Chrystus umierający na krzyżu ukazuje nam, jak nadać najgłębszy sens cierpieniu i z godnością odejść z tego świata. Rozważając znaczenie Jego śmierci odnajdziemy moc, by doświadczenie przemijania ludzkiego życia pomagało nam dojrzewać do wieczności. W drodze do zbawienia trzeba przejść przez próg śmierci. Z słabości człowieka wycieńczonego przez ból, zdanego na pomoc drugiej osoby i odchodzącego z tego świata wyłania się nowe życie. Trudno je dostrzec. Dla osoby, która ucieka od faktu śmierci, liczy się wartość dobrego zdrowia, przyjemnego i pełnego korzyści życia. Osoba potrafiąca zobaczyć godność człowieka umierającego, stawia sobie pytanie o sens życia, o źródło odwagi i siły, by przyjąć życie takim, jakim jest i przejść przez nie z podniesioną głową, także przez ciemny tunel cierpienia.
W wieku czterdziestu lat Jolanta przerwała pracę nauczyciela z powodu choroby. Zdiagnozowano nowotwór złośliwy. Mimo operacji nastąpiły nawroty. Wspomina spotkanie z papieżem Janem Pawłem II, który pochylił się nad chorą, pobłogosławił i powiedział: „Weź swój krzyż i dźwigaj go”. Jolanta mówi, że modliła się wówczas najgoręcej, „nie o siebie, a o zdrowie dla swej chorej siostry”. Wyznaje: „Jestem tylko człowiekiem, mam chwile zwątpienia. Nie wiem ile życia mi jeszcze zostało. Podejrzewam przerzuty. Chciałabym nie być ciężarem. Chciałabym żyć jak najdłużej, ale jak trzeba umierać – to z godnością”. Przykład Jolanty ukazuje, że od osób, które patrzą śmierci w oczy, możemy się wiele nauczyć. Sądzimy, że to tylko my im dajemy, tymczasem poznajemy, że sami się duchowo ubogacamy. Śmierć drugiego człowieka nie tylko stawia nas wobec pytania, czy i my będziemy umierali z godnością, lecz również, czy godnie żyjemy. Doświadczamy, że „w obliczu śmierci – jak naucza Sobór Watykański II – najwyraźniej ujawnia się tajemnica ludzkiego istnienia” (Gaudium et spes). Wyznajemy prawdę wiary, że jedynie Bóg może odpowiedzieć w pełni na pragnienie nieśmiertelności, jakie nosi w sobie człowiek. Święty Paweł napisał, iż „w życiu i śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14,8-9).
Osoba cierpiąca i umierająca potrzebuje obecności drugiego człowieka, jego solidarności i wsparcia w godzinie próby. Ból, z jakim przychodzi się zmierzyć, jest sygnałem, który wysyła chory organizm, wzywając do podjęcia leczenia. Stanowi zło, a zarazem i próbę. Sens cierpienia zależy od człowieka. Ludzie wierzący łączą swe cierpienie z odkupieńczym cierpieniem Jezusa. Ofiarują bolesne doświadczenie w intencji zbawienia ludzi. Walczą z cierpieniem, lecz gdy nie można go usunąć, cierpią, aby żyć. Życie ma dla nich taką wartość, iż płacą za nie cenę znoszonego cierpienia. Każde życie ludzkie to historia, rodzina, dom, cząstka świata. „Żaden człowiek nie jest samotną wyspą”, jak pisał poeta John Donne. „Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością”. To, że wszystkim jest pisane umrzeć, nie zwalnia nas z obowiązku dbania o każde życie do ostatniej chwili, dokąd Bóg nie wezwie. Cierpienie, kruchość i przemijalność życia ludzkiego czyni je tym cenniejsze. Cenny jest każdy przeżyty rok, miesiąc, dzień i każda wydarta śmierci godzina. Bogumiła jest dziewczynką, która choruje na wrodzoną łamliwość kości. „Lekarze dawali mi trzy miesiące życia – mówi – a ja na przekór wszystkiemu żyję. Nie rozpaczam. Staram się żyć dniem dzisiejszym i zapamiętywać każdą chwilę. Bo nie wiadomo, czy będzie jakieś jutro. Może Bóg wezwie mnie do siebie i będę już szczęśliwa”.
Katechizm naucza, że piąte przykazanie Dekalogu zobowiązuje nas do poszanowania życia. Osoby cierpiące, słabe, upośledzone czy umierające potrzebują szczególnego szacunku, wsparcia, by mogli prowadzić do końca życie w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe. Prawo do godnego życia, także na jego ostatnim etapie, łączy się z obowiązkiem troski o człowieka. Jeśli ma miejsce ucieczka przed zobowiązaniem, w następstwie może dojść do zakwestionowania prawa do życia.
