Są ludzie, którzy od wszystkiego umywają ręce. Spośród nich chyba najbardziej znaną postacią jest Piłat. W dniu sądu nad Jezusem, zalękniony o swoją pozycję, „wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: «Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz»” (Mt 27, 24). Nie on jeden jednak sądził, że można uwolnić się od odpowiedzialności za wyrządzane zło za pomocą kilku kropel wody.
Takie przekonanie panowało również wśród faryzeuszów. Dali temu wyraz gorsząc się z powodu zachowania Apostołów, którzy zasiedli, do stołu nie dokonawszy rytualnego obmycia rąk. Faryzeusze przejęli ten zwyczaj od kapłanów, których przepisy Prawa zobowiązywały do różnorakich obmyć przed sprawowaniem funkcji liturgicznych w świątyni. Gesty, które w obrzędowości kapłańskiej były wyrazem odpowiedzialności za godne sprawowanie liturgii, w mentalności faryzeuszów przybrały znaczenie wprost przeciwne; były znakiem woli wyzbycia się odpowiedzialności przed Bogiem za zło. Wydawało się im, że grzech może przykleić się do nich z zewnątrz jak kurz z drogi, po której stąpali, albo jak pot człowieka, o którego otarli się na targowisku. Tak rozumiejąc nieczystość, chętnie sięgali po wodę, aby dzięki niej poczuć, że na nowo są wobec Boga w porządku. Łatwo zapominali wtedy o tym, co w sercu ukrywali przed Bogiem, ludźmi i samymi sobą.
Zarówno gest Piłata, jak i zgorszenie faryzeuszów były zrozumiałe, ponieważ ich pojmowanie działania zła w życiu człowieka było błędne. Oni dostrzegali tylko to, co zewnętrzne – dla nich decydujące znaczenie miały zewnętrzne okoliczności, które doprowadziły do tego, że ulegli złu, a nie wewnętrzna dyspozycja serca, które temu złu się poddaje. Piłat nie zwracał uwagi na to, że od jego sądu i wyroku zależało życie Człowieka, ale zrzucił całą winę na wzburzonych Izraelitów. Faryzeusze nie mieli odwagi przyznać się, że nie wypełniają wiernie przykazań Bożych, więc winą za własną nieczystość obarczali sytuacje i osoby, z którymi na co dzień mogli się spotkać.
Pan Jezus odsłania hipokryzję w ich podejściu do moralności: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi»” (Mk 7, 6-7). Następnie zaś Pan Jezus uczy nowego spojrzenia na działanie zła w życiu człowieka: „Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby go uczynić nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. (…) Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 15.21-23). Ta nauka nie wymaga komentarza. Wszystko jest jasne: zło rodzi się w sercu człowieka z nieuporządkowanych pragnień, uczuć i z lekceważenia Bożych praw. Człowiek jest stworzeniem rozumnym, obdarzonym wolną wolą. Dlatego okoliczności mogą owszem wpływać na ludzkie postępowanie, ale to nie one decydują o naszych wyborach i czynach. Codzienne sytuacje, ludzie, pokusy mogą ograniczać naszą świadomość i wolność decydowania, a przez to zmniejszać odpowiedzialność, ale w gruncie rzeczy od nas, od dyspozycji naszego serca i umysłu zależy, czy poddajemy się działaniu zła, czy też je w sobie przezwyciężamy. Nie należy też zapominać, że wciąż wspiera nas łaska Boża, która przewyższa wszelką naszą słabość i ograniczenie.
Nie można zapominać o tym, szczególnie wtedy, gdy skłonni jesteśmy umywać ręce od odpowiedzialności, usprawiedliwiając się, że postępujemy tak czy inaczej, „bo dzisiaj świat jest taki, a nie inny”. Świat prawdopodobnie nigdy nie był lepszy, a ludzie święci niezliczoną ilość razy udowodnili, że żyjąc w tym świecie w każdym calu można dochować wierności Bogu i Chrystusowej Ewangelii. Trzeba tylko głęboko zaglądać we własne serce i pytać się, ile w nim jest miłości Boga, a ile nieuporządkowanej miłości świata. A potem trzeba prosić Boga, aby On sam dokonał w nas oczyszczenia – nie wodą (choćby z najczystszego źródła), ale mocą Ducha Świętego. W praktyce oznacza to, że zamiast mówić: Kłócę się z synową, bo ona jest niedobra, nieżyczliwa, złośliwa…, trzeba przyznać: Kłócę się, bo w moim sercu jest zbyt mało cierpliwości, wyrozumiałości a zbyt wiele zawiści, zazdrości, zaborczej matczynej miłości…, i prosić Boga o wewnętrzne oczyszczenie z tego wszystkiego, co złe i uzdrowienie relacji z innymi. Zamiast twierdzić: Piję ze zgryzoty, można uświadomić sobie, że ulegam bardziej głupocie, chęci zapomnienia o tym, co z dnia na dzień tracę z mej ludzkiej godności, aniżeli ciężarowi zewnętrznych problemów i trosk. Wtedy, z pomocą Bożą, można walczyć o uwolnienie.
Dzięki mocy Ducha Świętego, w wodach Chrztu zostaliśmy oczyszczeni ze zmazy grzechu. Chrystus może i do nas skierować słowa, z którymi zwrócił się do Apostołów: „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15, 3). Doświadczamy jednak, że zło nadal jest w nas obecne. Ulegamy mu. Mamy poczucie, że tracimy ową pierwotną czystość. Zamiast więc „umywać ręce”, trzeba pozwolić Chrystusowi, by On nieustannie obmywał nasze serce. On wciąż ostrzega: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną” (J 13, 8).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Nathan Dumlao/Unsplash.com