Nie można prowadzić duchowego życia bez modlitwy. To jedno jest pewne. Jeśli dwoje ludzi chce się bardziej poznać, zbliżyć, pokochać, to muszą ze sobą rozmawiać, być razem, słuchać i starać się zrozumieć. W relacji człowieka z Bogiem jest tak samo. I tu chodzi o serdeczny kontakt dwojga osób. Dlatego Pan Jezus w przypowieści o wdowie i sędzi poucza, czym w naszym życiu ma być modlitwa. Opowiadanie to nie jest porównaniem. Nie można więc zestawiać Pana Boga z leniwym, nie liczącym się z nikim sędzią, który wciąż każe się błagać i niechętnie spełnia prośbę wdowy. Jest to czysta przypowieść, która zawiera jedno pouczenie: konieczna jest wytrwałość w modlitwie. Święty Paweł mówi wprost: ,,Nieustannie się módlcie!” (1 Tes 5, 17). Bardzo często mówimy: Nie umiem się modlić…, modlitwa mi „nie idzie…”, nie mogę się skupić…, moje myśli uciekają gdzieś daleko. Nie wolno nam się zrażać. Nie wolno zrezygnować z wysiłków. W życiu modlitwy nie chodzi o to, czy umiem pięknie układać słowa, ale o to, co chcę wyrazić. Przyjaciele nie oczekują od siebie pięknych słów, ale zwyczajnej rozmowy. Nawet słowa są czasem zbędne. Istnieje pomiędzy nimi coś, co sprawia, że rozumieją się na odległość, bez słów i gestów. To coś, to miłość. Miłość natomiast to dar, łaska Ducha Bożego. Dlatego św. Paweł dodaje nam otuchy: „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, ale trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Tak więc modlitwa ma być bardziej funkcją serca niż umysłu. Aby tak było musimy wznosząc ręce, uświadomić sobie, że stajemy wobec kochającego nas Ojca. On czeka, aż zwrócimy się do Niego z prośbą, przez to nas wychowuje. Jak rodzice, którzy wiedzą, że wyprzedzanie potrzeb dziecka rozpieszcza je, tak że zaczyna sądzić, iż należy mu się, co tylko zechce.
Ojciec wysłuchuje każdej prośby. Nie każdą jednak spełnia. Nie możemy się temu dziwić (choć to czasem trudne doświadczenie, zwłaszcza gdy nam na czymś naprawdę zależy). I rodzice nie dają dziecku wszystkiego, o co prosi. Oni wiedzą, że czasem to, co dobre dla innych, dla ich dziecka może być powodem cierpienia; może zrobić krzywdę. Warto też uświadomić sobie, że stajemy wobec Chrystusa, wspaniałego Brata i Przyjaciela. Jemu można tak serdecznie zwierzyć się ze wszystkich radości, trosk i wątpliwości. Na pewno wysłucha i, gdy zajdzie potrzeba, pomoże. Nie trzeba wtedy martwić się, że ułożoną modlitwę przerywają natrętne myśli o tym wszystkim, czym żyjemy. Przecież z przyjacielem często rozmawia się o czymś, co nieistotne, mało ważne, co jednak stanowi naszą codzienność. To wszystko także zbliża, jest świadectwem normalnego życia, czy nawet najbardziej nierealnych marzeń, albo snów. W rozmowie z przyjacielem nie ma rozproszeń, jest tylko mniej lub bardziej ważny margines na dygresje. Czy modlitwa musi zadowalać? Oczywiście nie. Wdowa z przypowieści na pewno nie była zadowolona, że całymi dniami musi stać pod drzwiami i prosić. Na pewno też o wiele bardziej była zadowolona, gdy dopięła swego. Są takie chwile, gdy potrafimy zachwycić się Bogiem, czujemy się blisko Niego, jesteśmy radośni i pełni zapału. To takie Boże „cukierki”, które daje czasem jako deser do konkretnego pokarmu modlitwy, która rodzi się z wysiłku i przez złączenie z cierpieniem Krzyża daje siły do życia. Właśnie przez ten trud, dzięki wytrwałości i cierpliwości, jaką okazujemy, taka modlitwa jest jeszcze wartościowsza. Pytanie, jak się modlić, często wiąże się z chęcią poznania praktycznych metod modlitwy. Jest ich wiele.
Najbardziej powszechną jest codzienny pacierz. Modlitwa ta polega na wypowiadaniu stałych formuł modlitewnych: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierzę, Anioł Pański, lub innych. Jest to najprostsza modlitwa i dlatego rodzice najczęściej tej modlitwy uczą swoje dzieci. Jest to modlitwa cenna, bo jest włączeniem się w całe wieki tradycji chrześcijańskiej, która nimi posługiwała się. Wielu ludzi zatrzymało się na poziomie tej modlitwy i jest ona dla nich wystarczająca. Jest ich spotkaniem z Bogiem, wyrazem czci i poczucia chrześcijańskiego obowiązku. Codzienne klękanie do pacierza rano i wieczorem, jest znakiem, że człowiek pragnie przeżywać cały dzień z Panem. Jest to minimum modlitwy uświęcenia czasu. Nie może ona jednak być tylko bezmyślnym spełnieniem obowiązku, który ma swoją wartość przed Bogiem, ale niczego, albo prawie niczego nie wnosi w życie samego człowieka. Kto nie chce „zapominać” o codziennym pacierzu, musi postarać się o jego pogłębienie, przez umiejętne połączenie własnych przeżyć z wymawianymi słowami. Jeżeli ono nie nastąpi to szybko człowiek dochodzi do wniosku, że może się bez modlitwy obejść. I jest to odruch naturalny: żaden dorosły nie będzie nosił koszulki, w którą mama ubrała go, gdy miał cztery lata. Cokolwiek by powiedzieć o modlitwie, nie można się jej nauczyć inaczej, jak tylko na kolanach. Trzeba modlitwę praktykować, zasmakować w niej, aby poznać, czym ona jest i doświadczyć jej skuteczności. Mając w pamięci obraz wytrwałej wdowy, nie rezygnujmy z codziennego „naprzykrzania się” Panu Bogu.
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Aurelien Lemasson Theobald/Unsplash.com