Tłumy ludzi napływały do Jerozolimy. Wszyscy przybywali, aby w świętym mieście przeżywać Paschę, największe żydowskie święto. Jak co roku, dla kupców, handlarzy i bankierów nadchodził złoty czas: pobożni przybysze z różnych stron świata nie mogli przecież przynieść ze sobą wszystkiego, co potrzebne do życia. Najbardziej poszukiwane były zwierzęta, które mieli złożyć w ofierze, a szczególnie baranki, które miały być pobłogosławione w świątyni i spożyte podczas wieczerzy paschalnej. A trzeba pamiętać, że zwierzęta przeznaczone na ofiarę miały być bez skazy, a taką odpowiedzialni za ocenę świątynni lewici zawsze mogli znaleźć. Wówczas nie pozostawało nic innego, jak za odpowiednią dopłatą dokonać wymiany u miejscowych sprzedawców. Cały ten proceder musiał odbywać się w pobliżu świątyni. Wiadomo: zawiedziony pielgrzym będzie szukał jak najbliżej miejsca, w którym mógłby dokonać transakcji. Z czasem dziedziniec samej świątyni, najświętszego miejsca, zamienił się w jeden wielki bazar.
Nie widzieli, może raczej nie chcieli dostrzec w tym czegoś niestosownego. Wykorzystywali najświętszy czas i najświętsze miejsce dla własnych interesów. W imię Boga, pod pozorem ułatwiania Jego kultu, napełniali swoje kieszenie, odzierając to, co Boże ze świętości. Zapomnieli o przykazaniu: „Nie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, gdyż Pan nie pozostawi bezkarnie tego… ” (Wj 20, 7).
Pan Jezus w sposób drastyczny, a jednocześnie wymowny uświadomił im tę niestosowność. Wywracał ich stoły, wypędzał zwierzęta, rozrzucał monety i nikt nie usiłował Go powstrzymać. Musieli rozpoznać w Jego działaniu ów prorocki gniew, żarliwość i moc, które znali z opowiadań o Eliaszu, Jeremiaszu i innych wysłańcach Bożych. Całe zajście Pan Jezus wytłumaczył zwracając się do sprzedawców gołębi: „nie róbcie z domu Ojca mego targowiska!” (J 2, 16). To wystarczyło, aby zdali sobie sprawę z tego, że Jezus ma rację wyrzucając ich ze świątyni. Najlepszym dowodem tej świadomości jest sposób sformułowania pytania, które Mu postawili: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” (J 2, 18). Nie pytali: o co ci chodzi? co złego robimy?, ale: jak udowodnisz, że masz prawo nas strofować? Było jasne, że są winni nadużywania imienia Bożego i rzeczy świętych do czczych rzeczy. Pytanie było tylko próbą własnej obrony.
Granica pomiędzy prawdziwym i pozornym działaniem w imię Boże jest bardzo subtelna. Właściwie rozróżnienie to dotyczy wnętrza człowieka, intencji i motywacji jego postępowania. Grzech bezczeszczenia świętości niekoniecznie musi wiązać się z materialnymi korzyściami, jak w przypadku ewangelijnych kupców. Można w imię Boże powoływać do życia partie polityczne, szafować argumentem religijnych wartości, a zdobywszy władzę, szybko zapomnieć o zobowiązaniach wobec Boga i ludzi, iść na kompromis z panującym porządkiem tego świata i prezentować postawy, które nie tylko nie przynoszą Bogu chwały, ale zaprzeczają wszelkim religijnym odniesieniom do rzeczywistości. Można w imię Boże podejmować wspaniałe dzieła charytatywne, aby po jakimś czasie przekonać się, że nie chodzi tu o miłość Boga i bliźniego, ale o samozadowolenie, o ustawienie siebie w pozycji dobroczyńcy, która domaga się wdzięczności, uznania, i pozwala zapomnieć o własnych kompleksach. Również w bardzo prozaicznych sytuacjach może się zdarzyć, że imię Boga będzie wzywane do czczych rzeczy. Dla przykładu wskażmy na ucznia, który przychodzi na lekcję katechezy tylko po to, aby mieć na świadectwie pozytywną ocenę, albo co gorsza po to, by dokuczyć katechecie i przy okazji przeszkadzać kolegom.
Innym przykładem jest także mąż i ojciec, który z zaangażowaniem uczestniczy we wszelkich religijnych akcjach, jednak tylko pozornie dla chwały Bożej, a w rzeczywistości po to, by uciec od rodzinnych obowiązków albo problemów. Warto zapytać, co zrobić, aby uniknąć podobnych błędów. Skoro rozróżnienie pomiędzy pozornym i rzeczywistym działaniem w imię Boga dokonuje się na płaszczyźnie motywacji, należy w pierwszym rzędzie pytać siebie w sumieniu: co jest moją prawdziwą intencją? Jeśli odkrywamy zafałszowania, nie trzeba koniecznie rezygnować z podjętej aktywności, ale odnawiać w sobie świadomość właściwego celu. Konieczny jest więc częsty szczegółowy rachunek sumienia, obejmujący nie tylko grzechy, ale również intencje i postawy. Dzisiejsza Ewangelia uczy też, że błąd sprzedawców w świątyni polegał na tym, że zapomnieli o bliskiej obecności Boga i zachowywali się tak, jak na zwyczajnym placu targowym. Stąd wniosek, że wielką pomocą w zachowaniu właściwej motywacji czynów jest stałe uświadamianie sobie, że Bóg jest blisko tych, którzy szczerze wzywają Jego imienia. W tym celu konieczna jest modlitwa zawierzenia Bogu podejmowanych dzieł i dziękczynienie za wszelkie dobro, które dokonuje się przez nasze ręce. Potem potrzeba już tylko konsekwencji w działaniu. Imię Boga jest Święty. Wszystko, co święte do Niego należy. Oby nasze pragnienie posiadania i znaczenia, kompleksy i przerosty ambicji, fałszywe intencje nie sprowadzały tego, co święte do prozy życia, w której tak łatwo o „czcze rzeczy”!
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Jake Melara/Unsplash.com