Zwolennicy eutanazji, czyli takiego działania wobec nieuleczalnie chorego, które powoduje jego śmierć w celu usunięcia cierpienia, uważają, że długie umieranie jest niegodne człowieka. Kierują się fałszywym przekonaniem, że wolno położyć kres ludzkiemu życiu, jeśli są ku temu powody. Jeśli o uśmierceniu pacjenta decyduje lekarz czy rodzina, mamy do czynienia z eutanazją niedobrowolną, która przybiera formą wyrafinowanego zabójstwa. Może ono polegać na podaniu uśmiercającej dawki lekarstwa lub też na uzgodnieniu czy zleceniu, aby chorego nie reanimować. Eutanazja dobrowolna ma miejsce wtedy, kiedy śmierć następuje na prośbę chorej osoby. Sytuacja przybiera postać samobójstwa. Mówimy o tzw. „samobójstwie wspomaganym”. Katechizm podkreśla, że eutanazja, „niezależnie od motywów i środków, jest moralnie niedopuszczalna”.
Kościół uczy, że w momencie nieuchronnej śmierci, kiedy pewnym jest, że nie można jej przeszkodzić, jest moralnie dopuszczalne zrezygnowanie z tzw. „uporczywej terapii”. Polega ono na zaprzestaniu zabiegów medycznych nadzwyczajnych i niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów. W tym przypadku nie zamierza się zadawać śmierci, lecz przyjmuje się, że jest się bezsilnym wobec niej. Jeśli chodzi o środki zwyczajne, przysługujące umierającej osobie, to do końca nie wolno jej ich pozbawić. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, co robić, aby umierający cierpiał jak najmniej. Czasem trzeba podać silne lekarstwa uśmierzające ból, które jako skutek uboczny osłabiają jeszcze bardziej organizm, przybliżając tym samym moment śmierci. To działanie, w przeciwieństwie do eutanazji, ma na celu złagodzenie cierpienia. Przyjęcie silnych środków łagodzących ból nie jest brakiem heroizmu. Papież Pius XII powiedział w 1957 roku, że „ideał chrześcijańskiego heroizmu nie wymaga odmowy przyjęcia środków uśmierzających, nawet w obliczu śmierci. Rozwiązanie najdoskonalsze i najbardziej heroiczne może polegać zarówno na przyjęciu tych środków, jak i na ich odmowie”.
Żądanie prawa do decydowania o śmierci dochodzi do głosu w społeczeństwach bogatych, które dysponują dobrze wyposażonymi szpitalami, odpowiednimi lekarstwami i wykwalifikowaną służbą medyczną. Jednak te możliwości złagodzenia bólu i wsparcia osoby umierającej i jej rodziny nie odgrywają pierwszoplanowej roli. Dominuje założenie, że człowiek ma prawo decydowania o chwili śmierci i że życie ludzkie jest tyle warte, ile korzyści przynosi. Autorka jednego z pierwszych polskich artykułów w na temat eutanazji, opublikowanego 1989 roku, napisała, że „żyjący chcący nie żyć, powinni mieć prawo odchodzić bezboleśnie, w pewnym sensie komfortowo, zgodnie z osiągnięciami nauk medycznych i humanistycznych”. Jest to argumentacja fałszywa. Z prawa do samostanowienia o sobie nie można wyprowadzać prawa do samounicestwienia. Prawo ogranicza naszą wolność, na przykład przez zakaz posiadania broni, aby zabezpieczyć życie ludzkie. Decyzja człowieka podlega zmianie. Często jest wynikiem tragicznych doświadczeń, które mijają. Pewna pielęgniarka powiedziała, że nie spotkała jeszcze sytuacji, w której prośbę o skrócenia życia nie dałoby się załagodzić zwykłym zwiększeniem miłości. „Gdy słyszę taką prośbę – mówi – nigdy się nie oburzam, ani nie próbuje tłumaczyć, że tak nie wolno. Pytam tylko: A co się znowu stało? I zawsze się okazuje, że człowiek ten albo poczuł się upokorzony swoją bezradnością, albo przeżywa swoje opuszczenie, albo nie chciałby już dłużej być dla innych ciężarem”. Diagnoza lekarza także może być mylnie postawiona. Bywały sytuacje, że lekarz zawyrokował o śmierci pacjenta, ale ten wrócił do zdrowia. Człowiek może zmienić swój wybór, lekarz może popełnić błąd w diagnozie, ale nieboszczyk zdania nie zmieni, a lekarz umarłego nie wskrzesi do życia.
Życie ludzkie jest święte. Nikt w naszym społeczeństwie nie uznaje nieograniczonego prawa człowieka do decydowaniu o własnym życiu i śmierci. Naturalnym ludzkim odruchem i powinnością jest rzucić się na pomoc na widok człowieka, który zamierza skoczyć z mostu, by się zabić. Obowiązkiem sumienia każdego jest troszczyć się o życie do końca. Żadna grupa ludzi, rodzina, konsilium lekarzy czy społeczeństwo nie może decydować, ustalać czy poddawać pod głosowanie prawa do życia chorego człowieka. Nie istnieje sumienie zbiorowe. Chory zaś nie ma prawa żądać czy też prosić drugą osobę, by stała się jego zabójcą, powodując śmierć. Kościół uczy współczucia dla osób odchodzących z tego świata w cierpieniach. Sprzeciwia się fałszywej formie litości w imię humanizmu, którą posługują się zwolennicy eutanazji. Życie i śmierć człowieka jest w rękach Boga. Eutanazja jest jednym z najbardziej niepokojących objawów „kultury śmierci”, której trzeba przeciwstawić „kulturę życia”. W zdecydowanym odrzuceniu i potępieniu idei eutanazji nie chodzi jedynie o to, w jakich okolicznościach będziemy umierali, lecz o to, jak będziemy żyli.
