W dniach 9-10 października Kościół katolicki wszedł na „drogę synodalną”, bo rozpoczął się synod o synodalności. Brzmi to dość zagadkowo dla ludzi nie śledzących te wydarzenia. Tym bardziej warto dociekać, o co chodzi z tą synodalnością.
Pierwsza część otwarcia polegała na spotkaniu i refleksji, druga na Eucharystii i modlitwie. Czy dowiedzieliśmy się, o czym jest ten synod i jaki jest jego cel? O relacjach w Kościele, o zmianach, które należy wprowadzić, o jego przyszłości? A może jest to zabieg pijarowy, by pokazać, że jeszcze nie jest z Kościołem tak źle, że może być lepiej… Czy synod ten ma przekonać jednych do pozostania, innych do powrotu do Kościoła? Kościół synodalny, który ma się „objawić” w wyniku synodu, będzie bliżej ludzi. Będzie to Kościół, w którym każdy ma swoje miejsce i jest wysłuchany – jak to podkreślił papież Franciszek w przemówieniu inauguracyjnym. Będzie to zatem Kościół bardziej pokorny, a mniej wyniosły, bardziej służebny, a mniej władczy, bardziej konkretny, a mnie górnolotny? Jeśli tak, to warto dowiedzieć się czegoś więcej o synodalnej „rewolucji”. Na co możemy liczyć?
Od abstrakcji do rzeczywistości
Termin „synodalność” – rzeczownik abstrakcyjny – jest stosunkowo nowym pojęciem teologicznym. Pojawił się na krótko przed Soborem Watykańskim II (1962-1965). Od 70. lat ubiegłego wieku zadomowił się w literaturze przedmiotu. Jest często łączony z synonimicznie używanym wyrazem „soborowość”, czy też z pojęciem kolegialności biskupów. Termin „synodalność” odzwierciedla tę rzeczywistość, którą w historii Kościoła są synody i sobory powszechne, odbywające się od połowy II wieku. Nadzwyczajną popularność, którą się ten termin cieszy obecnie, zawdzięczamy papieżowi Franciszkowi. Abstrakcyjny termin przynosi nadzieję Kościoła bardziej konkretnego, nastawionego także na słuchanie, a nie tylko wygłaszanie pouczeń, na towarzyszenie, służbę i inspirowanie, a nie przywileje.
Słuchać, by usłyszeć
Obecny papież we wspomnianym przemówieniu i homilii nakreślił program synodalny, który obejmuje kolejne diecezje, kraje i kontynenty oraz cały Kościół katolicki. Synod ma za zadanie konkretnie ukazać i nauczyć ochrzczonych, by stanowili komunię i by włączyli się w misję ewangelizacyjną. Dlatego tak ważne jest w nim uczestnictwo wiernych w synodzie, od papieża po szeregowego katolika w parafii.
Zaangażowanie wiernych świeckich nie jest nowością ani przełomem w historii synodów. W okresie po Vaticanum II rozpowszechnił się typ synodów duszpasterskich z licznym udziałem świeckich, zwłaszcza na szczeblu diecezji i metropolii. Novum jest to, że ta metoda uczestnictwa obejmuje teraz cały Kościół, od dołu do góry, od peryferii do jego centrum w Rzymie. Trzyletni proces synodalny będzie kontynuowany przez proces recepcji jego postanowień.
Franciszek przestrzegł przed trzema niebezpieczeństwami grożącymi synodowi: formalizmem, intelektualizmem i immobilizmem, tj. żeby synod nie stał się sprawą elity, rodzajem konferencji naukowej, czy też by nie powielał starych wzorców i odpowiedzi. Podkreślił, że w synodzie istotną rolę spełnia spotkanie, słuchanie wzajemne i rozróżnienie tego, co mówi Duch Święty i co należy czynić. Trzeba być otwartym na Jego głos, na głosy ludzi i na potrzebę zmiany. Chodzi o znalezienie nowych odpowiedzi na nowe problemy. Nie można opancerzyć się w starych pewnikach, czy powtarzać pastoralne wzorce – tłumaczył Ojciec Święty.
W Kościele nie brakuje słów. Jest ich nawet za dużo, są nieraz bez pokrycia. Nie brakuje dokumentów. Lekarstwem na inflację przemawiania jest słuchanie. Podczas otwarcia synodu, w pracach grup językowych były momenty ciszy, milczenia, co wyrażało pragnienie słuchania Ducha i drugiego człowieka, także namysłu nad słowem wypowiedzianym.
Co mówi Duch, to człowiek usłyszy?
Właśnie w tym duchu refleksji nad tym, co zostało powiedziane, zauważyłem, że w przemówieniach papieża Franciszka ani raz nie pojawił się termin „Tradycja”.
Synody i sobory są istotnym elementem żywej Tradycji Kościoła, trwającego procesu przyjmowania prawdy objawionej i rozumienia jej.
Jan Paweł II w liście apostolskim Orientale lumen wskazał: „Nie chodzi o powtarzanie niezmiennych formuł, ale o dziedzictwo, które zachowuje żywy, pierwotny rdzeń kerygmatyczny. To Tradycja broni Kościoła przed niebezpieczeństwem przyswajania sobie jedynie zmiennych opinii i poręcza ich pewność oraz ciągłość” (n. 8).
Moim zdaniem brak nawiązania do Tradycji we wspomnianych przemówieniach znajduje pewne remedium w kilkakrotnym odwołaniu się przez Franciszka do pojęcia „adoracji”. Adorujemy nie tylko obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, ale i obecność słowa Bożego w tym, co „mówi Duch do Kościołów”. Duch Święty jest „Nieznanym poza Słowem”, jak wyraził to Hans Urs von Balthasar. Wsłuchujemy się i rozpoznajemy obecność Pana pośród ludu. Synody i sobory Kościoła, które odbywały się w przeciągu wieków, swój fundament biblijny widziały w Mt 18, 20: „Bo gdzie dwaj lub trzej zebrani są w imię Moje, tam jestem pośród nich”.
Franciszek ukazał, że synod jest słuchaniem słowa Bożego wraz ze wsłuchiwaniem się w to, co mówią ludzie. Słowo Boże i słowa ludzi; pierwsze oświeca drugie, pozwala rozróżnić, co od Boga a co ludzkie i orientuje synod, by stał się on – jak podkreślił Franciszek – oczyszczającym spotkaniem z Ewangelią i uwrażliwieniem na działanie Ducha.
Ucho synodalne a ucho igielne
Homilia inauguracyjna była komentarzem do Ewangelii o bogatym młodzieńcu, który nie skorzystał z zaproszenia i nie poszedł za Chrystusem, zostawiając wszystko inne. W Kościele nie brakuje słów i dyskusji. W sferze publicznej o Kościele również wiele się mówi. W synodzie nie tyle chodzi o opinię publiczną, co o zmysł wiary, którym trzeba usłyszeć wezwanie „pójdź za Mną”.
Synodalne „ucho” ma coś wspólnego z „uchem igielnym”… Nie zdziwmy się więc, kiedy droga synodalna okaże się wąską drogą, a nie kilkupasmową autostradą. Wąska droga nie oznacza, że podążają nią nieliczni, lecz że jeden idzie za przykładem drugiego, natomiast wszyscy za Chrystusem, a nie każdy, gdzie i jak chce.
Ks. Andrzej Dobrzyński
Fot. Franco Antonio Giovanella/Unsplash.com