Każdy, kto uważa się za ucznia Jezusa z Nazaretu i poważnie traktuje swoje chrześcijaństwo, wcześniej, czy później staje wobec pytania o miłość. Zmartwychwstały stawia je wierzącym w różnych okolicznościach życia, oczekując świadomej, szczerej odpowiedzi. Dialog ten nie musi być wyrażony w słowach. Czasem jedynie własne sumienie jest świadkiem samookreślenia się, które kształtuje całe życie człowieka. Na przestrzeni wieków od spotkania nad brzegiem Morza Tyberiadzkiego wielu było tych, którzy na pytanie Jezusa: „Czy kochasz Mnie?” odpowiadali: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21, 17). I dziś żyje wielu uczniów Chrystusa, którzy na potwierdzenie tego wyznania gotowi są oddać życie. Ich miłość, płynąca z wiary w Zmartwychwstałego, jest godna najwyższego uznania i pragnienia.
Różne są drogi, które prowadzą do przyjęcia i odwzajemnienia miłości Chrystusa. Jedni – jak św. Paweł – poznają jej przemieniający blask w jednym momencie. Inni – jak św. Piotr – potrzebują długotrwałej szkoły uniesień i upadków, aby wreszcie odkryć, na czym polega jej tajemnica. Już przy pierwszym spotkaniu Piotr prosił: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5, 8). Zaufał jednak Jego słowom: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10) i poszedł za Nim. Był wdzięczny, że Mistrz wzywa go, mimo jego słabości. Podążając za Nim i doświadczając Jego dobroci i mocy, był Mu oddany. Wydawało mu się, że kocha Go. Rozpoznał w Nim Mesjasza, Syna Bożego, i nie wahał się tego wyznać. Jezus błogosławił go za ten dar rozeznania, który otrzymał od Ojca niebieskiego (por. Mt 16, 16-17). Pragnął największego dobra dla Nauczyciela. Nie chciał nawet słyszeć o tym, że mógłby być aresztowany i zabity. Zdziwił się pewnie, gdy Jezus potraktował jego obawy jak pokusę i zganił go, nazywając Szatanem (por. Mt 16, 21-23). Był to pierwszy sygnał, że On nie takiej miłości oczekuje. Gdzie był błąd? Piotr odkrył to nieco później. Wierząc, że kocha Jezusa nad życie, zapewniał, że nigdy Go nie opuści. Jak słaba to była miłość przekonał się na dziedzińcu pałacu najwyższego kapłana, gdy po trzykroć zaprzeczył jej, mówiąc: „Nie znam Go” (Łk 22, 57). To, co w dniach pomyślności uważał za miłość do Chrystusa, w momencie próby okazało się jedynie miłością samego siebie. Zrozumiał w jednej chwili, że nie oddałby życia za Tego, który właśnie teraz umiera za niego. Łzy żalu były jedynym, lecz wymownym znakiem głębokiego cierpienia ducha, spowodowanego tą świadomością. Nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie w tej chwili rodzi się w nim prawdziwa miłość, której wyznanie miał złożyć, umocniony tchnieniem Ducha, po zmartwychwstaniu Pana.
Mówiąc nad brzegiem Morza Tyberiadzkiego: „Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21, 17), zdawał sobie sprawę, że wierność tej miłości nakaże mu dzielić los Umiłowanego. Ze spokojem słuchał zapowiedzi Mistrza: „gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 18). Jeszcze przed kilku dniami nie był w stanie oddać życia za Jezusa, teraz był gotów umrzeć za Niego. Nie dbał już o siebie. Liczyła się tylko miłość Tego, w którym rozpoznał Boga. Odtąd z całym przekonaniem mógł głosić: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29).
Św. Piotr jest reprezentantem ludzi, którzy z trudem uczą się umiłowania Chrystusa. Apostoł milcząco ostrzega przed pozorem miłości, która deklaruje: Panie, pójdę za Tobą!, a w rzeczywistości oznacza: Panie, Ty chodź za mną! Potwierdza, że każdy jest zdolny do umiłowania Chrystusa, choć to może wymagać pokonania długiej i trudnej drogi. On, w końcu, jest świadkiem, że najboleśniejsze doświadczenie grzechu, niewierność a nawet zaparcie się Bożego Syna może prowadzić do najgorętszego wyznania miłości. Potrzeba jedynie wiary w przebaczenie Pana i nawrócenia. A wtedy nawet śmierć z miłości do Chrystusa jest możliwa. Pan Jezus zmartwychwstały staje dziś z pytaniem: Czy kochasz mnie? Czas już na odpowiedź!
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Paul Zoetemeijer/Unsplash.com