzie Oliwnym. Jego duchowe cierpienie miało dwie przyczyny. Pierwszą była świadomość bliskiej męki i przeżywanie tego, co miało nadejść. Drugą było opuszczenie przez tych, których nie tak dawno nazwał swymi przyjaciółmi. Liczył na nich. Prosił ich, by trwali z Nim na modlitwie. Byli jednak zbyt słabi, by opanować zmęczenie i senność. Powracał więc do nich i prosił. Bez rezultatu. Skazany był przez przyjaciół na samotne przeżywanie swego bólu. Była to zapowiedź ostatecznego opuszczenia, którego miał doświadczać, gdy ci, którzy zapewniali, iż życie oddadzą za Niego, w strachu uciekli. Oto nadchodził jeszcze jeden z Jego przyjaciół – Judasz. Jakże pełne bólu było pytanie, które kierował do niego Pan, otrzymawszy pocałunek zdrajcy: ,,Przyjacielu, po coś przyszedł?” (Mt 26, 50). Można przywyknąć do choroby, starości, bolesnych doświadczeń. Można ze spokojem je znosić. Nic jednak nie boli bardziej niż opuszczenie ze strony ludzi, którym ufamy i na których liczymy. Wielokrotnie człowiek nie potrzebuje pomocy materialnej czy fizycznej, ani nawet słów pocieszenia, ale potrzebuje przyjaznego współczucia – współprzeżywania z nim jego troski. Jeśli skupieni na swoich sprawach, albo w zmęczeniu, nie odpowiemy na jego – często nieme wołanie, możemy stać się przyczyną wielkiego cierpienia. O ile bardziej, gdy dopuszczamy się zdrady pokładanego w nas zaufania!
Piłat. Jego działaniem kierował strach przed konsekwencjami wyroku, jaki miał wydać. Znał prawdę. Wiedział, że Jezus jest niewinny. Nie stanął jednak zdecydowanie po stronie prawdy. Wydał Go na ubiczowanie. Chciał z jednej strony zaspokoić żądania oskarżycieli i tłumu, z drugiej zaś zachować pozory sprawiedliwości. Kariera była ważniejsza niż jakiś tam człowiek, podający się za Króla Żydowskiego. Lęk o utratę władzy był przyczyną cierpienia Chrystusa. Nie można swojej pozycji w społeczeństwie budować czyimś kosztem. Jeśli w ten sposób pragniemy podkreślić swoje znaczenie, zawsze będzie to źródłem czyjegoś cierpienia. W świadomości wielu ludzi funkcjonuje zasada: „po trupach do celu”. Niekiedy nie zabijają oni wprost, ale posługując się „dyplomacją”, kłamstwem, obmową, plotką, oskarżeniem albo milczeniem, wydają wyrok na kogoś, kto staje na drodze ich kariery. Nawet jeżeli uda się „umyć ręce” od odpowiedzialności, nie da się uwolnić sumienia od winy za cierpienie zadane drugiemu człowiekowi.
„Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa ze sobą do pretorium zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego mówiąc: «Witaj, Królu Żydowski!» Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie” (Mt 27, 27-30). W niczym im Jezus nie zawinił. Nie mieli powodu, żeby sprawiać Mu ból. Potraktowali Go jako okazję do okrutnej zabawy. Głupota nie pozwoliła im dostrzec, że ranią człowieka. Byli w grupie – cała kohorta: od 500 do 1000 żołnierzy. Wrażliwość każdego z nich zanikła w atmosferze ogólnej, bezmyślnej wesołości. Złośliwy żart może złamać człowieka, którego duch jest osłabiony przez doświadczenia, albo przez trudną sytuację, w jakiej się znalazł. Może tak być zwłaszcza, jeśli jest to żart uwłaczający jego godności i dobremu imieniu. Potrzeba dużej wrażliwości i wyczucia, aby zabawa nie zamieniła się w ironię, która rani, a nawet zabija. Łatwo zatracić zmysł wrażliwości, gdy bezmyślnie poddajemy się nie zawsze zdrowemu klimatowi, wytworzonemu przez grupę. Cierpienie zbawia ciepiącego, niszczy zaś tego, kto je zadaje. „Bóg jest po stronie tych, których krzywdzimy” – ostrzega Joanna d’Arc.
Obyśmy byli wystarczająco wierni, godni zaufania, odważni na drogach prawdy, wrażliwi i współczujący – by nikt nie musiał znosić cierpienia z naszego powodu!
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Jon Tyson/Unsplash.com