Diane Pretty, 43. letnia Angielka, matka dwójki dzieci, przez długie miesiące walczyła o „prawo do śmierci”. Na skutek paraliżu od szyi w dół, chcąc odebrać sobie życie, wniosła sprawę o nie karanie jej męża, gdy on pomoże jej popełnić samobójstwo. Trybunał w Wielkiej Brytanii a następnie Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydały orzeczenia, odmawiając jej tego prawa. Wkrótce po ostatnim werdykcie w maju 2002 roku Diane zmarła. Przez cały czas trwania sprawy, chrześcijanie opowiadający się za życiem od poczęcia do naturalnej śmierci, okazywali pani Pretty wyrazy współczucia i sympatii, wskazując jednak, że rozwijana przy tej okazji kampania na rzecz eutanazji jest niemoralna, gdyż dla wywołania poparcia odwołuje się do uczucia litości w dramatycznych okolicznościach. Arcybiskup Cardiff, Peter Smith, powiedział, że orzeczenia prawne, respektujące świętość życia, są ważnymi argumentami, by zapobiec legalizacji eutanazji w Wielkiej Brytanii. Wskazał, że przy ciągłym rozwoju terapii paliatywnej, hospicjów można wiele uczynić, by uśmierzyć cierpienie osób umierających, podtrzymując ich ludzką godność w ostatnich chwilach życia.
W Polsce jest wiele hospicjów, gdzie osoby nieuleczalnie chore znajdują pomoc lekarza, pielęgniarki, psychologa, księdza i woluntariuszy. Oprócz opieki paliatywnej, uśmierzającej cierpienie, celem ośrodków hospicjum jest bezinteresowna obecność przy chorym, by przez to powiedzieć: „Jestem z tobą, zrobię wszystko, żebyś nie odchodził sam…” Ksiądz Andrzej, kapelan hospicjum, na pytanie postawione w wywiadzie, jak oswoić lęk przed śmiercią, wyznał: „Nie ma recepty. W ciągu wielu lat pracy z chorymi przekonałem się, że w takich sytuacjach sam niewiele mogę zrobić, najskuteczniej działa wtedy Bóg. On daje ukojenie, otuchę, pocieszenie i umocnienie w wierze. Miałem pacjentów, którzy bali się śmierci, ale spotkałem również takich, którzy się jej nie bali. Spotkałem 16. letniego chłopca, chorującego na zanik odporności. Umierał. Pamiętam jego słowa do matki: «Nie płacz po mnie, bo dojrzałem w wierze i idę z wiarą do Pana Boga». To piękne świadectwo”. Hospicja są w części finansowane z środków przyznawanych przez państwo. W pewnej mierze ich działalność zależy od ofiar ludzi. Zainteresowanie się ośrodkami hospicjów, pomoc woluntariuszy i wsparcie finansowe stanowią wyraz społecznej wrażliwości wobec osób nieuleczalnie chorych i umierających.
Pod krzyżem na Kalwarii stała Matka Jezusa. Była obecna przy śmierci swego Syna. Od starożytności chrześcijańskiej jest obecny w Kościele kult Matki Boskiej Bolesnej. Święty German z Konstantynopola, żyjący w VIII wieku, opisuje Maryję, która oddaje Chrystusowi ostatnią przysługę: żegna Go, całuje, przyciska do swego serca Jego głowę, przewodniczy przy owijaniu ciała w całun i przy złożeniu do grobu. W XV wieku, na terenie obecnej Holandii, powstało pierwsze Bractwo Matki Boskiej Bolesnej. Stowarzyszenie zaczęło się rozszerzać w krajach Europy. Z czasem wyodrębniły się z niego stowarzyszenie i apostolstwo Matki Bolesnej Patronki Dobrej Śmierci. Przypominają one o duchowej korzyści z ofiarowania intencji Mszy świętej za swego życia, aby uzyskać łaskę dobrej śmierci i odpuszczenie kar czyśćcowych. Członkowie stowarzyszenia służą osobom chorym, by ułatwić im przyjęcie Komunii świętej i sakramentu Namaszczenia Chorych.
Modlimy się o wybawienie od „nagłej i niespodziewanej śmierci”. Eucharystia zajmuje ważne miejsce w naszym przygotowaniu na godzinę śmierci. Prosimy o zbawienne owoce Mszy świętej i przyjęcia Komunii Świętej, pokarmu na życie wieczne: „W godzinę śmierci wezwij mnie. I każ mi przyjść do siebie, abym ze świętymi Twymi chwalił Cię na wieki wieków. Amen”.
Ks. Andrzej Dobrzyński
Fot. Matheus Ferrero/Unsplash.com