Kazimierza Cybulskiego miałem okazję spotkać kilka miesięcy temu, 15 maja br. Odwiedziłem go w jego domu, ponieważ ze względu na chorobę nie mógł wziąć udziału w spotkaniu Fundacji Jana Pawła II w Los Angeles. Ten niedzielny wieczór pozostawił głęboki ślad w mojej pamięci. Przyjechaliśmy razem z Bogusławą i Gerhardem Doerr. Gospodarze domu, Kazimierz i Henryka Cybulscy, podjęli nas małym poczęstunkiem. Po kilku chwilach zebrani podzielili się na dwie małe grupki rozmówców. Jedną tworzył Kazimierz i ja, drugą pozostałe osoby. Tematem mojej rozmowy z Kazimierzem były jego wspomnienia z czasów wojny.
W ciekawy i zajmujący sposób przeprowadził mnie przez najbardziej dramatyczne lata swojego życia. Pochodził z Przemyśla. Po wejściu Sowietów w 1939 r. został zesłany na Syberię wraz z matką i dwiema siostrami. Cudem uniknął śmierci. Starsza siostra zmarła z wycieńczenia. Ojciec, wypuszczony na wolność, odnalazł rodzinę po morderczym marszu. Dalsza tułaczka zagnała ich do Teheranu i Egiptu. Po przejściu przeszkolenia, Kazimierz został wcielony do II Korpusu. Chciał iść na front z bronią w ręku, ale wojna się skończyła. Opowiadał w tak przejmujący i barwny sposób, że moja wyobraźnia pełna była obrazów i scen z tamtego okresu.
Kazimierz nie wrócił do Ojczyzny. Z Włoch pojechał do Anglii. Pracował na budowach i w fabryce papieru. Zdobywał także dalsze wykształcenie w Leeds. Założył rodzinę. W 1955 przeniósł się do USA i osiadł w okolicach Los Angeles. Włączył się w kulturalne i religijne życie miejscowej Polonii. Prowadził audycje radiowe i odczyty literackie. W 1976 r. był jednym z organizatorów wizyty kard. K. Wojtyły w Los Angeles. Od tamtego czasu ich drogi życia zeszły się razem.
Wiara i miłość do Ojczyzny stanowiły podstawowe wartości ludzi ich pokolenia. Być może Kazimierz darzył wielką sympatią Jana Pawła II dlatego, że również jak Papież miał serce i oczy poety. Poeci czują głębiej i widzą dalej. Wspomnę, że Kazimierz opublikował sześć tomików wierszy oraz wspomnienia „Przerwany bieg życia”. Jan Paweł II nie był emigrantem, ale rozumiał dobrze rodaków, w dużej mierze swoich rówieśników, którzy po wojnie pozostali na obczyźnie. Wiedział, że w ogromnej większości swoją świadomość – jak powiedział przy pewnej okazji – „budowali nie tyle na pojęciu «emigracja», co na rzeczywistości «Ojczyzna». Dokonywało się to na różnych poziomach świadomości. […] Nieocenione są zasługi emigracji w tworzeniu i pomnażaniu naszej kultury w świecie i w dawaniu świadectwa o Polsce: jaką była i jaką być powinna” (Watykan, 27 czerwca 1985 r.). Sądzę, że te słowa Papieża trafnie opisują Kazimierza i wielu Polaków żyjących w świecie. Człowiek, jak dobre drzewo, swoim życiem daje świadectwo korzeniom, z których wyrasta; temu, kim jest i jaki jest.
Trzeba podkreślić, że Kazimierz od początku włączył się w działalność Fundacji Jana Pawła II. W 1986 r. założył Koło Przyjaciół Fundacji i przez ponad dwadzieścia trzy lata pełnił funkcję prezesa. „Fundacja – to moje życie” – tak mówił. Dlaczego? Widział, że Jan Paweł II uosabia i reprezentuje wartości i postawy, w które pokolenie Kazimierza głęboko wierzyło. Był przekonany, że propagowanie dziedzictwa pontyfikatu, polskiej kultury chrześcijańskiej i kształcenie młodzieży ze Wschodu, w dużej mierze o polskich korzeniach, jest cennym dobrem, wyrazem wiary i miłości do ludzi i do Ojczyzny.
Kazimierz przyjechał do Rzymu na pogrzeb Jana Pawła II, 11 kwietnia 2005 r. Pod wpływem tamtych przeżyć napisał wiersz, w którym dziękował Ojcu Świętemu:
„I żyć nas nauczyłeś,
jak tylko potrafić może
w pełni prawdziwy człowiek,
którym Ty zawsze byłeś.
A żegnając się z nami –
umierać nas nauczyłeś”.
Słowa te ukazują prawdę, że cechą pokolenia Karola Wojtyły i Kazimierza Cybulskiego było wzajemne dodawanie sobie sił przez świadectwo wiary, przez postawę moralną, przez oddanie i poświęcenie dla Boga i Ojczyzny. Jan Paweł II wiedział, że jest siłą dla wielu swoich rodaków, że oni budują się jego przykładem, służbą i modlitwą. Dlatego szedł przez ten świat do końca, świadomy, że także słabością, cierpieniem i umieraniem dodaje sił innym. Oni natomiast chcieli iść razem z nim, dotrzymać mu kroku w czasie pontyfikatu i przekazać jego dziedzictwo następnym pokoleniom. W ten sposób zrodziło się i rozwijało dzieło naszej Fundacji, watykańskiej i polonijnej zarazem. Smutek z powodu odejścia z tego świata śp. Kazimierza koimy modlitwą i przekonaniem wiary, że śp. Jan Paweł II, który uczył go żyć i umierać, teraz towarzyszy mu na drogach wieczności, a może wspólnie piszą wiersz…
Ks. Andrzej Dobrzyński