Krzyż. Znak wybrany. „Spotykają się w nim dwa kierunki: pionowy i poziomy, wyrażając jakieś najgłębsze skrzyżowanie spraw boskich i ludzkich w dziejach człowieka i świata” – pisał kard. Karol Wojtyła. Klękamy ze czcią przed wizerunkiem wywyższonego na nim Chrystusa. Wielbimy Jego miłość. Czasem budzi się w nas odruch współczucia, a przez umysł przebiega myśl: On umarł w tak straszny sposób za mnie – za mnie osobiście. Rodzi się wtedy pragnienie, by zacząć tak układać własne życie, aby nie było ono zaprzepaszczeniem cierpienia Tego, który do końca nas umiłował (por. J 13, 1). Szczególnej aktualności nabierają wówczas słowa Chrystusa, które dziś, w święto Podwyższenia Krzyża, przypomina liturgia: „potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne ” (J 3, 14-15). A więc potrzeba wiary w Chrystusa – i to Chrystusa ukrzyżowanego – aby Jego śmierć nie była dla nas bezowocna.
Co to znaczy wierzyć w Chrystusa wywyższonego na krzyżu? Wielcy mistycy podejmowali próby zgłębienia tej tajemnicy i wszyscy dochodzili do przekonania, że jest ona niewyrażalna. Jednocześnie jednak doświadczali, że samo usiłowanie poznania jej, z zaangażowaniem nie tylko rozumu, ale także uczuć i woli, stawało się drogą do wewnętrznego zjednoczenia z Chrystusem. Na tej drodze nie tylko odkrywali sens swojego własnego cierpienia i różnorakich krzyży, jakie przynosiło im życie, ale także doznawali tego pokoju i nadprzyrodzonej radości, jakie są właściwe ludziom, którzy wiedzą, że są kochani miłością bez granic. Dlatego warto nieustannie podejmować próby docierania do istoty wiary w Krzyż Zbawiciela. Niech dziś przewodnikami będą nam ci, którzy właśnie w momencie Jego wywyższenia stanęli wobec wyzwania wiary.
„Arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego” (Mt 27, 41-42). Chrystus mógł to uczynić. Mógł prosić Ojca i swą boską mocą uwolnić się od męczarni krzyża. On trwał. Już dawno dał im odpowiedź: „To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza ” (Łk 11, 29). Faryzeusze i uczeni w Piśmie patrzyli na Ukrzyżowanego przez pryzmat przyziemnych, wprost politycznych wyobrażeń. W ogóle nie brali pod uwagę wiecznego, nieskończonego wymiaru Jego misji. Z takim nastawieniem nie mogli uwierzyć, że ta śmierć może mieć jakiś religijny sens. Przewrotność, czyli chęć nadania Bożym dziełom znaczenia zgodnego z ludzkimi, doczesnymi dążeniami, doprowadziła ich do tego, że w obliczu krzyża mogli się zdobyć tylko na szyderstwo. Niestety, i w naszych czasach nie brak takich nieszczęśliwców.
Tymczasem Chrystus wielokrotnie wskazywał, że treść tajemnicy krzyża jest czytelna tylko w perspektywie zmartwychwstania. Tylko ten, kto liczy na życie wieczne, może doświadczyć krzyża i uwierzyć w jego moc. Chrystus nie musiał zstępować z krzyża, aby łotr mógł prosić: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23, 42). On nawet wisząc na krzyżu nie utracił perspektywy królestwa Bożego. To, co z Bożego Objawienia zachowało się w jego pamięci, teraz – w obliczu śmierci niewinnego Człowieka – nabrało nowego znaczenia. Miał przed oczyma całe swoje grzeszne życie. Zestawił je z życiem Jezusa. W jednej chwili pojął, że skoro Chrystus mimo swojej cudotwórczej mocy podejmuje takie samo cierpienie jak złoczyńca to znaczy, że spełniają się proroctwa o Słudze Jahwe: „On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 4-5). On jeden – złoczyńca – zrozumiał, że przez śmierć Chrystusa otwiera się dla niego i dla innych ludzi wieczne królestwo Boga. Uwierzył, że ta śmierć ma dla niego samego wielkie znaczenie.
Zrozumiał, że gdy swe cierpienie połączy z takim samym cierpieniem Jezusa, może prosić o miejsce w Jego królestwie. Nie musiał długo czekać na Chrystusową odpowiedź. „Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: Prawdziwie, Ten był Synem Bożym” (Mt 27, 54). Wydaje się, że tym ludziom było najtrudniej uwierzyć w ukrzyżowanego Chrystusa, Oni postawili już wiele krzyży i uczestniczyli w wielu egzekucjach. Byli obyci z krzyżem i ze śmiercią. A jednak uwierzyli. Trudno powiedzieć, czy do tej wiary – słabej i pełnej lęku, ale prawdziwej – doprowadziło ich to, że mogli dostrzec subtelną różnicę pomiędzy konaniem złoczyńców, którym życie odbierano i Sprawiedliwego, który swe życie sam oddawał (por. J 10, 18), czy też to, że obserwowali niezwykłe zjawiska zachodzące w przyrodzie. Jakkolwiek by było, oni zrozumieli, że jest jedno, jedyne w swoim rodzaju podwyższenie krzyża, obejmujące losy wszystkich, którzy w nim uczestniczą, dobre i złe dzieje ich samych, oraz rzeczywistość całego świata stworzonego. Cały kosmos niejako brał udział w tej śmierci. W prostocie żołnierskiego serca, bez uprzedzeń i przewrotności odczytywali znak Bożej obecności w tym, co przez ich ręce się dokonało. Nie wiadomo, co wniosła w ich życie wiara, którą nabyli z tego doświadczenia. Jedno jest pewne: Ewangelia zachowała na wieki pamięć tych świadków wiary, która budzi się w obliczu krzyża.
Można by jeszcze o drogę do wiary w Chrystusa ukrzyżowanego pytać Jana, Józefa, Nikodema, pobożne niewiasty zgromadzone wokół Maryi, tłumy, które „wracały bijąc się w piersi” (Łk 23, 48). Wystarczy jednak spotkanie z dobrym łotrem oraz setnikiem i jego drużyną, aby zrozumieć, że wiara w Chrystusa ukrzyżowanego polega na uznaniu w Nim Syna Bożego, który „stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 8) otworzył bramy królestwa niebieskiego, aby w nie wprowadzić wszystkich ludzi i całe stworzenie. Droga ku tej wierze wiedzie przez zjednoczenie własnego – małego czy wielkiego – cierpienia z cierpieniem Zbawiciela oraz przez włączenie treści swego życia w odwieczną tęsknotę całego stworzenia za pełną jednością ze swoim Stwórcą. Jeśli to wydaje się nadal zbyt tajemnicze, pozostaje zawsze jednoznaczne wezwanie Chrystusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mk 8, 34).
Ks. Paweł Ptasznik
Fot. Matthieu Petel/Unsplash.com